piątek, 19 kwietnia, 2024

Oczywista Nieoczywistość – Plucie…

Strona głównaFelietonOczywista Nieoczywistość - Plucie...

Oczywista Nieoczywistość – Plucie…

- Advertisement -

 W przeszłości za przejaw chamstwa uznawano plucie obok talerza na stole – ale pod stół… już nie. Plucie uznawano wszak za dość oczywistą czynność „fizjologiczną”, choć dzisiaj wydaje się ona być obrzydliwą i niepożądaną. W pluciu jako takim nie zmieniło się jednak co do zasady nic – ale w podejściu do takowego już tak. W przeszłości pluto niemal wszędzie; na ulicy, w budynkach użyteczności publicznej, a nawet w kościołach. W starym jaworznickim kościele także.

Plucie jako takie, jest rzecz jasna dość naturalnym odruchem naszego organizmu. Do dziś ludzie plują zresztą nadal dość powszechnie, na ulicy, w parku, na skwerach, przez szyby samochodów, przez okna. Pamiętam jak dawniej, stojąc w grupce rówieśników, okazałe plucie było czymś „normalnym”; im więcej, im dalej, tym lepiej. Był to swego rodzaju szpan. Wydaje mi się zresztą, że w kwestii tej nie zmieniło się w niektórych przedziałach wiekowych i kręgach aż tak wiele. O ile jednak dziś takie zachowanie nie uchodzi za pożądane i kulturalne, o tyle dawniej było w pewnym sensie „ukonstytuowane”. Nie dziwi więc fakt, że w urzędach, bankach, a nawet kościołach stały spluwaczki. Nie dziwiły nikogo, nie irytowały zapewne także, choć w okresie międzywojennym zaczęły powoli wychodzić z mody. W naszym kraju można je było zobaczyć w miejscach publicznych jeszcze za czasów Gomułki. Spluwaczki te były zazwyczaj metalowe bądź ceramiczne, zachowując mobilny charakter w związku z potrzebą opróżniania i mycia. Znajdował się w nich zresztą zazwyczaj środek dezynfekujący, nadając całości bardziej „sterylny” charakter.

Kościół św. Wojciecha w latach sześćdziesiątych XX wieku; po lewej stary kościół, po prawej transept, wybudowany tuż przed wojną (MMJ)

Jak dowiadujemy się ze wspomnień Bohdana Dziunikowskiego spluwaczki takie znajdowały się także w starym kościele św. Wojciecha w Jaworznie. Pan Bohdan Dziunikowski urodził się w Jaworznie, w rejonie Pańskiej Góry. Jako dziecko mieszkał w pobliskiej Winterówce. Był absolwentem Uniwersytetu Jagiellońskiego, profesorem, doktorem habilitowanym, inżynierem. Był specjalistą w dziedzinie technicznej fizyki jądrowej. Wielokrotnie wyróżniany, współpracował z uczelniami i instytutami na całym świecie. Był wybitną personą. Pochowany został na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie. Pozostawił po sobie kilka książek. Moją uwagę wszak zwróciły jego wspomnienia pt. „Nieodwracalność czasu”. Zawiera ona „garść wspomnień chłopaka z Jaworzna”, jak mówi nam podtytuł. To bardzo ciekawa, dobrze napisana książka, wydana kilkanaście lat temu przez jaworznickie muzeum. To właśnie z niej można dowiedzieć się sporo ciekawych rzeczy o przeszłości Jaworzna. I to właśnie z niej dowiedziałem się zupełnie przypadkowo, przygotowując się do tekstu o wspomnianej już „Winterówce” o tym, że spluwaczki były także w kościele, a także o tym, jak stary kościół wyglądał wewnątrz. O tym, jak wyglądał z zewnątrz wiemy dobrze, zachowało się bowiem sporo fotografii obiektu. Jednak zdjęć ukazujących wnętrze zupełnie jakby nie było. To dziwne. A kościół ponoć był ładny. Dość ciemny, wyposażony wszak w piękne żyrandole, bogato wyposażony, z trzema ołtarzami. Kiedyś, wiele lat temu mignęło mi w sieci zdjęcie wnętrza; ołtarz św. Józefa (dzisiaj boczny), ławki, wstęgi sunące od sklepienia do ścian bocznych. Potem jednak zdjęcie jakby wyparowało. Sam wszak posiadam jedną taką, nawiązującą do kwestii, fotografię. Pochodzi ona z lat pięćdziesiątych XX wieku, z Pierwszej Komunii mojej cioci.

Wnętrze kościoła św. Wojciecha pod koniec lat 50-tych XX wieku (ze zbiorów autora)

Po lewej stronie widoczne są ściany starego kościoła, po prawej mury części wybudowanej przed wojną, czyli transeptu. To wszystko. Bardzo mało. Jednak opis Pana Dziunikowskiego, bardzo krótki acz sugestywny, skłonił mnie do refleksji nad budynkiem, który pod koniec lat 60 –tych XX wieku został rozebrany. Kruchta świątyni była wąska, wieża z charakterystyczną kopułą, w środku świątyni trzy ołtarze z charakterystycznymi aniołkami. We wspomnianej kruchcie wisiał okazały krzyż z ociekającym krwią Chrystusem, którego stopy całowały kobieciny wchodzące do środka. No i wreszcie owe spluwaczki, porozstawiane pod ścianami gmachu, wraz z informacją, że „Kościół to Dom Boży, więc na podłogę pluć nie wypada”. Ów nieprawdopodobny kontrast niezaprzeczalnego „sacrum” z równie oczywistym „profanum”. „Moda” na plucie wtargnęła i tam. Na szczęście przeszła już do lamusa. Podobnie jak sama świątynia niestety, na miejscu której stanęła owa dość osobliwa hybryda; starszy, przedwojenny transept oraz wybudowana kilka dekad później hala, wcinająca się trójkątem, zwieńczonym wielkim krzyżem w niebo. Jedyne co pozostało (oprócz obrazu Matki Boskiej Passawskiej) to stary ołtarz św. Józefa, który w dziewiętnastym wieku przywieziono tutaj na kilkunastu furmankach z likwidowanego kościoła, w gmachu którego mieści się dziś krakowskie Muzeum Archeologiczne. I jeszcze stare drzwi kościelne, przykład solidnej krakowskiej roboty, które stoją w jaworznickim muzeum. To chyba wszystko.

Drzwi główne jaworznickiego kościoła w trakcie rozbiórki światyni. Obecnie przechowywane w MUzeum Miasta Jaworzna (MMJ)

Być może gdzieś tam pod bryłą dzisiejszej świątyni tkwią do dziś pozostałości dawnego budynku; wraz z kośćmi tych, których chowano tutaj przez wieki w podziemiach i na okolicznym, starym cmentarzu, po którym też nie ma już śladu. Wszystko zamknięte zostało w tkance przeszłości, coraz słabszej. Ci wszakże, którzy pamiętają stary kościół to ludzie starsi bądź w średnim wieku. Kiedyś braknie i ich. Może więc warto odświeżyć stare rodzinne albumy. Może gdzieś tam, w ich zakamarkach, tkwią prawdziwe perełki, na których można by dostrzec też to, jak obiekt ten kiedyś wyglądał wewnątrz. Byłoby cudnie zobaczyć takowe; odkurzyć wspomnienia tych, których tam chrzczono, którzy szli do Pierwszej Komunii, brali tam ślub, których wynoszono w ostatnią podróż. Póki co, w pamięci tkwią mi owe spluwaczki, wychodzące naprzeciw ohydnemu nawykowi, obrzydliwe profanum w obrębie pięknego sacrum. Zamazują głębszą rzeczywistość owymi plwocinami zobojętnienia i bezrefleksyjności. Chciałbym wstawić do pudełka swojej pamięci coś więcej niż owe osobliwe naczynia i organiczne „odrzuty”. Chciałbym zachować je jedynie jako dość osobliwą ciekawostkę, bardzo wówczas powszechną ale dziś już niebyłą. Na szczęście. Nasze życie, nasza rzeczywistość to przecież nie tylko odruchy i takie czy inne nawyki. To coś zdecydowanie więcej. I właśnie „to” warto zachować nie tylko w naszych słowach i wspomnieniach, subiektywnych i zindywidualizowanych ale i na obiektywnych kadrach fotografii, które bez słów właśnie potrafią niejednokrotnie powiedzieć więcej niż całe tomy ksiąg. Jedne bez drugich potrafią istnieć i dawać takie czy inne świadectwo lecz razem stanowić mogą bezcenne i kompletne źródło.
Jarosław Sawiak

2 KOMENTARZE

  1. Widziałem kiedyś filmik ze ślubu kręcony amatorską kamerą na taśmie 8 mm. Późne lata 60-te, młoda para wysiada z warszawy M 20 i wchodzi do kościoła od strony transeptu z powyższej foty. Wydaje mi się, że ujęcia wewnątrz też były.

- Advertisment -

Wywiad z Beatą Kirker: Trudne czasy spowodowały, że Michał wcześnie stał się silny i samodzielny

Beata Kirker udzieliła osobistego wywiadu specjalnie dla naszej redakcji. Opowiada w nim o swoim synu Michale o tym, jakim jest człowiekiem. Ten osobisty wywiad z...

Bajeczne widowisko Cyrku Arena. Poczuj magię cyrku!

Polski Cyrk Arena kolejny raz zaprasza na magiczne i kolorowe widowisko dla widzów od lat 2 do 102. Tego roku artyści przygotowali program, w...

EIGHTBIT – bezpieczeństwo danych firmy i wsparcie IT w jednym miejscu

Współczesny rynek pełen jest wyzwań, a bezpieczeństwo danych firmy to fundament, którego nie można zaniedbać. Wielu właścicieli mniejszych przedsiębiorstw nie zdaje sobie sprawy, jak...