czwartek, 25 kwietnia, 2024

Oczywista Nieoczywistość- Upadek Josepha Grande`a – cz. 3

Strona głównaFelietonOczywista Nieoczywistość- Upadek Josepha Grande`a - cz. 3

Oczywista Nieoczywistość- Upadek Josepha Grande`a – cz. 3

- Advertisement -

Przewraca dwie kartki do przodu z nikłą nadzieją przebudzenia się z tego absurdalnego snu, lepkiego i mdłego lecz tylko po to, by dowiedzieć się, że…

„…palce jego gołych stóp zacisnęły się jak imadło, dreszcz obsiał całą powierzchnię ciała lodowatym żwirem, oczy mrugały jak oszalałe, chcąc zrzucić ze swej powierzchni mglistą powłokę niedowierzania. Na początku nie zorientował się w gąszczu płynących zdań, po kilku minutach jednak drapiący w oczy dym świadomości zaczął go dusić, zaciskać kościste palce na szyi, bić chłodem po nagich, ociekających lodowatym potem plecach. Nie rozumiał, kompletnie nie rozumiał, nie potrafił w żaden sposób objąć tego, co widzi, miał nadzieję, że to jedynie jakiś żart, złośliwość niespełnionego frustrata, jednak gdzieś na dnie odrzucał tę możliwość, jako całkowicie nieprawdopodobną. Nie mógł przyjąć jej do wiadomości, nie mógł ogarnąć. W dalszym ciągu nic nie rozumiał…”

Spoconymi, drgającymi dłońmi zatrzasnął ją jak ciężkie drzwi. Głuchy i tępy trzask rozniósł się anemicznie po małej kuchni. Nie był w stanie zrobić nic więcej. Siedział na krześle, wpatrzony zamglonymi oczami w próżnię. Ręce drżały mu jak osika. Nie był w stanie ich ruszyć. W tej krótkiej chwili nie był w stanie uczynić czegokolwiek. Paraliż ciała i umysłu wydawał się kompletny. Spojrzał na nią znowu, grymas na twarzy wykrzywił jego spierzchnięte usta. Przerażenie, jakie zaciskało się na jego miękkich tkankach dławiło go jak kęs suchego chleba, który jeszcze przed chwilą zdawał się pachnieć tak cudnie, a teraz trącił odurzającą pleśnią. Bez powodzeniu spróbował wstać. Zerknął na nią kolejny raz. Nie miał sił przewrócić kolejnej strony. Gdzieś w kulisach świadomości docierało do niego z wolna, że gdyby to uczynił, gdyby czytał dalej, dowiedział by się zapewne, że…
„Na stole leży książka. W twardej, brązowej oprawie…”

źródło: Wikipedia

…że przyszłość, która dotąd była tajemnicą, a która teraz czekała tuż za cienkimi skrzydłami okładki otworzyłaby swoje wielkie przerażone oczy. Pomyślał, że to totalny absurd. W tej samej chwili przed jego oczami zatańczyły ciemne plamy, potem żółte, następnie różowe na przemian z białymi. A potem oczami wyobraźni zobaczył ją- Marię- jak mówi mu by tego nie robił, by przestał pisać, mówić o rzeczach o których nie ma pojęcia i które powinny pozostać pod kloszem, by przestał niszczyć siebie i ich. Że „ona” unicestwi wszystko, a potem przyjdzie po niego, jedynie po to by go zniszczyć. Ale nie wiedzieć czemu „jej” słowa podsycały go jeszcze bardziej. Wciągały jak opium. Tliły się niemal bez przerwy nikłym, ledwie widocznym płomienień, który co jakiś czas wybuchał olśniewającym płomieniem. Na twarzy wyskoczył mu grymas zażenowanego uśmiechu, który jednak zamarł niemal natychmiast po tym, jak się pojawił. Więc przyszła…? Z trudnością ruszył prawą dłonią, po której pędziły setki niewidzialnych mrówek. Przez chwilę poczuł pod palcami, jak wolumin mięknie, pęcznieje, chudnie, puchnie, rozlewa się między palcami, a potem stygnie i twardnieje niepostrzeżenie jak wosk, a w powietrzu roznosi się zapach słodkich pomarańczy. Przez ułamek sekundy zastygł, tak samo jak zastygał wielokrotnie z otwartymi oczami, zastanawiając się czy to już, czy złapie kolejny oddech, czy przebrnie przez kolejną zaporę bezruchu i bezładu, czy właśnie teraz zacznie się nicość za przeszklonymi portalami oczu. W tej właśnie chwili mężczyzna osunął się na kolana, jeszcze raz spojrzał na uchylone okno. Zaraz potem stracił przytomność. W ostatniej chwili posłyszał jedynie ledwie uchwytny szept, tak jakby nagle ktoś pochylił się nad nim i głosem, przypominającym szum padającego deszczu zapytał…

„…Czy jesteś w stanie dotrzeć tak daleko…?”
Kilka chwil później wśród obezwładniającej ciszy dało się słyszeć jedynie odgłos zamykanego tomiku i coraz cichszych, zanikających z wolna kroków. Deszcz przestał padać. Okrągły zegar na ścianie wybijał właśnie siódmą trzydzieści sześć.

***

Na pierwszej stronie skoroszytu, podpisanego zamaszystym „Summa Purgatoriae” przeczytać można było taki oto fragment:
„Dokładnie wtedy, kiedy wyszła ze sterylnej szpitalnej Sali zauważyła starszą kobietę. Na widok Marii staruszka przyśpieszyła nagle nieznacznie i wyciągnęła swą drżącą, pomarszczoną dłoń. Maria stanęła na jej widok, delikatnie zacisnęła na swojej talii pas błękitnego szlafroka po czym podeszła do zdezorientowanej kobiety, która lekko drgającym głosem poprosiła o pomoc. – Bo widzi Pani- zaczęła- bo ja tak bardzo boję się jeździć windą, tak bardzo się boję jeździć sama, niech Pani zjedzie ze mną na dół, jestem tak strasznie głodna, muszę coś w końcu zjeść, wie Pani, nie jadłam nic od wczoraj, muszę coś w końcu zjeść, tam jest taki mały sklepik, tam mają takie dobre, świeżutkie bułeczki… – Nie dali Panic nic jeść od wczoraj?- spytała Maria, na co staruszka skinęła lekkim zaprzeczeniem, okraszonym słabym uśmiechem. Podeszły po kilkunastu krokach do windy. Staruszka wsparła się o róg ściany. Ledwie widoczne żyły na jej pomarszczonej prawej dłoni sunęły delikatnie pod powierzchnią bladej skóry, niknąc bezgłośnie tuż za granicą czerwonego rękawa wełnianej, skosmaconej bluzy, sięgającej finalnie ud, pokrytych wyblakłą, pomarańczową piżamą. Maria, patrząc przez chwilę ślepo przed siebie nacisnęła okrągły przycisk ze strzałką skierowaną w dół, wyczuwając nieprzyjemny zapach moczu. Po chwili połyskujące metalicznym sznytem drzwi rozsunęły się wydając z siebie irytujący zgrzyt. – Proszę- Maria zwróciła się uprzejmie w prawo. A potem w lewo. Potem znów w prawo. Potem za siebie. Nie było nikogo. Odór moczu ulotnił się w oka mgnieniu. – Proszę Pani! – zawołała. Odpowiedziała cisza. Przeszła kilka kroków. Metaliczne drzwi windy zawarły się, kryjąc za sobą pustkę. Spojrzała w kierunku schodów. Podbiegła kilka kroków w dół, następnie kilkanaście w górę. Nic i nikt. – Proszę Pani- zawołała trochę ciszej. Nie było nikogo. Przeszła szybkim krokiem, zerkając do kilku najbliższych sal. Światło popołudniowego słońca odbijało się od lśniących lamperii. Za każdym razem pytała o starszą Panią lecz odpowiadano jej za każdym razem cichą bezradnością. Ostatnia sala po prawej stronie była pusta. Jako jedyna. Zdążyła jednak mimochodem zerknąć i tutaj. Stało tam sześć łóżek. Niemych, pachnących świeżą pościelą. Nic i nikt. Jedynie w rogu, przy oknie stał chudy, samotny wieszak, a na nim niewielka kobieca torebka ze starej, pomarszczonej skóry oraz czerwona skosmacona bluza opadająca smukle, bezwładnie w dół.” C.D.N
Jarosław Sawiak

Jarosław Sawiak
- Advertisment -

Michał Kirker zapowiada otwarty dialog i współpracę na rzecz miasta

Michał Kirker, wybrany radnym najbliższej kadencji, zapowiada kontynuowanie działań na rzecz mieszkańców i miasta. Michał Kirker udzielił wywiadu naszej redakcji. Opowiada w nim o planach...

III Konkurs Piosenki „Płyń Głosie po Rosie” – laureaci

W dniu 22.04.2024 r. w Państwowej Szkole Muzycznej I st. im. G. Bacewicz w Jaworznie odbyła się kolejna, III edycja konkursu piosenki wiosennej Płyń...

Czytelnicy alarmują w sprawie wyrzucania odpadów na łąkach

Jedna z naszych czytelniczek informuje o wykrytych górach ziemi zmieszanej ze śmieciami, które zrzucono w terenach zielonych. W rejonie łąk prowadzących do osiedla Sfera zaobserwowano...