piątek, 19 kwietnia, 2024

Oczywista Nieoczywistość- „Powrót do życia” (Dziwna istota, cz. 2)

Strona głównaFelietonOczywista Nieoczywistość- „Powrót do życia” (Dziwna istota, cz. 2)

Oczywista Nieoczywistość- „Powrót do życia” (Dziwna istota, cz. 2)

- Advertisement -

Jedną, jedyną książką jakiej nie przeczytałem do końca jest „Bóg urojony” Richarda Dawkinsa. Zatrzymałem się około sto pięćdziesiątej stronicy, po czym zamknąłem ją na dobre i oddałem. Dlaczego? Zanim odpowiem na to pytanie, odpowiem najpierw dlaczego w ogóle ją pożyczyłem.

Spodziewałem się mianowicie pracy naukowej, poważnej rozprawy, dyskursu dowodzącego w równie poważny, racjonalny i wielopłaszczyznowy sposób tego, że świat bez Boga może się obejść, że Boga po prostu nie ma. Bardzo spodobał mi się zresztą cytat zawarty w owej publikacji, będący jej mottem, który brzmiał: „Czy nie starczy, że ogród jest piękny? Czy muszą w nim jeszcze mieszkać wróżki?”. Szukając odpowiedzi na wiele pytań nurtujących mnie niemal nieustannie postanowiłem poznać wówczas także zdanie tych, których raczej jestem adwersarzem. Wypowiadając się na jakikolwiek bądź bowiem temat, zawsze staram się poszerzać perspektywę i kontekst, także ten w obrębie swoich własnych, indywidualnych przemyśleń i refleksji. Ale książka „ta” uświadomiła mi, że nie zawsze jest to możliwe. Bardzo rozczarowałem się niedokończoną lekturą. Brnąc bowiem przez dość przystępny w zasadzie tekst coraz bardziej grzęzłem w niesmaku, zastanawiając się czy to, co pisze Dawkins to tak na serio, czy nie. Książka ta bowiem nie szczędzi irytujących i natarczywych epitetów, mieniących się konstruktywną krytyką, nazywając religię paranoją, urojeniem, chorobą, Chrystusa i jego wyznawców ciamajdami i nieudacznikami, a nota bene Jana Pawła II piewcą politeizmu(?). Nie uważam się za ortodoksa i dewota, nie uważam się za osobę przesadnie usposobioną religijnie, nie mogę jednak strawić tak powierzchownego i lekceważącego podejścia do idei lub konkretnych ludzi, w których wierzymy i które są dla nas wielu autorytetem i punktem wyjścia i odniesienia. Nie uważam aby religia, jak chce Dawkins w swym tekście, była wirusem. Czułem naprawdę wielki niesmak, który wyczuwam do tej pory. Pan Dawkins zapomina bowiem, że religia jako idea to jedno, z założenia będąc czymś pozytywnym, natomiast za wszelkie przejawy zła w jej obrębie odpowiadają instytucje, hierarchie, a więc systemy za którymi stoją… ludzie(!!!) Nie wiem w jakim kierunku książka brnie od momentu, w którym ją odłożyłem, nie jestem wszak pewien, czy w ogóle chcę się tego dowiedzieć. Nie czuję się obrażony, nie strzelam focha, czuję po prostu niesmak, swego rodzaju mdłości, trochę tak jak widział i czuł je Jean Paul Sartre. Razi mnie arogancja, żeby nie powiedzieć chamstwo tego człowieka, skądinąd „de iure” wydającego się szalenie kompetentnym.

A jednak książka ta sprzedała się świetnie, stała się bestselerem „New York Timesa”. Jest dla mnie także przykładem tego, jak to co złe i bezmyślne (przynajmniej dla mnie), to co i niesprawiedliwe i stronnicze oraz tendencyjne świetnie się trzyma, jak dużą cieszy się popularnością, poczytnością, jak nakręca współczesny marketing, jakie zainteresowanie wzbudza i jak bardzo jest… „trendy”. Paradoksalne jest wszakże to, że osobiście z częścią poglądów Dawkinsa się… zgadzam. Tak jak on uważam ewolucję za jeden z filarów tego co jest, wszelkiego życia i istnienia. Jestem, tak jak Dawkins, przeciwnikiem zabobonu, ciasnoty umysłu i religijnego fundamentalizmu, jestem oponentem przesadnej hierarchizacji i instytucjonalizacji religii jako takiej. Uważam także, że wcale nie trzeba być religijnym aby być dobrym człowiekiem. Nie mogę jednak zrozumieć uporczywego ateizmu autora książki, który wykazując się przy tym niekonsekwencją i poniekąd zaprzeczając sobie w jednym (co najmniej) z wywiadów twierdził, że nie jest pewien tego, że… Bóg nie istnieje. Czy to więc Bóg urojony, czy urojony… ateizm?

Ja osobiście w całej tej złożoności świata nauki, całym szeregu haseł, twierdzeń, praw, niezaprzeczalnych faktów, odkryć, w świecie Kopernika, Galileusza, Newtona czy Marii Skłodowskiej- Curie, w świecie Einsteina czy Hawkinsa- widzę bowiem miejsce dla Stwórcy. Widzę na swój sposób. Wierzę w naukę, postęp, ufam Darwinowi, dla mnie ewolucja czy dobór naturalny niekoniecznie musi kłócić się z tezą istnienia Boga. Myślę wszak, że największym problemem jest to, jak rozumiemy, jak wyobrażamy sobie Boga, jak tłumaczymy sobie jego sens, przesłanie i miejsce we wszechświecie i w naszym życiu. Może ów Bóg nie jest aż tak wszechmocny jak tłumaczą nam religijne systemy (bo niby po co miałby takim być?)?. Może przestrzeń wolności, także tej naszej, jest o wiele większa niż sądzimy, może ingerencja Stwórcy nie jest aż tak duża? Może jego miejsce znajduje się zupełnie gdzie indziej niż nam się wydaje?

A może po prostu pora zburzyć stare fundamenty i przestać kroić rzeczywistość jak tort na mniejsze lub większe kawałki, zarówno te które jemy ze smakiem, jak i te, które nam nie podchodzą, które nas mdlą. Może nasz świat to taki właśnie tort, jako całość, niepodzielny, ten który jako taka całość właśnie nabiera prawdziwego sensu, w swej pełni i kształcie? Może więc podział na to, co metafizyczne i fizyczne, to co rzekomo urojone i zweryfikowane przez naukę jest jedynie umowne i sztuczne, nie oddające rzeczywistości do sedna. Może cały nasz świat to w 100% materia, a to co zwiemy metafizyką jest nią jedynie dlatego, że są przestrzenie, olbrzymie przestrzenie, których nie udało nam się jeszcze nazwać, określić, do których nie udało nam się dotrzeć?

fot. Jarosław Sawiak

Sto lat temu niektórzy ludzie twierdzili, tak jak chociażby przytaczany Dawkins, że Boga nie ma, że o świecie wiedzą już wszystko, że wszystko już odkryto i opisano. W dzisiejszych czasach uważają tak samo. A może to, czego brakuje im najbardziej to odrobina pokory wobec ogromu, którego co najwyżej cząstkę udało się odsłonić? Może więc Ci, którzy negują istnienie bytów jak dotąd niepoznanych, którzy negują ludzką duszę i świat, który niektórzy określają jako niematerialny, metafizyczny, czy paranormalny, może to właśnie oni kiedyś opiszą i zdefiniują prostym warsztatem nauki to wszystko, co dziś lekceważą. Może oddadzą honor Stwórcy, który posługując się całością rzeczywistości i jej prawami powołał to życia to wszystko, co dziś nas otacza i czym jesteśmy. Może to, co tłumaczy się jako nieprzejednany ogrom zbiegów okoliczności, ogrom selekcji i błędów, eliminowanych czasem przez dobór i ewolucję, może to wszystko jest jednak pozornym szaleństwem, uruchomionym przez równie nieprzejednanego mechanika, zegarmistrza światła, który to wszystko uczynił realną rzeczywistością i uruchomił tylko po to (albo aż po to), byśmy na osi czasu po małym kawałku odkrywali wielką płachtę istnienia, odrywali z niej drobiny prawdy, docierając do sedna, definiując, określając, materializując to, co tylko z pozoru niematerialne? Bo przecież wszystko musi się z czegoś składać!!! Mieć sens. Być może więc to wszystko, wszystko co jest, także my, także dobro jak i zło (które być może źródło ma jedynie w nas) winno być lub jest czymś wrodzonym w nas właśnie, jest częścią nas samych, a my jesteśmy tych idei źródłem i emanacją, sami stanowiąc część większej całości. Ci co widzieli i widzą źródło zła w materii mieli wszak po trochu rację. Bo przecież Ci, którzy zło czynili lub czynią to bardzo często ludzie chorzy, ludzie z guzami mózgu, o których nie wiedzą, ludzie po bezobjawowym na pozór udarze, ci obciążeni genetycznie. Źródłem zła jest tu wiec raczej materia, a nie metafizyka, której być może w ogóle nie ma. A świat to swego rodzaju jednia właśnie, tak jednolita jak ów cień, będący naszym odbiciem, kryjąca w sobie nieprzebrane zasoby tego wszystkiego czym jesteśmy i czym się stajemy. Tak jak i owo zło, stanowiące część nas samych, integralną i niezaprzeczalną. Tak jak świat, którego jesteśmy częścią.

Teraz, kiedy na nowo rodzi się życie, kiedy wszystko budzi się i zmartwychwstaje, warto spojrzeć w stronę życia właśnie. Warto spojrzeć na kwiaty, kiełki, przemycaną powoli zieleń, na słońce. Bo chociaż to dzięki niemu możemy dostrzec swój własny cień, swoje ciemne oblicze, to dojrzeć możemy także ogrom światła roznoszącego się wokół. To ono daje życie. To ono daje nadzieję. Także na to, że za pięknem ogrodu, ogrodu świata i naszego życia stoi coś więcej niż tylko ślepy przypadek, że stoi za tym wszystkim czyjaś niewidzialna ręka. (C.D.N)
J
arosław Sawiak

Jarosław Sawiak
- Advertisment -

Fabryka hejtu na finale kampanii. Przekroczono granice kultury

Kampania wyborcza w Jaworznie weszła w decydującą fazę. Kandydaci na urząd prezydenta dwoją się i troją, żeby przekonać do siebie niezdecydowanych wyborców. Ich działania...

Łukasz Litewka zachęca do głosowania na Michała Kirkera

Łukasz Litewka ponownie zjawił się w Jaworznie, aby wyrazić swoje poparcie dla kandydatury Michała Kirkera na prezydenta miasta. https://www.youtube.com/shorts/qELlDYovpyk Litewka, który od lat jest aktywny w...

Targi Budowlane w ten weekend w Jaworznie

Już w ten weekend na Hali MCKIS w Jaworznie odbędą się Targi Budowlane. Przez 2 dni firmy z branż takich jak budowlana, instalacyjna oraz...