niedziela, 28 kwietnia, 2024

Pamiętnego roku w Jeziorkach

Strona głównaDzielnicePamiętnego roku w Jeziorkach

Pamiętnego roku w Jeziorkach

- Advertisement -

W każdej rodzinie są pewne historie-memy, powtarzane przez dziadków czy babcie tak często, że utrwalają się w pamięci i są nie do wymazania. Jedna z tych historii, które często słyszałem, będąc dzieckiem i potem – chodząc do szkoły, łączy się z dniem 11 listopada 1918 roku i z miejscem utrwalonym przez te opowieści w naszej pamięci – Jeziorkami koło Jaworzna.

Trafił tam przed wojną jako nauczyciel Tomasz Malisz, syn Konstantego Malisza z Roztoki-Brzezin, wykształcony pod koniec XIX wieku w Tarnowie na nauczyciela (matka donosiła mu raz na tydzień pieszo z Roztoki do Tarnowa jedzenie). Długie lata uczył w szkole wiejskiej w Rożnowie, krótko przed I wojną przeniesiono go do Jeziorek koło Chrzanowa. Od razu latem 1914 roku wzięli go Austriacy do wojska, do Jiczyna. Żonę, sześć córek i syna odesłał do Roztoki; przetrwali wojnę w różnych miejscach u rodziny.

Tomasz Malisz, pradziadek autora tekstu

Przewojował całe cztery lata, po kapitulacji Austrii w październiku 1918 roku został zdemobilizowany. Pozbierał rodzinę i wrócił na swe miejsce pracy – do Jeziorek.

Jeszcze w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku, korzystając z tego, że najstarsza z córek Tomasza Malisza – Eugenia (rocznik 1898) rozgadała się kiedyś, goszcząc u nas w domu, zanotowałem jej opowieść w notesiku, a w 1993 – przepisałem na czysto, porządkując stare notatki. Oto opowieść Cioci Geni o dniu 11 listopada 1918 roku w Jeziorkach.

„I biją dzwony. W sąsiednich wsiach, od Krakowa słychać, jak biją wszystkie dzwony. I ludzie się schodzą przed szkołą. Ojciec stanął na najwyższym schodku szkoły, zarządził ciszę. Po jakimś czasie się odezwał: – Słuchajcie, słuchajcie, czy słyszycie ten głos? To dzwoni dzwon Zygmunt! I wszystkie inne dzwony podają na cały świat wieść. A co to za wieść? Polska powstała!  I zaczął mówić, jak będzie. Trzy dni trwało święto. Górnicy nie szli do pracy, pili wódkę i cieszyli się”.

Ul. Kasztanowa 71, wejście do dawnej szkoły w Jeziorkach

Tak opowiadała o tej chwili Eugenia Malisz. W notatkach mam też słowa jej siostry, a mojej Babci Czesławy Księskiej (rocznik 1904), przytaczającej przemowę jej ojca, gdy przy innej okazji opowiadała tę historię: – Słyszycie bicie dzwonu? Nie ma w tej chwili w Polsce miejsca, w którym nie byłoby go słychać. A czemu te dzwony wszystkie dzwonią? Jeden drugiemu podaje wiadomość, którą obwieścił na Wawelu dzwon Zygmunt: Polska powstała!

Zachowała się też pisemna relacja o tej chwili, spisana przez Babcię w roku 1982, gdy wzięła się za spisywanie swych wspomnień z dzieciństwa:
„W Jeziorkach koło Jaworzna, przy śląskiej granicy, zmarła moja młodsza siostra, Magdalena. Podczas naszego pobytu tam po I wojnie światowej Polska powstała po długoletnim zaborze. Ja jako uczennica w którejś tam klasie byłam świadkiem, kiedy mój Ojciec, stojąc na ganku szkoły bardzo wzruszony, wygłosił przemówienie do ludzi, którzy stali na drodze, słuchając. Zaraz na początku poprosił ludzi, aby byli bardzo cicho, to usłyszą dzwon Zygmunta w Krakowie, który był bezustannie poruszany przez ludzi, zwiastując zmartwychwstanie Polski. Zrobiła się cisza i dało się słyszeć nie bicie dzwonu, bo to jednak za duża przestrzeń, ale było słychać taki jednostajny jęk wielu bliższych dzwonów. Ludzie słuchali chwilę, a później wszyscy słuchający płakali, obejmując się i całując z radości. Była to wielka chwila i dziś, jako prawie 80-letnia staruszka nie mogę o tym pisać bez wzruszenia”.

Szkołę w Jeziorkach nazywano „Szkołą pod panienką”, bo była i jest do tej pory wnęka z figurką Matki Boskiej. Właścicielem budynku był pan Kotyla (imię nieznane). Na zdjęciu obecny stan budynku

Przy każdej okazji, gdy Babcia opowiadała mnie i mej siostrze Ani tę historię, domagaliśmy się szczegółów. Skąd już 11 listopada pradziadek wiedział, że Polska powstała? Czytał gazety — odpowiadała. No, ale w gazetach z 11 listopada nie mogło jeszcze być informacji, że o piątej rano podpisano zawieszenie broni? Babcia się broniła, że w poprzednich dniach prasa donosiła, że Niemcy poprosili o rozejm, ludzie wyrywali sobie gazety z informacją, że niemiecki cesarz abdykował i kilka dni potem austriacki cesarz abdykował. Piłsudskiego z Magdeburga zwolnili. Wiadomo było, że obaj zaborcy przewracają się. Ludzie wiedzieli, że zawalenie się Niemiec spowoduje, iż zabór rosyjski, który był pod okupacją niemiecką, który nie był już rosyjski, nie będzie też niemiecki, czyli będzie nasz – tłumaczyła Babcia. – Gdy więc tata usłyszał dzwony w dzień powszedni, zrozumiał, że to już, że właśnie się stało – mówiła Babcia.

Interesowało nas też, dlaczego w Chrzanowie nie biły dzwony? Babcia uporczywie trzymała się następującej sekwencji wydarzeń: — Słychać bardzo ciche, bardzo słabe bicie dalekich dzwonów, potem słychać bicie jakichś bliższych dzwonów, ojciec wychodzi co chwilę, nasłuchuje, potem wszystkie dzieciaki wygania przed szkołę, wstępuje na ganek i podnosi ręce. Podkreśla, że jej tata był bardzo dobrze zorientowany politycznie, czytał mnóstwo gazet. – Wiedział, na pewno wiedział, że na koniec wojny dzwon Zygmunt będzie bił – mówiła. – Gdy usłyszał, jak najpierw bije dalszy dzwon, a potem bliższy – od razu zrozumiał: w Krakowie dostali telegrafem wiadomość o końcu wojny, zaczął bić Zygmunt, a jak zaczął bić Zygmunt, no to ci, co go słyszeli, nie potrzebowali wyjaśnień, jaką wiadomość przekazuje i też zaczynali bić w dzwony. Tak od dzwonu, do dzwonu, krokami szedł dźwięk z Krakowa do Jeziorek.

Babcia nie pamiętała, czy dzwon kościoła w Chrzanowie też zaczął w końcu bić, ale – mówiła – pewnie zaczął. Dopytywaliśmy się, jaka to była pora dnia? Przedpołudnie – odpowiadała Babcia – mieliśmy lekcje. Sprawdzaliśmy godziny w podręcznikach. Od drugiej w nocy do piątej rano delegacja niemiecka bezskutecznie targowała się o szczegóły, w końcu po piątej złożyli podpisy. Dokument wchodził w życie po sześciu godzinach od podpisania. Taki czas dano na powiadomienie oddziałów, że już się nie strzela. Do 11 przed południem jeszcze można było legalnie powalczyć, ale od jedenastej wszyscy mieli być zawiadomieni, że – szlus. Koniec wojny. Zygmunt mógł więc zacząć bić o jedenastej przed południem – wnioskowaliśmy razem z Babcią, ustalając, że pradziadek Tomasz chyba rzeczywiście nie z gazety dowiedział się o podpisaniu rozejmu. Wiadomość z Francji poszła iskrówką do Krakowa, a z Krakowa do Jeziorek dotarła – też przez eter, ale falami o niższej częstotliwości – dźwiękowymi, przekazywanymi od dzwonu do dzwonu i w Jeziorkach właściwie odkodowanymi przez nauczyciela.

To był ostatni rok pracy nauczycielskiej Konstantego Malisza w Jeziorkach. Był złamany wojną. Opowiadał jedynie o tym, jak pożyczali sobie tomy Trylogii między austriackimi i rosyjskimi okopami. Inne wojenne wspomnienia nie zachowały się w pamięci jego dzieci. Topił smutki w alkoholu. W roku szkolnym 1919-1920 był już rezydentem na nauczycielskiej posadzie swojej najstarszej córki Eugenii, absolwentki Seminarium Nauczycielskiego w Nowym Targu, którą decyzja władz oświatowych – już polskich – rzucono do Blinowa, na Lubelszczyznę.

Dominik Księski

- Advertisment -

Z perspektywy: Miasto nasze nie skończy się w poniedziałek

Kiedy piszę ten tekst, trwa głosowanie w II turze wyborów na prezydenta naszego miasta. Ze względu na obowiązki zawodowe zmuszony jestem przesłać ten tekst...

Oczywista Nieoczywistość – Na Janie…

W dzisiejszym, coraz bardziej laicyzującym się świecie, niejednokrotnie odżegnujemy się od różnego rodzaju kontekstów czy nawiązań religijnych. Są jednak takie miejsca, które bardzo mocno...

Słowo na niedzielę: Inspirująca samotność

Mam tu na myśli samotność zarówno tych, którzy się szczerze nawrócili, jak i tych, którzy poważnie traktując swoją wiarę, nie znajdują zrozumienia prawie u...