Aby odpowiedzieć na to pytanie, wystarczy przypomnieć sobie podobną sytuację w Jego działalności. Otóż, kiedy to Jego poprzednik, krewny, przyjaciel, Jan Chrzciciel, został pojmany i uwięziony, wielu ludzi świątyni zacierało ręce, że wreszcie te niewygodne dla nich usta zamilkły.
Do samego pojmania Jana doprowadzili ludzie polityki, którzy postanowili z nim skończyć, albowiem mieszał się do ich życia prywatnego i odważał się zło nazywać po imieniu. W tym wszystkim kluczową rolę odgrywały kobiety, które ponoć wtedy nie miały nic do powiedzenia.
Jak zachował się wtedy Jezus? Czy pisał protesty? Czy organizował pikiety, marsze, manifestacje? Czy wygłaszał mowy? Czy uruchamiał znajomości, szukał kontaktów, zbierał pieniądze na wykup?
Nic z tych rzeczy. Zachował spokój, albowiem znał misję Jana i wiedział, jaką misję ma On – Mesjasz. Zło nazywał po imieniu, lecz złoczyńcom zostawił jeszcze czas. Sam zaś skoncentrował się na podjęciu misji Jana i poprowadzeniu jej dalej, zgonie z wolą Ojca Niebieskiego. Wychowywał ludzi do wiary, kształtował ich moralność, sam będąc idealnym przykładem.
Złoczyńcy nie odpuścili. Dopadli również Jezusa i Go zabili. Jednakże misja Jana i Jezusa została wypełniona, a Jezus na dodatek zmartwychwstał. Ziemskie zaś losy wielu przeciwników okazały się tragiczne. Imion wielu z nich nawet nie znamy. Tymczasem Jan i Jezus działają dalej, czy się to komuś podoba, czy nie.
Dzisiaj Jezus mówi do nas wszystkich Polaków i w kraju, i za granicą, i w Kościele, i w polityce, i w biznesie, po prostu, do wszystkich – nawróćcie się, żyjcie Ewangelią, albowiem czas jest krótki, wieczność jest wiecznością, a wy Polacy bogami nie jesteście.
Ks. Lucjan Bielas