niedziela, 28 kwietnia, 2024

Jaworzno i Boris Siemionowicz Kosatkin

Strona głównaHistoriaJaworzno i Boris Siemionowicz Kosatkin

Jaworzno i Boris Siemionowicz Kosatkin

- Advertisement -

Maszynopis czterostronicowy zawiera relację żołnierza, który brał udział w walkach z Niemcami, 21 stycznia 1945 roku, na Rynku w Jaworznie, Tekst powstał przed rokiem 1970, jego pierwsze zdanie brzmi: „W roku 1970 radzieckie narody i polski naród obchodzić będą 25 rocznicę rozgromienia faszystowskich Niemiec”.

Ten dokument włożyła mi do rąk pani Beata Katańska-Sapeta, kiedy przyniosła mi do czytania książkę wspomnieniową o prof. medycyny Zbigniewie Szczurku. Przeglądając domowe archiwum na taki maszynopis natrafiła. Czy ten dokument był w archiwum profesora? Możliwe.

Autor tekstu, to Boris Siemionowicz Kosatkin żołnierz, który szczęśliwie z wojny wrócił, z czasem zdobył wykształcenie. Został lekarzem. Ukończył Instytut Medyczny w Moskwie, obronił pracę naukową. Od 1955 roku pracował w pięknym mieście Perm, od 1957 kierował tam Katedrą Medycyny Sądowej.

Fragment maszynopisu

Podczas wojny jako młodziutki żołnierz (urodził się w roku 1923) brał udział w walkach przeciw okupantowi niemieckiemu. W Jaworznie został ranny w nogę, a seria z karabinu maszynowego raniła go w plecy. Leczył się w szpitalu w Krakowie i Żytomierzu. Rany postrzałowe to przełamanie kości miednicy i kręgosłupa.

Z zainteresowaniem czytam odnaleziony jego tekst wspomnieniowy/list:

Dla mnie bardzo bliskie jest Wasze miasto i cudowna ziemia województwa krakowskiego, 25 lat temu sądzone mi było wkroczyć do Waszego miasta w szeregach pierwszych jednostek wojskowych i prowadzić pierwszy bój w mieście uwalniając go od Niemców. Całe te długie lata często wspominam uporczywe boje w Waszym mieście dlatego, że były one dla mnie ostatnimi na wojnie i dlatego, że w tej bitwie zginęło wielu moich przyjaciół i towarzyszy broni. […]

21 stycznia 1945 roku bateria dział pod moim dowództwem wchodząca w skład szturmowych jednostek wojskowych otrzymała rozkaz wkroczenia do Waszego miasta i rozpoczęcia o świcie ulicznych bojów o wyzwolenie. Oprócz naszej baterii /działa przeciwpancerne 76 mm kaliber/ do miasta wkroczyło około pół kompanii desantu-piechoty. Do miasta wkroczyliśmy cicho, posterunki niemieckie też były zdjęte cicho i bez hałasu. Samochody z działami jechały bez motorów /toczyły się/ wszyscy żołnierze mieli owinięte buty i szli wzdłuż domów do centrum. To było późnym wieczorem i gdzieniegdzie w oknach paliło się światło. Na drugim krańcu miasta nasze jednostki rozpoczęły bój jeszcze z wieczora i odwracały uwagę głównej formacji niemieckiego garnizonu. […]

Nad ranem o świcie Niemcy zaczęli podciągać siły do rejonu kościoła. Na początku moi żołnierze schwytali patrol w strefie 4-go działa, a potem ja znajdując się przy pierwszym dziale, zobaczyłem, że prosto ulicą w kierunku kościoła posuwa się ciemna kolumna […].

Otworzyły ogień karabiny maszynowe z postumentów kościoła. Za kilka minut wszystko było skończone na naszej stronie, a po drugiej stronie kościoła tylko, co rozgorzała walka. W czasie tej ciszy ja i mój żołnierz doczołgaliśmy się do tego miejsca, gdzie strzelaliśmy i zobaczyłem nie mniej niż 100 trupów faszystów, część z nich była na skwerze, a większa część na drodze i chodnikach przy samych domach. Tutaj wzięliśmy dwa niemieckie karabiny maszynowe z amunicją i ustawiliśmy je na skraju skweru przy kościele. Drugi zastęp Niemców nie poszedł do natarcia na nasze pozycje, a zaczął przesuwać się do Rynku/placu/ przez zaułki i podwórza. Mniej więcej za godzinę plac zmienił się na pole walki. Z okien domów do naszych dział Niemcy prowadzili ogień z karabinów maszynowych i automatów. My z kolei tłumiliśmy punkty ogniowe w oknach wystrzałami z dział, żeby nie było wyjścia na Rynek/plac/ trzeba była zawalić wystrzałami kilka narożnych domów. Po 30-40 minutach u mnie zostało jedno tylko I-sze działo. Oficerowie baterii i duża część żołnierzy zostali zabici i ranni.

Ja też byłem ranny w nogę i strzelałem z działa nr 1, klęcząc na kolanach. Potem otrzymałem serię z automatu i zostałem raniony w plecy. Zapaliły się obok z działem skrzynie z pociskami, mnie wyniósł na plecach i zaniósł do apteki plutonowy Monachow. Zawiadomiłem dowództwo przez radio, że bronić się więcej nie ma czym i nie ma kim.

Otrzymałem rozkaz, żeby trzymać się jeszcze godzinę do przyjścia naszych artyleryjskich jednostek /czołgistów/. Wytrzymaliśmy tę godzinę, ale tylko dzięki grupie desantowej, która prowadziła nieustanny ogień.

Potem ośmiu moich ciężko rannych żołnierzy załadowali na ciężarówkę Studebaker, która była schowana w podwórzu apteki i wyrwaliśmy się na tę samą ulicę, którą weszliśmy do miasta. W tym samym czasie do miasta nadchodziły już nasze czołgi i piechota. Kiedy jechaliśmy drogą Niemcy zdążyli przebić naszą maszynę seriami z automatów i kilku rannych żołnierzy zostało zabitych.

Tak przeszedł pamiętny bój o Jaworzno. […]

Str. 4 maszynopisu

Proszę Was drodzy przyjaciele odpowiedzcie mi i opowiedzcie mi /rozumiem język polski/ o Waszym mieście i jego mieszkańcach. […]”

Boris Siemionowicz Kosatkin prosi także o przysłanie zdjęć pisze:

[…] tego placu z kościołem gdzie zakończyłem wojnę, gdzie straciłem wielu przyjaciół swoich towarzyszy z jednego pułku i gdzie po raz pierwszy zauważyłem, że posiwiałem w 22-gim roku życia”.

W komitecie miejskim PZPR w Jaworznie (tam dotarł list Kosatkina), powielono go w 50 egzemplarzach, nie tak od razu, dopiero 10 stycznia 1975. Zastanawiam się jak powielono. Zapewne przysłany list przepisała maszynistka. Czy nazwisko na pewno brzmiało Kosatkin? Czy zachował się oryginał tego dokumentu? Czy przysłano autorowi fotografie? Czy ten lekarz z Perm miał polskie korzenie?

Jaworznianie pamiętają o żołnierzach, co polegli walcząc z Niemcami, tu w naszym mieście. Na mogile, pomniku-grobie żołnierzy radzieckich przy cmentarzu Pechnickim też płonę znicze. Bez względu na zawirowania polityczne. Płoną: 1 listopada, a także w pamiętny dzień 22 stycznia.

Pomnik żołnierzy rosyjskich, ukraińskich, żołnierzy radzieckich poległych w walkach z Niemcami w naszym mieście

Światełko pamięci płonie również przyjaciołom z pułku Kosatkina, oni nie wrócili do swoich domów. Nie mieli tyle szczęścia co ich dowódca. Zginęli w żołnierskiej walce w nieznanym im mieście Jaworznie.

Barbara Sikora

 

1 KOMENTARZ

  1. Rozczuliła mnie historia bolszewickiego żołdaka który wspomina jak Sowieci zniewalali Polskę walcząc z niedawnym hitlerowskim sojusznikiem. Nie dziwi tez sama autorka tego artykułu, wszakże to ta sama Pani radna co z gorliwością godną komsomolca stała w pierwszym szeregu w demonstracji w Warszawie gdy Tusk obiecywał 77 konkret tj przywrócenie ubeckim siepaczom wysokich emerytur.

- Advertisment -

Z perspektywy: Miasto nasze nie skończy się w poniedziałek

Kiedy piszę ten tekst, trwa głosowanie w II turze wyborów na prezydenta naszego miasta. Ze względu na obowiązki zawodowe zmuszony jestem przesłać ten tekst...

Oczywista Nieoczywistość – Na Janie…

W dzisiejszym, coraz bardziej laicyzującym się świecie, niejednokrotnie odżegnujemy się od różnego rodzaju kontekstów czy nawiązań religijnych. Są jednak takie miejsca, które bardzo mocno...

Słowo na niedzielę: Inspirująca samotność

Mam tu na myśli samotność zarówno tych, którzy się szczerze nawrócili, jak i tych, którzy poważnie traktując swoją wiarę, nie znajdują zrozumienia prawie u...