piątek, 19 kwietnia, 2024

Oczywista Nieoczywistość – Kanibale czyli o tym, jak zjedliśmy naszą ciocię…

Strona głównaFelietonOczywista Nieoczywistość - Kanibale czyli o tym, jak zjedliśmy naszą ciocię…

Oczywista Nieoczywistość – Kanibale czyli o tym, jak zjedliśmy naszą ciocię…

- Advertisement -

Działo się to w czasach, kiedy cukier odmierzano na kilogramowe porcje z wielkich worów, kiedy pomarańcze czy szynkę jedzono dwa, może trzy razy do roku, kiedy ekwiwalent żywnościowy wycinano z małych papierowych bloczków, a szczytem marzeń były zakładowe wczasy i mały fiat. Stryjenka Wilhelmina, starsza, zgarbiona nieco i pomarszczona, słysząc zamaszyste pukanie do drzwi, równie stanowczym krokiem pomaszerowała w kierunku drzwi, w których obrysie tkwiła potężna sylwetka listonosza.

Na prawym przedramieniu dzierżył spore, kartonowe pudło. – Przesyłka dla Pani- wycedził znużony, wycierając wolną dłonią krople potu, anemicznie spływające po jego nalanej twarzy. Stryjenka podpisała wiec żółty kwitek, po czy bez pardonu zamknęła bez słowa drzwi przed nosem doręczyciela i ruszyła w stronę kuchni. Sapnęła dwa razy, westchnęła przeciągle, po czym swymi szponiastymi nieco palcami łapczywie roztargała papier okalający przesyłkę. W środku było kartonowe pudło, a w nim coś, co przypominało trochę jakby wazon, trochę jakby pojemnik; ciężki, o metalicznym kolorze srebra, zamknięty małym zatrzaskiem i zapieczętowany niewielką plombą. Nie było żadnego listu, liściku, żadnej konkretnej informacji; jedynie na potarganym papierze kilka znaczków z czerwonym liściem i słowem „canada” i przyklejoną maleńką karteczką, przypominającą jakąś osobliwą wizytówkę, z kilkoma drobno napisanymi odręcznie zdaniami. Wśród nich wyróżniało się drukiem nagryzmolone słowo „cendres”.

źródło: Wikipedia

Ucieszyła się więc stryjenka z tej jakże sympatycznej przesyłki, będącej dla niej, niczym miód na skołatane serce, krwawiące niejednokrotnie w tych jakże trudnych czasach. Ucieszyła się ze słowa „canada”, z czerwonego liścia i pięknego słowa „cendres”, przywodzące jej na myśl nieznane, egzotyczne miejsce. Wiedziała bowiem, że jeśli jest tam liść czerwony, to musi być to paczka od jej szanownej siostry Ludwiki, od ponad dwóch dekad mieszkającej za oceanem. Przysyłała ona przynajmniej raz na kwartał jakąś paczkę, czasami jakąś gotówkę, czasem jakieś słodycze, przyprawy, niejednokrotnie zupełnie nieznane z nazwy czy ze smaku, niekiedy zupełnie jałowe, wszystko tak piękne, czyste, pachnące, inne. Za każdym razem przysyłała także krótszy lub dłuższy list, ponieważ nie dane im było widzieć się już ponad pięciu lat, a że stryjenka nie posiadała jak dotąd telefonu (w przeciwieństwie do szanownej Ludwiki), a poczta ze swymi rozklekotanymi budkami telefonicznymi była na drugim końcu miasteczka, to i powoli Wilhelmina zapominała brzmienia głosu szanownej Ludwiki, racząc się wszakże za każdym razem jej kilkoma zazwyczaj zdaniami, nagryzmolonymi, za każdym razem, na pachnącym liliami papierze. Jeszcze bardziej raczyła się tym, co znajdowała w nadesłanej paczce, delektując się szelestem papierków, opakowań, kolorowych pudełek, woreczków i wstążek, okalających subtelnie zapakowane prezenty. Tym razem wszak było trochę inaczej; nie było wstążek, kolorowych papierków, zapachów, nie było wreszcie żadnego listu. Było jedynie zapakowane w szary papier pudło, a w nim osobliwy pojemnik. Nie zważając wszak na rzucające się w oczy niedociągnięcia formalne ze strony siostry, szanowna Wilhelmina odpieczętowała pojemnik, zerwała plombę, zajrzała do środka i nadstawiła swego, orlego nieco, nosa. W środku była szara, niezbyt wyraźna, sypka substancja. Trochę nijaka. Nabrała więc stryjenka nieco w garść i powąchała. Nie był to jakiś charakterystyczny zapach, trącił jedynie czymś jakby spalenizną, choć bardzo lekko, leciutko… Wzięła trochę na język. Zdegustowana nieco, uznała, że tym razem musi to być nie tyleż przyprawa (a szkoda, bo te kończyły się powoli, poukładane w równym szeregu w małych słoiczkach, na parapecie, poniżej linii zazdrostki), co jakiś suplement witamin, ziół czy innych specyfików, nie tyleż pobudzających smak, co podnoszących witalność i regenerujących zdrowie. W tym więc przeświadczeniu, zapominając po kilku dniach o swej rozterce, sypała więc stryjenka niemal codziennie proszek do garów; do zup, sosów, raz nawet do kompotu, posypywała nim nawet delikatnie podsmażaną cebulkę, którą raczyła nas niemal przy każdym śniadaniu, dodając do tejże albo niewielki kawałek zwyczajnej kiełbasy, albo wbijając weń kilka jaj. Nie szczędziła nasza szanowna Wilhelmina tajemniczej przyprawy bez smaku i zapachu, zupełnie jakby chciała się jej jak najszybciej pozbyć, zdegustowana tak kiepską jakością prezentu, który otrzymała tym razem. I kiedy już niemal zupełnie znikła przyprawa z dna osobliwego naczynia, ponownie, w poniedziałkowy, pochmurny ranek zapukał listonosz.

Tym razem list do Szanownej Pani – oznajmił i po odebraniu potwierdzenia odbioru, niemal natychmiast obrócił się na pięcie i bez jednego słowa ruszył w kierunku furtki. Stryjenka ponownie, tak jak ostatnio, także bez słowa, zatrzasnęła drzwi i poczłapała w kierunku kuchni, rozdeptując niemiłosiernie swe umęczone kapcie. – Oto i list- szepnęła pod nosem, widząc na błękitnej nieco kopercie napis „canada” i czerwony liść. Rozcięła więc kopertę nożykiem do obierania ziemniaków, pytając samą siebie w duchu, co też tym razem jej siostra ma jej do powiedzenia i jak tym razem zarekomenduje swą osobliwą paczkę, czy raczej jej zawartość. Na dużej, twardawej kartce nie było wszak pisma Ludwiki, jedynie maszynowy tekst w dwóch językach, a wokół jakieś pieczęcie, pieczątki, odciski i podpisy. Nad tekstem widniał rzucający się w oczy, pogrubiony nieco nagłówek „Bureau de notaire de Gatineau- Quebec”. Pośpiesznie więc rzuciła Wilhelmina swym przymglonym nieco wzrokiem na zwięzły tekst, informujący o tym, że Luwdica Krayovsky- Brouniac, zmarła w dniu 28. Kwietnia 1986 roku, zgodnie z ostatnią wolą, poleciła przesłać swe skremowane prochy do „starego kraju”, by złożyć je w rodzinnym grobowcu na cmentarzu parafialnym przy kościele św. Jakuba we wsi Bardowice, powiat Korczany, za co czyni odpowiedzialną swą jedyną siostrę, Wilhelminę Krajowską, w której ręce powierza wykonanie jej ostatnie woli. Ciocia otarła pot ze swego pomarszczonego czoła, przełknęła dwa razy ślinę, usiadła blada na niskim zydlu i bezmyślnie spojrzała w uszeregowane na parapecie słoiczki. Po chwili poszła do przedpokoju, zamknęła na klucz drzwi wejściowe i upewniając się skrzętnie, czy aby dom jest pusty, przesypała resztę tajemniczej jak dotąd zawartości, równie tajemniczego naczynia, do owych słoiczków; do każdego po odrobinie, po troszku, na czubku małej deserowej łyżeczki. Dopiero w chwili gdy naczynie było zupełnie puste, nalała doń wody, okręciła nim kilka razy i całą zawartością tegoż, podlała pączkujące w ogrodzie przed domem róże. Następnie ścięła kilka tych, które zaczynały się z wolna rozwijać i włożyła je do owego naczynia, które odtąd było naszym domowym wazonem. W ciągu następnych kilku dni w całym niemal domu kwiatami pachniało tak pięknie i mocno, jakby ogród przeniósł się z zewnątrz do wewnątrz. A ciocia? Nasza kochana Wilhelmina tajemnicę ową zabrała do grobu, tego samego, w którym miała złożyć doczesne prochy swej utraconej siostry. I pewnie zostało by tak już na zawsze, gdyby nie fakt, że kiedy sprzedawaliśmy stary rodzinny dom, to wewnątrz równie starego zegara ściennego z kukułką, znaleźliśmy pożółkłe stronice z dobrze nadal widocznym nagłówkiem, mówiącym o tym, że pochodzą one nie skąd inąd, jak tylko z „…Bureau de notaire de Gatineau- Quebec”.

Jarosław Sawiak

Jarosław Sawiak

1 KOMENTARZ

- Advertisment -

Borys Budka w reakcji na manipulacje Pawła Silberta z wizytą na JOG

Minister Aktywów Państwowych odpowiedział ostro na wpis internetowy Pawła Silberta na temat przyszłości projektu budowy fabryki samochodów elektrycznych w Jaworznie. Borys Budka ostro skomentował wpis...

XVIII Zlot Food Trucków na Rynku w Jaworznie już w ten weekend

Zapraszamy serdecznie wszystkich mieszkańców i gości na kolejny Zlot Food Trucków, który odbędzie się na jaworznickim Rynku! Nie przegapcie okazji, aby cieszyć się wspólnym...

Centrum Kulturalno-Społeczne w Ciężkowicach otwarte

W Jaworznie Ciężkowicach otwarto Centrum Kulturalno-Społecznego im. Mirosława Ciołczyka. Koszt inwestycji wyniósł około 5,5 mln zł. Centrum Kulturalno-Społeczne swoją siedzibę znalazło budynku dawnej noclegowni, który...