Oczywista Nieoczywistość – Zagłada…

0

 

         W historii niejednokrotnie zdarzało się, że niewielkie miejscowości czy wioski znikały z powierzchni ziemi, odchodząc jednocześnie z przestrzeni geograficznej czy historycznej. Przyczyn takich zjawisk doszukać można się przynajmniej kilku. W okolicach Jaworzna takich miejsc jest bądź było co najmniej kilka. Zdarzało się wszak również, że niektóre osady, pomimo, że skazywane były na zagładę,  oparły się destrukcyjnej sile upływającego czasu.

Sprawa dotyczy przede wszystkim osad zlokalizowanych przy brzegach Przemszy i Białej Przemszy. Niegdyś w bezpośrednim ich sąsiedztwie tego typu punktów było więcej niż dziś, co potwierdza, że rzeki wówczas zdecydowanie bardziej łączyły mieszkańców najbliższej okolicy niż dzieliły, a to wszystko pomimo faktu, że obydwa wspomniane cieki wodne stanowiły bardzo długo granice państwowe. Dziś nad rzekami tymi leży Długoszyn, Niwka, Wysoki Brzeg, Brzezinka, Dziećkowice, Jeleń czy Dąb. Niegdyś tego typu punktów było więcej. Naprzeciw Długoszyna leżała niejaka Paszeka, kilka kilometrów na zachód leżała znacznie mniejsza osada o tej samej nazwie. Nad brzegami Przemszy natomiast, po jej drugiej stronie, znajdowały się niejakie Topole, Biały Brzeg czy Zielona Górka. Nazwy te niewątpliwie nawiązywały do elementów tamtejszego krajobrazu.

Teren gminy Jaworzno z zaznaczonymi osadami po obu brzegach Przemszy i Białej Przemszy (wikipedia)

Trudno jednoznacznie określić na ile trwałe było osadnictwo na tych właśnie obszarach, niewątpliwie jednak takowe punkty w przestrzeni geograficznej istniały, na co wskazują przekazy i źródła kartograficzne. Być może były z założenia efemerydami, powiązanymi z tym, czym zajmowała się okoliczna ludność w określonych porach roku. Niektóre z nich starte zostały z całą pewnością z powierzchni ziemi. W jaki sposób? Niewykluczone, że tamtejsza ludność świadomie opuściła tamto czy inne miejsce, nie widząc sensu kontynuowania swego osadnictwa w tym czy innym miejscu. Być może zdecydowała o tym jakaś inna, obiektywna okoliczność, być może przyczyniła się do tego jakaś katastrofa lub epidemia. Być może zanik osadnictwa na danym obszarze nie miał charakteru ewolucyjnego, a  rewolucyjny, czyli nagły. Być może był to pożar lub powódź. W końcu w roku 1874 wielki pożar o mały włos nie strawił ówczesnego Jaworzna, wówczas jeszcze stosunkowo niewielkiej wsi. Ta, co prawda przetrwała, mało tego, kataklizm ów przyczynił się do powstania zdecydowanie miejskiej zabudowy i nowego założenia urbanistycznego. Ale czasem tego typu katastrofy miały finalnie charakter definitywny i wyniszczający w sposób absolutny. Takich wydarzeń mogło być zresztą więcej. I to nie tylko w tejże okolicy. W  tamtym okresie pożar strawił przecież także większość Długoszyna. Tuż przed epidemią cholery w 1873 roku wieś tą w większości pochłonął ogień, a tamtejsza ludność egzystowała po nim w straszliwych warunkach, w znacznej mierze bez dachu nad głową i bez pożywienia. Długoszynianie po pomoc i jałmużnę wędrowali do okolicznych wsi, między innymi do pobliskiej Szczakowej. Kiedy więc nadeszła do tego katastrofa cholery, wieś skazywano na zagładę przez wzgląd na tamtejsza nędzę. Paradoksalnie jednak osada przetrwałą, a  w wyniku epidemii zmarło „zaledwie” 10 osób. Wspomniana Paszeka wszak, z niewyjaśnionych przyczyn przestała istnieć. To dziwne; znajdowała się optycznie w obrębie starego Długoszyna, po drugiej stronie Białej Przemszy. Rzeka co prawda co do zasady stanowiła granice pomiędzy zaborcami, w kilku miejscach jednak (także i tutaj) istniał dość duży przyczółek na rzecz zaboru austriackiego, przez co wspomniana Paszeka politycznie i administracyjnie leżała w obrębie gminy Długoszyn i parafii w Jaworznie.

Na czerwono zaznaczono przyczółki zaboru austriackiego (jednoczesnie gminy Jaworzno) na drugim brzegu Białej Przeszy. (mapire.eu)

To tutaj też znajdował się stary most, obok którego, po płyciźnie przeprowadzano bydło na wypas. To wreszcie w bezpośrednim sąsiedztwie tegoż miejsca stał okazały budynek rosyjskiego kordonu, który stał tam jeszcze w okresie międzywojennym. Dziś jest tam jedynie pustkowie, zniszczone przez zbudowany tam przed laty wysoki nasyp kolejowy oraz przez wyrobisko piasku podsadzkowego. Ziemia ta wydaje się być obcą, niczyją, na swój sposób przygnębiającą. Zresztą cała ta okolica wydaje się być specyficzną; osada Długoszyn bowiem istniała już w średniowieczu, a potem, z nieznanych przyczyn, przestała istnieć. Osadnictwo wtórne pojawiło się tutaj dopiero w XV wieku. Wszak nazwa miejscowa przetrwała. Być może dlatego, że wzięła się ona nie od jakiegoś Długosza (człowieka) ale od rośliny, czyli paproci o tej nazwie, która jeszcze w dwudziestym wieku porastała ten rejon nadal dość obficie.

Paproć o nazwie „długosz” (osmunda), która do dziss porasta długoszyńskie lasy (wikipedia)

Wieś ta, pomimo katastrof, nieznanych i niewyjaśnionych zdarzeń, pomimo widma zagłady, przetrwała. Wbrew wszelkiej logice i przewidywaniom. Widmo to okazało się groźne, degradujące ale jednocześnie bezsilne. Próbie czasu oparło się zresztą wiele wsi w okolicy. Ale niektóre z jakichś przyczyn nie przetrwały próby czasu. Dlatego być może nadprzemszańskie brzegi wydają się często puste, odludne i obce, dzieląc sąsiadujące ze sobą rzeczywistości na pół. Ręka destrukcji czasem odnosiła, jak widać sukcesy, niekiedy jednak musiała uznać wyższość pragnienia przetrwania i chęci życia; ustawicznego, mozolnego, ciągłego, a w konsekwencji może i… wiecznego.

Jarosław Sawiak

 

- REKLAMA -


Zewnętrzne linki