Niesamowite, że tak szybko zapominamy o katastrofach środowiskowych. Jak nie dbamy o otoczenie, w którym żyjemy. To tak jakby cały ten syf wnieść sobie do domu. I wnosimy go sobie, nie próbując nawet naciskać na rządzących. Czy to na poziomie centralnym, czy też na poziomie samorządu. Bo przecież pyłów PM 2,5 czy też benzopirenów nie widać. A jak nie widać, to pewnie ich nie ma.
Na większości z nas ogromne wrażenie zrobiła katastrofa Odry. Z przerażeniem oglądaliśmy kolejne relacje, pokazujące agonię rzeki i jej środowiska wodnego. Kilka miesięcy później już nikt się tym nie przejmuje. A zwłaszcza władza, bo nie potrafi lub nie chce znaleźć winnego zaistniałej sytuacji. Przeciwnie. Bezczelnie pluje nam wszystkim w twarz. Wyrzucony przez premiera prezes Wód Polskich za katastrofę na Odrze – Przemysław Daca niedługo szukał nowej posady. Niedawno został wicedyrektorem w Instytucie Ochrony Środowiska. Tego samego który… bada katastrofę na Odrze. Możemy się spodziewać wyników tych badań. Będą jedyne słuszne dla władzy. Tak właśnie dba o środowisko obecna władza i ludzie związani z tzw. Zjednoczoną Prawicą. Na nasze szczęście Odra jest rzeką graniczną i w dolnym odcinku połowa rzeki należy do zachodnich sąsiadów. Monitoring rzeki prowadzony jest na bieżąco, a dane dostępne są publicznie. Niestety, przez tych kilka miesięcy nasza władza nie zrobiła nic. Zasolenie wciąż utrzymuje się na bardzo wysokim poziomie. W okolicach 2000 μS/cm. 17 grudnia osiągnęło wartość nawet 2200 μS/cm. Co gorsze, tak wysokie zasolenie utrzymuje się przy stosunkowo dużo wyższych poziomach wód niż latem. Żeby wykwit złotych alg był niemożliwy, zasolenie nie może przekraczać poziomu 1400 μS/cm. Jeszcze gorsza sytuacja panuje w Kanale Gliwickim. Zmierzone zasolenie wg Instytutu Leibniza osiąga wartość aż 6410 μS/cm. To dużo więcej niż woda w Bałtyku czy Oceanie Atlantyckim!
Według mnie, podobnie bezczelnym pluciem w twarz był wpis pewnego jaworznickiego portalu w mediach społecznościowych dotyczący jakości powietrza w mieście. Czytamy: „Zamiast szukać i epatować się czujnikami, które podobno sytuują Jaworzno w skali jakości potrzeb między miastami chińskimi a bośniackimi – warto po prostu zajrzeć na https://powietrze.gios.gov.pl/pjp/current. Dane te – ze względu na weryfikowalne źródło – na pewno są podane rzetelnie, a nie z czujnika „przy kominie”.
Bezczelnym dlatego, ponieważ nie spodziewano się, że ktoś otworzy link i powiększy znajdującą się tam mapkę. A tam… jest podana jakość powietrza w Sosnowcu, Dąbrowie Górniczej, Olkuszu czy też w Trzebini. Jaworzno natomiast to biała plama. Tak właśnie wyglądają „weryfikowalne” dane według urzędników.
Jaworzno to specyficzne miasto. I wcale nie musi oznaczać, że jeśli pachnie wanilią w Centrum, tak samo jest na dzielnicach. Zresztą w sezonie grzewczym nie potrzeba czujników, bo dokładnie widać czym oddychamy. Widzę to dokładnie, gdy czyszczę filtr mechanicznej wentylacji nawiewno-wywiewnej. Woda z mycia to czarna maź. A przecież jest to tylko zgrubny filtr gąbkowy. Jaworznicka władza ma dokładnie takie samo podejście do środowiska, jak władza centralna. Bo gdyby było inaczej, zainwestowano by w drona mierzącego skład spalin wydobywających się z kominów. Kontrole robione byłyby w godzinach wieczornych, bo właśnie wtedy mieszkańcy zaczynają palić śmieciami. Bo to akurat czuć dokładnie, i nie są potrzebne żadne czujniki.
Można by też podawać poziom zasolenia wód zrzucanych z lokalnej kopalni. No, ale to raczej sfera marzeń.
Artur Nowacki