piątek, 29 marca, 2024

Oczywista Nieoczywistość: „Upadek Josepha Grande`a” – cz. 15

Strona głównaFelietonOczywista Nieoczywistość: „Upadek Josepha Grande`a” – cz. 15

Oczywista Nieoczywistość: „Upadek Josepha Grande`a” – cz. 15

- Advertisement -

Maria rzadko mówiła o swojej rodzinie. Jeżeli już, to mówiła o swoim świeżo pochowanym wuju. To na podstawie jej relacji Joseph gryzmolił co jakiś czas krótkie teksty, z pozoru oderwane od realnej rzeczywistości, stanowiące co najwyżej luźną adaptację jej wspomnień, w których jedynie pojedyncze, wybrane wątki stanowiły miękki kręgosłup szkiców, takich jak „Zaraza” czy „Tajemnica Klemensa z Crotoux”, będące bardzo powierzchowną emanacją krótkich, raczej metafizycznych epizodów z życia rzeczonego wuja.

Trochę rzadziej wspominała o babce, tej, która tak uporczywie nawiedzała jej niewielkie mieszkanie i sklep niemal każdego ranka, doszukując się w płynącej jak leniwa rzeka codzienności zmian, intryg, tajemnic i konszachtów, których źródłem mógłby być Joseph z uwikłaną w jego ramiona Marią. Czasem, gdy wychodziła, rozczarowana i znużona, z dolną wargą upstrzoną fusami z mocnej kawy, które wyjadała z opustoszałej szklanki niezbyt dyskretnie, siadali z Marią przy tym samym stoliku kuchennym, przy którym siadywała babka, sącząc czarny płyn i rozmawiali, z czego głównie mówiła Maria. Kiedyś, zanim jeszcze przeprowadzili się do domu za miastem, osaczonego iglastym, monotonnym lasem, zanim zaczęli stykać się niemal codziennie z dość osobliwymi wątkami codzienności, o których ona mówiła tak, jakby z pozoru dyktowała jakiś wykuty na pamięć tekst, będący jednocześnie przyklejoną do niej, lepką, żywą tkanką jej osobowości, opowiedziała mu jedną z niewielu, krótkich historii z życia jej babki; z czasów gdy była jeszcze młodą, na wpół osieroconą, biedną dziewczyną…

„…Spod szafki nocnej wystawało coś białego. Niewielki rożek, przypominający kawałek czystej kartki. Pochyliła się, siedząc na łóżku, wyciągnęła dłoń, grubymi palcami niezgrabnie usiłując pochwycić znalezisko. Poderwała je wreszcie, podniosła, obejrzała z uwagą, po czym z obojętnością odłożyła na szafkę. Na prostokącie białego, złożonego na pół papieru majaczyło czyjeś niewyraźne pismo.

foto: Wikipedia

Spojrzała w maleńkie okienko rozlewające po izbie mdłe i anemiczne światło, zbyt słabe by dostrzec cokolwiek poza swymi bladymi stopami. Westchnęła głęboko, jak to zwykła robić każdego ranka, gdy witać jej przychodziło kolejny dzień. Przeżegnała się szybkim ruchem po czym obejrzała na śpiącą za plecami matkę. Siedziała tak bezczynnie nie myśląc o niczym. Stary, wiszący zegar odmierzał kolejne minuty. Kiedyś ten zegar tykał będzie w naczelnym miejscu starego sklepiku jej brata. Po kilku chwilach wyszła z izby na zewnątrz. Gdy otworzyła drzwi potężny wicher uderzył ją w dziewczęcą twarz ostrzem przenikliwego mrozu i odłamkami krystalicznego śniegu. Kilkadziesiąt kroków dzielących ja od celu przypominało wyprawę na dach świata. Wydeptana wieczorem ścieżka utonęła pod warstwą puchu, pozostawiając ledwie widoczne oznaki ludzkiej obecności, zaś drzwi do których zmierzała oblepione były śniegiem, zupełnie jakby arktyczny murarz zarzucił na nie bielutką zaprawę i zupełnie zapomniał o jej zatarciu. Z trudem weszła do środka zgrzytając zębami i otrzepując z dużych męskich butów swego taty nawisy śniegu. Pomimo dominującej szarzyzny co jakiś czas instynktownie wyglądała przez wycięte w deskach serduszko, lustrując z lękiem otoczenie; coraz bardziej jaśniejące w lichych promieniach słońca, z wielkim trudem przebijających się przez warstwę chmur. Za każdym bowiem razem kiedy pochylała głowę, miała wrażenie, że coś przemyka za drzwiami, rzucając wyraźny, choć bardzo ulotny cień.

Widziała go nawet wówczas gdy mocno i z zawziętością zamykała oczy, nie rozumiejąc jak można widzieć cień w takiej szarzyźnie. Kiedy już miała wychodzić na zewnątrz, coś szarpnęło drzwiami kilkakrotnie wprawiając ją w stan paraliżującego osłupienia. Przeklinając w duchu zawzięte porywy wiatru, odsunęła lekko zasuwę; już miała odchylić barierę dzielącą ją od świata zewnętrznego, gdy w jednej chwili drzwi z potężnym łoskotem otworzyły się, kilkakrotnie uderzyły o zewnętrzną framugę i stanęły otworem. Spojrzała przed siebie, czując, jak, pomimo przenikliwego zimna kąsającego ją po plecach przez stary znoszony płaszcz ojca, miedzy jej łopatkami płynie stróżka potu, mająca swe źródło gdzieś na wysokości karku. Na zewnątrz zrobiło się jaśniej. Postąpiła kilka kroków do przodu, gotowa by wystrzelić w stronę domostwa niczym torpeda. Zanim to jednak zrobiła, jej wzrok przykuły wyraźne, choć bardzo płytkie ślady czyichś kroków. Co dziwne zaczynały się dopiero kilka metrów od niej, po kilkunastu zaś odbiciach dużych podeszw pozostawionych przez zdecydowanie męskie obuwie urywały się, po czym zaczynały ponownie. A potem nikły nagle pod nieprzebranym dywanem bieli, rozlegającym się aż do samych drzwi. Dobrze wiedziała, była niemal pewna, że jeszcze przed kilkunastoma minutami nie było ich wcale. Podeszła bliżej, pochyliła się nad bielą, przyjrzała śladom. Coś mocno ukłuło ją w pierś. Pochłonęło bez reszty. Wstrzymało oddech. Kazało biec do domu. Wejść jak najciszej, wślizgnąć dyskretnie pod grubą pierzynę i z cały sił zamknąć oczy. Kiedy więc znów znalazła się w środku, czym prędzej postąpiła niemymi krokami w kierunku śpiącej matki. I wtedy właśnie przypomniała sobie o niej, złożonej białej kartce, polegującej na szafce przy łóżku. Wokół zrobiło się zdecydowanie jaśniej. Spojrzała więc na nią z uwagą. Nagryzmolono na niej jedno krótkie zdanie. Przeczytała je lekkim szeptem, zupełnie jakby chciała zwrócić się do samej siebie: „Jutro odejdę…” Drżącymi dłońmi zmięła ją, zaciskając kościste pięści. Zdanie, jak zdanie- pomyślała najpierw, lecz zaraz potem przeszył ją chłód głębszy od tego na zewnątrz.

Bo przecież było to pismo jej ojca; człowieka który niemal dwa tygodnie temu opuścił ten świat. Ten specyficzny charakter zapamiętała nad wyraz dobrze; pochyły zdecydowanie w prawo, momentami niemal poziomy, drobny, zdecydowanie za bardzo rozciągły. I właśnie wówczas przypomniała sobie, niby zupełnie bezwiednie, ot tak, jak mówił jej nie raz, ostatni raz niecały miesiąc wcześniej, że zanim da się pochłonąć bez reszty śmierci, której jak twierdził, nie bał się w ogóle, zrobi cokolwiek by udowodnić im, że bardzo mylą się ci, którzy nie wierzą w nic. – To musi trwać dalej- powtarzał- po prostu musi- mówił tak ciągle, z przejęciem, zafrasowaniem, jakimś dziwnym, uporczywym przekonaniem, uwiarygodniającym jego bystre spojrzenie; wzrok człowieka prostego, pracowitego, szczerego, pozbawionego lepszego wykształcenia, utrzymującego swoją kilkuosobową rodzinę z górniczej pensji, detonując materiały wybuchowe krok za krokiem, wgryzając się w ciemną skalistą masę. Zamknęła oczy. Tym razem jakby spokojniej i delikatniej. Po prostu musi- powiedziała do siebie, po czym schowała swoje zmarznięte stopy pod grubą warstwę pierzyny. Kiedy niecałą godzinę później zbudziła ja krzątanina matki, po białej tafli złożonej na pół kartki nie było już śladu…” (C.D.N)
Jarosław Sawiak

Jarosław Sawiak
- Advertisment -

Do końca 2027 roku powstaną nowe drogi na wjeździe do Jaworzna

Miasto Jaworzno podpisało umowę z konsorcjum firm MIRBUD S.A. i KOBYLARNIA S.A. na budowę nowego układu drogowego na Jaworznickim Obszarze Gospodarczym oraz na drogach...

Poznać, pokochać, chronić. Źródła Kłodnicy

W kolejnym odcinku serii Poznać, pokochać, chronić, prowadzący Piotr Grzegorzek zabrał nas na spacer po Zespole przyrodniczo-krajobrazowym „Źródła Kłodnicy”. Jest to teren chroniony, jednak...

Trzecia Droga Szymona Hołowni w Jaworznie popiera Michała Kirkera

Trzecia Droga, czyli Polska 2050 Szymona Hołowni oraz PSL poparły kandydaturę Michała Kirkera na Prezydenta Miasta Jaworzna. Wczoraj, 26 marca, odbyła się konferencja prasowa...