W ubiegłym tygodniu zadeklarowałem powrót do kwestii przynależności naszego miasta do aglomeracji śląskiej.Z ważnego powodu trzeba mi tę kwestię zarzucić w bieżącym felietonie.
Obiecuję jednakże powrót do kwestii w następnym tygodniu. A to, co każe dziś pisać o innym temacie, to rzecz ważka, społecznie pożyteczna, do której gorąco chcę Państwa zachęcić.
Od ponad roku organizowane są w Galerii Galena akcje adopcyjne naszego lokalnego schroniska dla zwierzaków, Artemidy. Regularnie w każdą trzecią sobotę miesiąca możecie Państwo spotkać wolontariuszy fundacji przechadzających się z pieskami po naszym centrum handlowym. Każdy z tych zwierzaków ma w oczach jedno – tęsknotę za domem, za posiadaniem swojego kąta na tym świecie i właściciela, swojego pana. I wierzcie mi Państwo – naprawdę dobrze się składa, że można te zwierzęta zobaczyć w otoczeniu innym niż schronisko. Każdy człowiek z odrobiną dobra w sercu wręcz fizycznie cierpi, patrząc na te proszące oczy pozamykane w boksach i marzące o normalności. Każde z tych stworzeń ma do tego swoją historię, nierzadko związaną z cierpieniem czy krzywdą. A wszystko to, co niestety najsmutniejsze, zafundowane przez człowieka, często mieniącego się panem swojego kota czy psa. I na tę krzywdę chcę zwrócić Waszą uwagę, prosić o to, byście swoje dobro skierowali w stronę tych bezdomnych i bezpańskich stworzonek.
A piszę to wszystko z perspektywy osoby, która uległa urokowi i niemej prośbie w oczach jednego z podopiecznych Artemidy – otóż mija właśnie rok, odkąd podjęliśmy decyzję o uszczęśliwieniu jednego z piesków i adoptowaliśmy ślicznego biszkoptowego ciapka o imieniu Luna. I powiem Państwu, że była to jedna z najlepszych decyzji, jaką można było podjąć. Do naszego domu dołączyła trzyletnia futrzasta kulka wypełniona energią i szczęściem, posiadająca nieskończone pokłady miłości i wdzięczności, dosłownie z miejsca stając się jedną z osi rodzinnego życia. I cóż, że nie spełnia żadnego wzorca rasy, cóż z tego, że uszy ma oklapnięte, a nóżkę trochę kulawą. Nie da się opisać tego, jak ogromna jest ta radość psa, radość z posiadania normalnego domu. W uszach brzmią mi cały czas słowa napotkanej podczas jednego ze spacerów znajomej, przechadzającej się ze swoim Jack Russellem z hodowli. Jej zdaniem nigdy nie widziała i nie zobaczy w oczach swojego podopiecznego tej miłości, która dostrzegła w oczach naszego „adopciaka”. I powiem Państwu, że to rzeczywiście czuć. Oczywiście, pies z natury jest stworzeniem pogodnym i szczęśliwym, mówi się, że nawet bite i źle traktowane będą kochać swojego pana. Ale cóż to za miłość, która nie jest odwzajemniana? Taka nigdy pełna nie będzie.
Dlatego chcę Państwa prosić – jeśli rozmyślacie o zwierzaku, jeśli chodzi Wam po głowach kupienie czy przygarnięcie psa/kota – biegnijcie w weekend do Galeny. Szukajcie tam zwierzaków z chustkami „adoptuj mnie” i pomyślcie o tym. Mogę zapewnić na własnym przykładzie, że dzień adopcji zaliczycie do najszczęśliwszych dni swojego życia. A ogólna suma szczęścia na świecie znacząco wzrośnie.
Tylko niech to będzie zawsze decyzja przemyślana, te zwierzęta marzą o normalności, nie o kolejnych problemach. I to miejcie Państwo z tyłu głowy. A bać się nie ma czego, o tym mogę – po roku z wdzięcznym i kochanym pieskiem – mogę zapewnić.
[vc_facebook]