czwartek, 2 maja, 2024

Z perspektywy: Oddacie przyszłość dzieci za garść… węgla?

Strona głównaFelietonZ perspektywy: Oddacie przyszłość dzieci za garść… węgla?

Z perspektywy: Oddacie przyszłość dzieci za garść… węgla?

- Advertisement -

Prezydent Duda może sobie opowiadać: „Ja nie wiem, na ile w rzeczywistości człowiek przyczynia się do zmian klimatycznych. Głosy naukowców są bardzo różne”. Albo: „Zmiany klimatu były w historii świata. Były bardzo różne klimaty. Od epok lodowcowych, aż po takie epoki, kiedy mieliśmy tu na naszych ziemiach klimat tropikalny. Było różnie. Jakiego były tego przyczyny? Naturalne!” Przepraszam, ale słuchając tego, zwłaszcza mając na uwadze swoisty sposób okazywania emocji, przed oczami mam Epokę Lodowcową i gonitwę za… uciekającym orzeszkiem.

Pan Morawiecki także używa dezinformacyjnej retoryki: „Podczas tych spotkań rozmawiałem też z rolnikami. W te dni nauczyłem się tak jak oni modlić się o deszcz. Wypatrywałem deszczu. Co rano oglądałem prognozę pogody”. „Nie da się przewidzieć suszy. Nie da się przewidzieć deszczu. Nie da się przewidzieć czasami chorób jakichś”. Po tych słowach odczuwam jedynie współczucie z powodu zbyt słabej wiary i niedostatecznej modlitwy.

Związkowcy lobby górniczego negując cały dorobek światowej nauki twierdzą, oprócz powielania wielu innych mitów, że jest to niepoparte faktami. Czytając te wszelkie pseudonaukowe tezy działaczy związkowych, ogarnia mnie niepokój. Jak bardzo nie jesteśmy świadomi. Jak bardzo dyletanci roszczą sobie prawo do głoszenia tzw. nauki.

Dezinformacja klimatyczna zagościła nawet w II części podręcznika HiT W. Roszkowskiego. Autor oprócz kłamliwych wyliczeń, którym daleko od praw fizyki, manipulował także danymi pomiarowymi. Pisząc podręcznik w 2022 roku, podawał dane z 2006 r. Mylił procenty ze stopniami. A właśnie hitem dezinformacji było stwierdzenie, jakoby obecne stężenie CO2 w atmosferze nie jest dramatycznie wysokie, gdyż może być 2,5 razy wyższe. Bo według niego rośliny najlepiej rozwijają się przy stężeniach 1000 ppm. Tej książki zabroniłbym czytać moim dzieciom i od razu wylądowałaby… nie w koszu, ale w niebieskim worku na segregację.

Słuchając tych wszystkich słów, odczuwam rozgoryczenie. A jednocześnie wzbiera we mnie złość na tych wszystkich propagandzistów. Którzy dla własnych korzyści, dla głosu w wyborach i zaspokojenia własnego ego rządzenia, tak naprawdę działają na szkodę własnego narodu. Jak można nazywać się patriotą i prawdziwym Polakiem, działając na szkodę własnego kraju? To chyba ten tkwiący w nas gen samozagłady.

Rozgoryczenie jest wynikiem tej powszechnej niemocy nauki wobec potęgi szerzonej dezinformacji, w którą społeczeństwo tak chętnie wierzy. 27 proc. naszego społeczeństwa twierdzi, że cała teoria o zmianach klimatycznych to spisek innych krajów przeciwko tym, których gospodarka oparta jest na węglu. Choć nigdy nie przeczytali choć jednego poważnego opracowania, ślepo wierzą takim Dudom, Morawieckim i spółce. Tym, którzy całkowity brak kompetencji w tej dziedzinie mają wprost wypisany na twarzy. Jest to bardzo przykre, ale także do bólu prawdziwe.

Ja nie muszę być naukowcem, aby potwierdzić wyższość nauki nad dezinformacją. Ja tego codziennie doświadczam, pływając po morzach i oceanach. Przez te wszystkie lata mogłem być naocznym świadkiem ogrzewania się mórz i oceanów. Bo przecież dokładnie pamiętam, jaka była temperatura Atlantyku zimą 20 lat temu, a jaka jest teraz. Jak obecnie wysoko sięga granica wysokich temperatur wody zimą powyżej 20ºC. Ze szkoły także wiem, że jeszcze 40 lat temu klimat przynajmniej we wschodniej Polsce kształtowały wyże i niże znad Rosji. Obecnie je kształtuje Atlantyk. Tylko to nie żadne dane naukowe, ale powinno wielu dać do myślenia. Bo klimat to zakumulowana energia, a nie prognoza pogody oglądana przez Morawieckiego. Z każdym rokiem doświadczam, jak zaczynają się pojawiać dziwnie zbudowane niże na Atlantyku. Często z okiem kompletnej ciszy, a dookoła z wiatrem 10 stopni w skali Beauforta.

W naszych mediach jeszcze się o tym nie mówi, ale my już tego doświadczamy. Panama cierpi z powodu braku wody. Tegoroczny sezon deszczowy, który trwa od maja do grudnia, był jednym z najsuchszych w historii. Październik był najbardziej suchym miesiącem od 1950 roku. Konsekwencją tego są najniższe stany wody jeziora Gatun, którego poziom spadł prawie o 3 metry. Jeziora, które jest jednym z dwóch głównych źródeł wody pitnej dla kraju. Z powodu radykalnie niskich opadów z jeziora dziennie ubywa 3 mln m3 wody. A już niedługo zacznie się sezon suchy trwający do maja. Ktoś by powiedział: Panama daleko i dla nas jest bez znaczenia. Nic bardziej mylnego, bo prędzej czy później na pewno dotknie to Europę. Bo Panama to Kanał Panamski, czyli główna droga transportowa towarów z Ameryk do Europy i wschodniego wybrzeża USA. Rocznie tą drogą trafia ok. 21 mln ton ładunku do Europy. Także tą drogą eksportujemy ponad 18 mln ton ładunku. Nawet obecnie mamy ok. 1200 ton bananów z Ekwadoru do Polski. Dziennie kanałem panamskim odbywało się średnio 36 tranzytów statków różnego typu.

Z powodu historycznie niskich poziomów wody rząd Panamy musiał podjąć radykalne kroki. Od 7 listopada drastycznie obniżył ilość tranzytów statków, aby oszczędzać tak cenną słodką wodę. Z każdym miesiącem będą kolejne restrykcje, osiągając poziom jedynie 20 tranzytów od stycznia przyszłego roku i 18 już w lutym. Wszyscy mają nadzieję i jak Morawiecki modlą się o deszcz w przyszłej porze deszczowej. No, ale co najmniej do lata przyszłego roku tylko połowa statków będzie w stanie skrócić sobie drogę do Europy. Reszta musi czekać, jechać dookoła przez Przylądek Horn lub cieśninę Magellana albo liczyć na aukcje, czyli kto da więcej, ten jedzie. Obecnie każda aukcja bije rekordy. Rekordzistą jest pusty gazowiec, który zapłacił 4 mln USD ekstra, aby tylko przejechać. A kto za to zapłaci? Jak zawsze konsument. Jazda dookoła też wymaga radykalnych zmian logistycznych. To dodatkowe 5000 mil morskich, a zwłaszcza czas 2 do 3 tygodni na pokonanie tej drogi, za które znów… ktoś musi zapłacić. Bo przecież różnego rodzaju statki, czy nawet my — głupie kontenerowce, nie wożą produktów jedynie na sklepowe półki. Ten znak zmian klimatycznych może dotknąć wiele gałęzi przemysłu.

Jak bardzo marna jest nasza wiedza, świadczą zdjęcia z wczasów nad morzem. Zwłaszcza te ze smażalni ryb, oferujących świeżego dorsza latem. Bo przecież mało kto poświęci, choć chwilę czasu, aby dowiedzieć się, że w tych miesiącach jest okres ochronny. Zresztą dorsza w Bałtyku już prawie nie ma. Nie tylko przez przełowienie. Bałtyk należy do najbardziej ocieplających się mórz na świecie. Dla dorsza jest zbyt ciepło i słodko. A już niedługo możemy stać się świadkami zaniku naszego narodowego śledzia w Bałtyku.

Nie chciałbym tego zostawiać swoim potomkom. Dlatego trzeba mieć wciąż nadzieję i wywierać coraz silniejszą presję na polityków, aby wreszcie odłożyli interes partyjny i dali dojść do głosu naukowcom.

Artur Nowacki

Artur Nowacki
- Advertisment -

Pożar przy ul. Mysłowickiej

Pożar w okolicy ul. Mysłowickiej w Jaworznie. Paliły się tamtejsze nieużytki. Informację o pożarze dyżurny jaworznickiej straży pożarnej otrzymał około godziny 15.30. Paliły się nieużytki...

Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej – czy jaworznianie świętują?

My Polacy szczególnie lubimy wszelkie święta patriotyczne. Nic więc dziwnego, że 2 maja świętujemy wespół Dzień Flagi, Dzień Orła Białego, na dokładkę Święto Polonii...

Prezydent Silbert zaprosił na spotkanie radnych opozycji

Opozycyjni radni KO zostali zaproszeni na spotkanie z prezydentem Silbertem. Skład Rady Miasta po wyborach z 7 kwietnia nie daje prezydentowi przewagi. Opozycja wprowadziła...