czwartek, 25 kwietnia, 2024

Oczywista Nieoczywistość- Upadek Josepha Grande`a (cz.1)

Strona głównaFelietonOczywista Nieoczywistość- Upadek Josepha Grande`a (cz.1)

Oczywista Nieoczywistość- Upadek Josepha Grande`a (cz.1)

- Advertisement -

Na stole leży książka. W twardej, brązowej oprawie, lśniącej w promieniach słońca, zgarbionego pod ciężarem upływającego czasu; sunącego wśród barw pomarańczowych minut i godzin. Ściany, niczym kolumny podpierają wszechświat, na suficie konstelacje gwiazd połyskują płatami zmierzchu. Jestem pośrodku. Wewnątrz, na zewnątrz, tutaj; właściwie nie wiem gdzie.

Pośrodku tego wszystkiego jest ona; patrzę na ciemną, kusząco połyskującą okładkę. Światło uderza o nią, rozpierzchając się i trącając o granice martwej materii drobinami świetlistych igieł. Zamykam oczy, wstaje od stołu. Pulsująca w żyłach krew uderza ze zdwojoną siłą; pojawia się ciemność, potem jasność, oczami wyobraźni widzę siebie i słyszę, słyszę jak ciężki, monolityczny odgłos metalu rozlega się głucho i tępo. Odbija od murów kamienic, zagląda do okien; tych otwartych, zamkniętych, uchylonych; stuka do drzwi, potyka się o krzywe krawężniki, zerka do studzienek, po czym wskakuje na odrapane niechlujne rynny i pnie się po nich do góry. Pośród strzępów mosiężnego hałasu, nieznośnych i drażniących, zimnych jak lód, wszystko przebiega jak zawsze, ludzie przechodzą, zerkają, odchodzą, nikną, domy stoją, mury kruszeją, ciemne dachy grzeją się w ostatnich promieniach słońca, które zajdzie godzinę później.

Wikipedia-Photography-in-Berlin

To tam, w oddali, powyżej, dzwoni dzwon; głuchy jak pień, ciężki jak topór. Wieża kościoła na końcu ulicy rozcina powietrze, spogląda w górę swoim zwieńczeniem, przypominając smukłą rakietę, która gotowa jak nigdy, nie wzniesie się w niebo, jak zawsze. Otwieram oczy. Podchodzę do otwartego okna. Kilkadziesiąt metrów poniżej i dalej, mijając plac św. Judy i sunąc w dół, krótką, wąską ulicą idzie mężczyzna. To chyba ja..? Nad jego głową pochylają się stare gzymsy, spiczaste dachy podtrzymujące rzednące z lekka, siwe, ciężkie chmury. Niepewny krok stacza go, pociąga za sobą, wlecze na strony. Mężczyzna kopie pogiętą puszkę po piwie, która swym metalicznym wrzaskiem tnie ciszę na cienkie paski hałasu, o wiele cieńsze od grubych arkuszy mosiężnego wycia kościelnego dzwonu. Kudłaty pies, który pojawił się niewiadomo skąd, spogląda na niego, mija, lekko kuśtykając, odwraca spłoszone spojrzenie, nasłuchuje, zginając bezmyślnie łeb, upewnia się, że nic nie poleci za nim lotem błyskawicy. Psisko nabiera prędkości, tnie powietrze świstem burej sierści, wydając z siebie ledwie słyszalny skowyt.

Po chwili postać skręca w prawo, mija kobietę z bańką mleka, odzianą w monstrualnych rozmiarów płaszcz, w którym zdołałaby zmieścić całą swoja rodzinę. Jej kolorowa chusta zawiązana na głowie kontrastuje z monotonnym fioletem wierzchniego ubrania. Tuż obok uliczką przejeżdża cicho samochód, na widok którego kobieta odskakuje nienaturalnie na chodnik, bańkę przekłada w lewą dłoń, a prawą kreśli znak krzyża, kiwając z namaszczeniem głową. Dopiero teraz zwraca uwagę na puszkę odbitą od muru, spogląda na mężczyznę, chyba chce coś powiedzieć, najprawdopodobniej zganić go swoją posągową sylwetką, wzrokiem ostrym jak nóż i słowami z drewna. Zmienia jednak zdanie, spoglądając w jego podkrążone oczy, odwraca głowę, jakby speszona, kuli się jak wystraszony jeż i po chwili znika za zakrętem, kłując kolcami oburzenia. Mężczyzna znika także, w zaułku kamienicy, po chwili wchodzi na klatkę schodową. Osierocona puszka zostaje na zewnątrz, klei się do zimnego asfaltu. Poza granicą poznania i subiektywnej percepcji, gdzieś tam na zewnątrz, a wewnątrz niewidzialnego korytarza kolorowe ulotki reklamowe tańczą w objęciach przeciągu, obijając się to o odrapaną lamperię, to o wilgotny płaszcz mężczyzny. Zanim dociera do schodów ogląda się na skrzynki na listy.

Ze schowka z numerem osiem wystaje róg szarej koperty. Stara się ją wyszarpać bez otwierania schowka, gdy jednak wytarguje tyko kawałek postrzępionej koperty, zabiera się za grzebanie w kieszeniach. Po kilku chwilach wyciąga niewielki plik kluczy. Jednym z nich otwiera skrzynkę i wyjmuje zawartość. Przygląda się kopercie, na której nie umieszczono ani znaczka, ani danych adresata, ani jakichkolwiek informacji o nadawcy. Ciężar i grubość koperty sugerują znaczną zawartość, kontrastującą z mizerią kilku płaskich przesyłek z rachunkami, reklamami i trudnymi do zidentyfikowania bzdurami. Bierze pod pachę plik kopert i wdrapuje się po schodach. Po chwili znika za półpiętrem. Na trzeciej kondygnacji staje przed środkowymi drzwiami, otwiera je z mozołem i wchodzi do środka. Na korytarzu zostaje jedynie echo zatrzaśniętych za jego plecami drzwi.

Wewnątrz jest przyjemnie i ciepło. To miłe uczucie; wystarczy przekroczyć próg, by znaleźć się w tak innym świecie, gdzie szelest ściąganego ubrania, rzucanej na parapet poczty, spuszczanej w toalecie wody, czy obijających się o siebie naczyń i garnków budzi tyle ukojenia. Po chwili mężczyzna otwiera butelkę taniego rumu. Na droższy od dawna go nie stać. Nalewa miarkę, do niebieskiego kubka wlewa odgazowaną colę. Pociąga głęboki haust, popija. Czuje, jak ogarnia go fala ciepła, jest coraz bardziej lekko, a już na pewno znośnie. Oszołomiony przechodzi z maleńkiej kuchni do pokoju. Siada w fotelu, włącza telewizor i przez trzy kwadranse wpatruje się bezmyślnie w ekran, na którym wielkie stado słoni z mozołem zmierza do upragnionego wodopoju, gdzie olbrzymie samice brylują na czele peletonu, a umęczone, ledwie żywe młode myślą tylko o tym, by móc się wreszcie napić. No właśnie… Wraca do kuchni, przynosi niemal pełną butelkę, stawia na dywanie obok fotela, spogląda na pejzaże wschodniej Afryki, czując jak powoli zanurza się w głębię. Kiedy po niemal godzinie ponownie wstaje z trudem, zauważa jedynie resztki ognia po ukrytym za horyzontem słońcu, liżące zapadające w nicość dachy miasta.

W kuchni pochłania kilka małych kiełbasek na zimno, popycha je suchawym chlebem i popija tą samą colą, którą popychał wódkę. Spoglądając przez okno z kuchni wspiera się na parapecie, czuje, czy może słyszy, jak jedna z kopert spada na podłogę, muskając jego stopę, mężczyzna nie zadaje sobie jednak trudu, aby się po nią schylić. Pochyla jedynie głowę, potem znów patrzy na zewnątrz, gdzie pod stopami ciemnieją ulice i bryły budynków. W dole pod jedną z latarń jakaś para podlotków nie może się od siebie odkleić, a nieco dalej pochylony niemal w pół stary mężczyzna ciągnie za sobą wózek kartonów, które falują anemicznie, podejmowane przez wiatr. Kilka płacht spada nagle, starzec zaczyna pomstować, wymachując pięścią, po czym układa je z powrotem i jedzie dalej. Tymczasem człowiek przy kuchennym oknie z trudem stara się sobie coś przypomnieć, resztkami sił grzebie w śmietniku pamięci, przekłada jej płachty, jak stare kartony. Kilku najchętniej by się pozbył, sprzedał na skupie przeszłości. W końcu poddaje się. Syty i napojony, nie do końca świadomy tego, co się z nim dzieje, przechodzi do pokoju i rzuca się na tapczan, zasypiając właściwie jeszcze w locie. Telewizor gra nadal, nucąc jakąś przeciągłą, polifoniczną gamę dźwięków. Gdy zapada ciemność, na jasnych ścianach tańczą jedynie refleksy migającego ekranu. Za oknem zaczyna padać deszcz, plując drobnymi łzami o szyby. Z kuchni dobiega leniwy odgłos skrzypiącej podłogi. Z pozoru nie dzieje się nic. Tylko z pozoru…
Jarosław Sawiak
C.D.N

Jarosław Sawiak
- Advertisment -

Michał Kirker zapowiada otwarty dialog i współpracę na rzecz miasta

Michał Kirker, wybrany radnym najbliższej kadencji, zapowiada kontynuowanie działań na rzecz mieszkańców i miasta. Michał Kirker udzielił wywiadu naszej redakcji. Opowiada w nim o planach...

III Konkurs Piosenki „Płyń Głosie po Rosie” – laureaci

W dniu 22.04.2024 r. w Państwowej Szkole Muzycznej I st. im. G. Bacewicz w Jaworznie odbyła się kolejna, III edycja konkursu piosenki wiosennej Płyń...

Czytelnicy alarmują w sprawie wyrzucania odpadów na łąkach

Jedna z naszych czytelniczek informuje o wykrytych górach ziemi zmieszanej ze śmieciami, które zrzucono w terenach zielonych. W rejonie łąk prowadzących do osiedla Sfera zaobserwowano...