Tegoroczna Niedziela Palmowa przez wzgląd na epidemię koronawirusa nie będzie tak odświętna jak te w latach ubiegłych.
W jaworznickiej kolegiacie nie odbędzie się konkurs palm wielkanocnych, a w mszach świętych może brać udział jedynie pięć osób.
Dawnym zwyczajem Niedzielę Palmową zwano Kwietną. W XVI wieku pisał z przekąsem Mikołaj Rej pisał: „W Kwietną Niedzielę kto bagniątka (współczesne to bazie – przyp. red.) nie połknął, a dębowego Chrystusa do miasta nie doprowadził, to już dusznego zbawienia nie otrzymał”. „Bagniatka” połykano nie tylko z myślą o zbawieniu duszy, ale również dla ochrony przed wszelkimi chorobami. Na pamiątkę wjazdu Jezusa do Jerozolimy wprowadzano uroczyście do kościołów wózki z drewnianymi figurami Chrystusa siedzącego na osiołku.
W miastach takie wózki obwożono od kościoła do kościoła w honorowej asyście rajców miejskich. Wszędzie tworzono procesje, w których dzieci rzucały przed figurę kwiaty a drogę przejazdu zaściełano palmami. Niektórzy nawet liśćmi palmy się okładali, nie z myślą o pokucie ale traktując to jako zabieg zdrowotny. Zanoszono do kościołów palmy wielkanocne z wierzby z „bagniątkami”. Królowie otrzymywali palmy od dzieci magnackich. Palmy powinny być strojne, w bibułkowe kwiaty i wstążki, a gałązki w nie wetknięte „mogły odpędzać chmury gradowe”. Krzyżyki zrobione z tych gałązek wetknięte w rolę miały chronić przed klęskami i gwarantować urodzaj. Poświęcone palmy zatykano za święte obrazy, miały chronić domostwo przed wszelkimi nieszczęściami.
W Niedzielę Palmową po wsiach chodzili przebierańcy zwani „pucherokami”, którzy stukali wysokimi pielgrzymimi laskami, klekotali kołatkami i śmieszyli oracjami, kończonymi choćby tak zaskakująco: „A ja wam powiedzioł taką oracyją, jak mi nic nie dacie, to was pozabijom”. Takich pyskatych pucheroków nagradzano na ogół wiktuałami.
Ela Bigas
[vc_facebook]