Oczywista Nieoczywistość – Koloryt pogranicza…

0

Jaworzno niemal od zawsze było terenem przygranicznym. Pograniczność ta generowała nawarstwianie się różnic w postrzeganiu sąsiadów zza Przemszy czy Przemszy Białej, co szczególnie utrwaliło się w okresie zaborów. I chociaż większość okolicznej ludności była narodowości polskiej to jednak poczucie inności i odrębności wobec pobratymców było na tyle silne, że zauważalne jest do dnia dzisiejszego.

Sam teren współczesnego Jaworzna jest zresztą dość zróżnicowany. Istnieją tutaj osiedla, które w przeszłości stanowiły osobne wsie, osady czy nawet miasta. Jedynym czynnikiem, który łączył obszar współczesnego Jaworzna kiedyś, była przynależność parafialna. Ludzie postrzegali się wszak w sposób raczej zróżnicowany. Samych jaworznian nazywano (poza Jaworznem właściwym) niejednokrotnie cebularzami (zapewne ci uprawiali lub spożywali nagminnie cebulę), choć z tego faktu słynęli raczej Żydzi. Tak samo miano nazywać także byczyniaków. Jaworznian nazywano też  gwoźdźmi. Tej drugiej nazwy nie sposób na chwilę obecną wyjaśnić. Nie jest również tajemnicą, że mieszkańców Jelenia zwano krzyżokami, co wiązać należy z co najmniej kilkoma wątkami. Pierwszy to patronat tamtejszego kościoła (Podwyższenia Krzyża Świętego), drugi to sąsiedztwo z pruskim Śląskiem (Prusy były spadkobiercą państwa krzyżackiego),a  trzecia to fakt, że na frontowych elewacjach dawnych Jeleńskich domów przeważały krzyże.  Sąsiadów z Chrzanowa zwano cabanami, byczyniaków nazywano też karpielarzami. Ta ostatnia nazwa pochodzi od słowa karpiel czyli brukiew. Założyć więc można, że mieszkańcy tej jaworznickiej dziś dzielnicy uprawiali brukiew właśnie. Najpopularniejszą wszak, potoczną nazwą Byczyny jest także, a może przede wszystkim określenie Mała Moskwa, aczkolwiek jej korzenie sa zdecydowanie młodsze. Podobnie jak w przypadku Długoszyna, który po wojnie zwano Makaszowem. Nieco wcześniej niemiecki okupant chciał wspomnianą osadę przemianować na Premsdorf. Samo Jaworzno przemianować chciał na Arnshalde lub Jauerstadt. Dąb chciano przechrzcić na Premseichen, a Dabrowę na Amtsbezirk lub Schacheneichen.

Rzeczpospolita Krakowska w latach 1815-1846 (wikipedia)

Jednak wspomniany na wstępie okres zaborów wygenerował nie mniej trwały podział mentalny, który odcisnął się największym bodaj piętnem. Do 1815 roku w okolicy Jaworzna, w rejonie Jęzora, stykały się granice trzech różnych organizmów państwowych. Na zachodzie był pruski, a potem niemiecki Śląsk, który od Polski odpadł już w stuleciu czternastym. Po drugiej stronie Przemszy Białej było Cesarstwo Rosyjskie. Natomiast my, w Jaworznie funkcjonowaliśmy najpierw w ramach Wolnego Miasta Krakowa, a potem Wielkiego Księstwa Krakowskiego, które wraz z Galicją stanowiło jeden kraj cesarski, w ramach zaboru austriackiego, aż do wybuchu I wojny światowej.

Królestwo Galicji i Lodomerii wraz z Wielkim Księstwem Krakowskim wikipedia)

Lecz co ciekawe, teren za wspomnianą rzeką zwano u nas powszechnie Kongresówką, ponieważ obszar ten stanowił w pierwszej połowie XIX wieku teren Królestwa Polskiego, funkcjonującego w ramach Imperium Romanowów. To autonomiczne państwo stworzone zostało na kongresie wiedeńskim, stąd nazwa Kongresówka, używana przez starszych mieszkańców okolic do dziś. Nie mniej intrygującym jest także to, że w tamtych czasach ludność mieszkającą na prawym brzegu górnej Wisły, która do 1846 roku stanowiła granicę pomiędzy Galicją, a Wolnym Miastem Krakowem, zwano cesorzokami. Byli oni bowiem poddanymi cesarza austriackiego. Cesorzoki natomiast tych, którzy mieszkali po drugiej stronie rzeki, zwano… Polakami. Dotyczyło to zarówno mieszkańców Krakowa i okolicy jak i mieszkańców Kongresówki. Z czasem i mieszkańców Wielkiego Księstwa Krakowskiego, w tym jaworznian, zaczęto nazywać cysorzokami, ponieważ od 1846 roku i oni stali się poddanymi Habsburgów. Dziwnym wydaje się ów sztuczny, jakby na to nie patrzeć, podział. Polakami byli bowiem i jedni i drudzy, a to Kongresowiacy zwani byli Polakami właśnie, tak jakbyśmy my, poddani Franciszka Józefa nimi nie byli. Cóż. Jak powiedziano, okres dziewiętnastowiecznej niewoli stworzył i utrwalił sporo podziałów, widocznych do dziś. Widoczne są one miedzy innymi na mapkach odzwierciedlających preferencje wyborcze i wyniki głosowań. Granice pomiędzy zaborcami wydają się do bardzo często o wiele trwalsze aniżeli granice pomiędzy regionami czy krainami historycznymi lub etnograficznymi. Dotyczy to w znacznej mierze naszej rodzimej Małopolski, która w dziewiętnastym stuleciu podzielona była niemal na pół pomiędzy Galicję, a rosyjską Kongresówkę.

Królestwo Polskie czyli tzw. Kongresówka (wikipedia)

Summa summarum wychodzi nam z tego niezły bigos. Swego rodzaju galimatias. Lecz czy to źle? Dobry wszak bigos musi zawierać wiele składników, które przenikają się nawzajem smakami i wartościami odżywczymi. Dobry zresztą bigos to taki, który  „przegryza się” przynajmniej dwa, trzy dni. Wtedy jest bowiem najlepszy. Być może więc w tej złożoności, z pozoru gmatwaniny naszej historii tworzy się coś więcej, wartość sama w sobie, przekształcająca się w idiom tego, czym Polska i Polacy są lub być powinni. Historia bowiem to zjawisko, które dziś jest dla nas niczym innym jak teraźniejszością. Ale kiedyś będzie sumą tego wszystkiego, co my wszyscy dokładamy do wspólnego naczynia, pełnego smaku i niepowtarzalnego zapachu, stanowiącego niezaprzeczalną wartość sama w sobie.

Jarosław Sawiak

 

 

- REKLAMA -


Zewnętrzne linki