W dniu Bożego Narodzenia oczami wyobraźni pobudzonej przez tekst Ewangelii św. Łukasza, wraz z pasterzami trzymającymi straż nocną na pastwisku w okolicach Betlejem, wpatrywaliśmy się w niebo, podziwiając tłum wojska niebieskiego, który wielbił Boga, mówiąc: – Chwała Bogu na wysokości, a na ziemi pokój ludziom, których Bóg sobie upodobał. A to wszystko było po to, aby zachęcić ich do spotkania się z nowo narodzonym Mesjaszem.
W dniu Epifanii, Objawienia Pańskiego, fascynowała nas gwiazda, która dla Mędrców ze Wschodu, ekspertów od astrologii, stała się Bożym narzędziem w przyprowadzeniu ich na spotkanie z nowo narodzonym królem żydowskim, czyli Mesjaszem.
W dniu, w którym Jezus pojawił się nad rzeką Jordan, tuż po przyjęciu chrztu, udzielonego Mu przez św. Jana Chrzciciela: otworzyło się niebo i Duch Święty zstąpił nad Niego, w postaci cielesnej niby gołębica, a z nieba odezwał się głos: „Ty jesteś moim Synem umiłowanym, w Tobie mam upodobanie”.
Tym razem niebo otwiera się szczególnie dla nas.
Przez chrzest, jaki my przyjęliśmy, w Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego jesteśmy wprowadzeni przez samego Jezusa w wody Jordanu. Jesteśmy tu po to, aby jeszcze raz i jeszcze bardziej świadomie podziękować Mu za Jego narodzenie się dla nas i w nas. Jesteśmy tu, aby podziękować Mu za Eucharystię, w której następuje największe z możliwych, tu na ziemi, zjednoczenie człowieka z Bogiem.
Jesteśmy tu po to, aby jeszcze raz, patrząc na pokornego Jana Chrzciciela postawić sobie pytanie: – czy jestem uczciwym człowiekiem?
Jesteśmy tu po to, aby jeszcze raz, oczyma wiary, doświadczyć otwartego nieba i tej cudownej relacji wirującej miłości między Ojcem i Synem i Duchem Świętym. Aby uświadomić sobie kolejny raz, że w tym Bogu, w tej Miłości jest nasz początek i nasza wieczność. Aby mając taką „Boską grupę wsparcia” poczuć się na ziemi prawdziwie bezpiecznie i kreatywnie.
Ten, kto wsadził głowę do nieba, ten kto stanął przy Chrystusie, ten, kto doświadczył zstąpienia Ducha Świętego w postaci cielesnej niby gołębicy, a więc w rzeczywistości przekraczającej ludzkie pojęcia, niedającej się opisać ludzkim językiem (Joachim Gnilka), ten kto usłyszał głos Ojca Niebieskiego wskazującego na swego Syna i potwierdzającego Jego misję, pewnym krokiem ruszy za Jezusem po krętych ścieżkach życia. I ani w lewo, ani w prawo nie zboczy.
Warto też dzisiaj pomyśleć o tych, którym chrzest przestał być wygodny i którzy z różnych przyczyn z tej nadprzyrodzonej grupy wsparcia rezygnują, którzy niebo nad swoją głową zamknęli. O tych, którzy dokonują aktu apostazji, którzy pragną, aby ich imiona zniknęły z księgi chrztu. Jest z nimi trochę tak jak z kimś, komu własna rodzina się nie podoba, zrywa kontakty, a nawet zmienia nazwisko. Krwi, jednak nie zmieni. Dalej pozostaną jej więzy. Tym więc, którzy próbują odejść, dajmy dobry przykład naszej wierności Jezusowi i Jego Kościołowi, oraz naszą modlitwę i roztropne wsparcie.
Ks. Lucjan Bielas