piątek, 29 marca, 2024

Oczywista Nieoczywistość – Zerwany paznokieć

Strona głównaFelietonOczywista Nieoczywistość - Zerwany paznokieć

Oczywista Nieoczywistość – Zerwany paznokieć

- Advertisement -

Dla większości mieszkańców naszego miasta to Leopold, dla nieco starszych Chrusty. Obrzeża dawnego Jaworzna, graniczące z Pechnikiem z jednej strony, a starymi Niedzieliskami z drugiej. W okolicy kopalnia, obok tzw. Gołasuka (funkcjonująca także w formie Golisuka), cegielnia. Nazwa Leopold nawiązywała do jednego z kopalnianych szybów o tej właśnie nazwie, istniejącego i czynnego zresztą do dziś. Natomiast nazwa Chrusty nawiązywać miała do porastającej okolice drobnej, szybko schnącej roślinności, nadającej się w zasadzie tylko na chrust.

Dawniej nad okolicą nie górowały bloki dzisiejszego Leopoldu czy Podłęża, dawniej Podłęże jako takie ukryte było w nadprzemszańskich lasach i łęgach. Dopiero w latach 80-tych XX wieku powstało potężne blokowisko, któremu nadano tą właśnie nazwę. Jednak wcześniej byłą to cicha, spokojna okolica, niewielka robotnicza kolonia.

Stary Leopold -Chrusty i jego dawna zabudowa (ze zbiorów autora)

Moi dziadkowie trafili tam właściwie przez przypadek. Przybyli do Jaworzna pod koniec lat 40-stych XX wieku i w ramach przydziału mieszkaniowego najpierw mieszkali przy dzisiejszej ulicy Krakowskiej (na wysokości Grodziska), potem natomiast na rogu dzisiejszej ulicy Grunwaldzkiej i Glinianej. Finalnie zaś otrzymali mieszkanie właśnie na Chrustach. Zabudowa tego obszaru diametralnie się wówczas różniła od dzisiejszej. Były tam niewielkie domki i domy oraz bardziej okazałe, wielorodzinne domy pracowników kopalni. Ich echem są domy przy dzisiejszej ulicy Krakowskiej na wysokości hotelu „Pańska Góra”, sam hotel zresztą (przed rozbudową) był takim właśnie domem. Pamiętam ten dom dość dobrze. Był duży, piętrowy. Mieszkało tam kilka rodzin. Był tam kawałek ziemi, ogródek, na tyłach zabudowa gospodarska; składowano tam drewno, węgiel, trzymano żywy inwentarz. Dla ludzi, którzy tam żyli, przybywszy tutaj po różnego rodzaju przeżyciach i zawieruchach rodzinnych jak i dziejowych, był to dom o wysokim standardzie. Dzisiaj może ów standard zadziwiać. Nie było tam łazienek, wychodek był na polu. Nie było rzecz jasna centralnego ogrzewania. Dziadkowie Andrzej i Katarzyna mieli w obrębie domu dużą kuchnię i pokój. Co ciekawe, kuchnia była na początku długiego korytarza, po prawej stronie, a pokój na samym końcu, po lewej. Po „drodze” były pomieszczenia innych rodzin. Życie rodzinne toczyło się w kuchni. Tam na co dzień spano, jedzono. Tam odbywały się też rodzinne uroczystości. Pamiętam duży stół, piec węglowy, przy smukłym oknie babciną maszynę do szycia. Pokój wydawał się jakąś inna rzeczywistością. Zazwyczaj było tam chłodno, jakoś sterylnie. Duże szafy, łóżko, na nim pościel, duże poduchy, charakterystyczne lalki, którymi (nie wiem dlaczego) nie pozwalano mi się bawić. To co pamiętam to fakt, że sypiał tam dziadek. Robił to wówczas gdy zostawałem u nich i spałem z babcią w kuchni. Byłem wówczas małym dzieckiem. Gdy zburzono ów dom pod budowę bloków miałem pięć lat. Pamiętam z tamtego okresu jedynie migawki.

Pamiętam dziadka myjącego się nad dużą miednicą w kuchni, pamiętam go, jak rąbał drewno na podwórzu, pamiętam jak zabierał nas na długie spacery po okolicy, pamiętam jak zawsze czekał na nas przy bramce i wypatrywał naszego przybycia (moich rodziców i brata) za każdym razem, kiedy szliśmy do nich. Pamiętam psa, a właściwie suczkę, kudłatą Muchę (bo tak ja zwano), pamiętam jak się oszczeniła, pamiętam jej małe pieski. Pamiętam nawet niewielki biały nocnik. Pamiętam babcię, jak siedziała przy starej maszynie do szycia usytuowanej pod kuchennym oknem. Do dziś widzę jej sylwetkę, skupioną, dziergającą coś lub szyjącą. Pamiętam jak nuciła cos za każdym razem. Wydawało mi się to wówczas takie strasznie nudne. Szczególnie gdy nie było dziadka w domu. Dla mnie to on był wówczas nr 1. Babcia zastąpiła jego miejsce dopiero wówczas gdy dziadek zmarł. Miałem wtedy sześć lat. Ale chyba najbardziej zapamiętałem z tamtego okresu dwa wydarzenia.

Bywałem u dziadków bardzo często. Uwielbiałem tam przebywać. Uwielbiałem ciepło tego domu, gościnność, zapach kuchni i babcinych potraw, dziadka krzątającego się tu i tam. Uwielbiałem, gdy czas mieli tylko dla mnie. Pamiętam jak przyjechałem tam kiedyś na kilka dni ze stłuczonym paznokciem na kciuku lewej dłoni. Przytrzasnąłem go sobie bramką w rodzinnym domu. Był cały siny, fioletowo- żółty, w pewnym momencie zdawał się zamierać, niknąć, odklejać od palca. Nie śmiałem go jednak ruszać, zupełnie jakby jego zerwanie oznaczało kres istnienia. I właśnie wówczas, przy tej samej maszynie, przy której po raz kolejny siedziała babcia, stanął dziadek. – Pokaż- zagadnął. Zaraz potem pochwycił moją dłoń ku mojemu przerażeniu. Przyjrzał się jej uważnie i zanim zdążył dokończyć, że zaraz będzie po wszystkim, mój martwy paznokieć był w jego ręce. Pamiętam szok i swoje zaskoczenie. Pamiętam ryk i wrzask, którego narobiłem i nie mniej zaskoczoną minę babci. I wreszcie ów spokój dziadka, swego rodzaju sytuacyjną szorstkość. Babcia użalała się nad moim nieszczęsnym losem, a dziadek… wyszedł. Gdy wrócił po jakimś czasie nie ukrywałem swojej złości. Mierzyłem go oburzonym spojrzeniem. Lecz dokładnie w tym samym czasie zacząłem odczuwać ulgę i wdzięczność za to, że balast stłuczonego i odchodzącego paznokcia mam już za sobą, że teraz będzie już tylko lepiej, że odrośnie nowy, że zakończyło się owe uporczywe czekanie na to, kiedy ten siny relikt kolizji z podwórkową bramką odpadnie wreszcie, zniknie, spadnie jak kamień z serca. Było to swego rodzaju dziecięce katharsis, oczyszczenie z ciężaru oczekiwania i strachu przed nieuniknionym. Przerażający był dla mnie widok kciuka bez paznokcia lecz jeszcze bardziej przerażające było czekanie na to, kiedy w końcu odpadnie. I w końcu odpadł, z małą pomocą dziadka. Nowy paznokieć pojawił się szybko, a ja poczułem się wówczas jakiś inny, doroślejszy, zupełnie jakbym przeszedł jakiś ważny życiowy egzamin (choć zdał go raczej dziadek, a nie ja). A potem jakby uspokoiło się wszystko, zupełnie jakby po sztormie znów zagościła spokojna, ledwie szemrząca tafla morza.

Andrzej Sawiak z synem Władysławem (ze zbiorów autora)

Z tamtego okresu zapamiętałem jeszcze jedno. Kiedy zburzyli stary dom, kiedy dziadkowie przenieśli się do bloku przy ulicy Podwale, w mojej pamięci pozostał jeszcze widok kupy gruzu, która po domu tym została w trakcie rozbiórki. Pamiętam sterczące wśród ruin schody, pnące się ku górze, zerwane nagle, przełamane, łypiące ku niebu jak kikut. Pamiętam, że ów dość absurdalny widok rozbawił mnie bardzo. Nie mam pojęcia dlaczego. Nie miałem pojęcia także o tym, że tego wydarzenia dziadek nie przeżyje; człowiek, którego wyrwano kiedyś z korzeniami, którego skazano na ciągłą tułaczkę, którego właśnie wtedy, w momencie gdy korzenie chyba zaczął zapuszczać po raz kolejny, wyrwano z nimi znowu, ostatni raz. Zmarł kiedy miałem sześć lat. Ciężko zachorował na serce, które ostatecznie pękło, podobno dosłownie. Nie rozumiałem wówczas znaczenia śmierci, nie rozumiałem tego, co tak naprawdę się stało. Dziadka „zastąpiła” mi babcia. A on? Po prostu odszedł. Nie wiem gdzie teraz jest. Mam tylko nadzieję, że schody, po których przyszło mu wówczas wejść nie urywały się jak martwy kikut, wystający z kupy gruzu, którego kadr mam ciągle przed oczami. Mam nadzieję, że te inne schody, chynące ku górze tuż za bramą, którą przyszło mu przekroczyć, zaprowadziły go nowego, lepszego świata, z którego nic i nikt go już nie wyrwie.

Jarosław Sawiak

- Advertisment -

Do końca 2027 roku powstaną nowe drogi na wjeździe do Jaworzna

Miasto Jaworzno podpisało umowę z konsorcjum firm MIRBUD S.A. i KOBYLARNIA S.A. na budowę nowego układu drogowego na Jaworznickim Obszarze Gospodarczym oraz na drogach...

Poznać, pokochać, chronić. Źródła Kłodnicy

W kolejnym odcinku serii Poznać, pokochać, chronić, prowadzący Piotr Grzegorzek zabrał nas na spacer po Zespole przyrodniczo-krajobrazowym „Źródła Kłodnicy”. Jest to teren chroniony, jednak...

Trzecia Droga Szymona Hołowni w Jaworznie popiera Michała Kirkera

Trzecia Droga, czyli Polska 2050 Szymona Hołowni oraz PSL poparły kandydaturę Michała Kirkera na Prezydenta Miasta Jaworzna. Wczoraj, 26 marca, odbyła się konferencja prasowa...