niedziela, 28 kwietnia, 2024

„Orfeusz w piekle” czyli miłość do muchy

Strona głównaKultura„Orfeusz w piekle” czyli miłość do muchy

„Orfeusz w piekle” czyli miłość do muchy

- Advertisement -

Operetka „Orfeusz w piekle” to dzieło zabawne – oto piękna Eurydyka zakochuje się w musze bzyczącej uwodzicielską pieśń. Jak do tego doszło i co z tego wynikło zaprezentował Teatr Muzyczny Arte Creatura.

Tę uchodzącą za jedną z ciekawszych operetek Jacques’a Offenbacha wystawiono na deskach sali koncertowej MDK w sobotę 28 stycznia. Jest to radosna opowieść o nieco nieudanym małżeństwie Orfeusza i Eurydyki, której akcja dzieje się w starożytnej Grecji. Zakochany w Eurydyce porywa Pluton – bóg piekieł. Orfeusz śpieszy na pomoc swej żonie. Do akcji wkracza sam Jowisz i pod postacią rzeczonej muchy rozkochuje w sobie Eurydykę.

Premiera sztuki w połowie XIX wieku wzbudziła zachwyt publiki. Ponoć niezły skandal wywołał kankan. Pal licho czy tancerki, jak mawiano, dolnej bielizny nie miały, było kontrowersyjnie. Czy współcześnie operetka powinna być taka skandalizująca?

Tę operetką Offenbacha wystawiano w Polsce kilkadziesiąt razy. Za najdziwniejszą uważa się tę z 1930 roku wystawioną na deskach Teatru Wielkiego. Na scenie zamontowano reklamy m.in. maszyn Siengera i trwałej ondulacji fryzjera Ewarysta. Publika kręciła nosem na taką scenografię. Czy sztuka może przymilać się biznesowi czy tylko widowni – pytamy dyrektora teatru Arte Creatura – Jarosława Wewiórę.

Przedwojenna krytyka pisała, że przed artystami „Orfeusz w piekle” stawia trudne zadania – należy tryskać szampańskim humorem, tańczyć z brawurą i ślicznie się poruszać. Wydaje się, że dzisiejsze realizacje tej opery wymagań innych nie mają.

Artyści Arte Creatura zaproponowali wersję nieco przewrotną, mamę Eurydyki kreował aktor młody i z brodą. Innych szczególnych udziwnień nie było. Śpiewano ładnie, poruszano się z gracją. Wspaniała muzyka dopełniła całości. Publika, która pojawiła się licznie, brawa biła gromkie i wydaje się, że wieczór zaliczyła do udanych. Nic złego się nie przytrafiło, jak na jednej z warszawskich premier tej operetki, gdy od piorunów Jowisza zajęły się kotary i trzeba było publikę wyprowadzić. Ot i sceniczne niespodzianki.

[vc_facebook]

- Advertisment -

Z perspektywy: Miasto nasze nie skończy się w poniedziałek

Kiedy piszę ten tekst, trwa głosowanie w II turze wyborów na prezydenta naszego miasta. Ze względu na obowiązki zawodowe zmuszony jestem przesłać ten tekst...

Oczywista Nieoczywistość – Na Janie…

W dzisiejszym, coraz bardziej laicyzującym się świecie, niejednokrotnie odżegnujemy się od różnego rodzaju kontekstów czy nawiązań religijnych. Są jednak takie miejsca, które bardzo mocno...

Słowo na niedzielę: Inspirująca samotność

Mam tu na myśli samotność zarówno tych, którzy się szczerze nawrócili, jak i tych, którzy poważnie traktując swoją wiarę, nie znajdują zrozumienia prawie u...