Oczywista Nieoczywistość – Względność

0

Ludzie podobno się zmieniają. W niczym to jednak nie zmienia faktu, że ich podstawowe potrzeby i pragnienia są cały czas stałe lub, co najmniej, porównywalne. Bez względu na wszystko.

Mam obecnie przed sobą kilka perełek. Podarowała mi je jedna z jaworznianek, która nie po raz pierwszy darzy mnie takowymi, chcąc jednak zachować anonimowość. Chodzi tutaj o stare zdjęcia, jeszcze starszego, jaworznickiego przedszkola. Inicjatorem jego budowy był członek Gwarectwa Jaworznickiego, Dawid Gutman, który na budowę placówki przeznaczył swoje prywatne środki. Ponieważ Gutman nie przebywał w ówczesnym Jaworznie zbyt często, nadzór nad inwestycją złożył ówczesnemu proboszczowi, księdzu Skoczyńskiemu. Obiekt stoi do dnia dzisiejszego. Mieści się przy ulicy Królowej Jadwigi, sadowiąc w sobie w ostatnim czasie jeden z lokali. W ostatnim czasie pojawiła się wszak pewna zagwozdka, zasugerowana przez autorkę zdjęć. O ile bowiem zrozumiałym było, że funkcjonowanie takiej placówki przed wojną było czymś naturalnym i oczywistym, to po wojnie już niekoniecznie. Dlaczego?

Dawid Gutman – fundator i inicjator budowy jaworznickiego przedszkole (MMJ)
Stare przedszkole w latach 70-tych XX wieku (MMJ)

Otóż placówka prowadzona była przez Kościół, a dofinansowywana przez tutejsze górnictwo, dlatego też pierwotnie uczęszczały doń dzieci pracowników tegoż sektora. Po wojnie sytuacja zmieniła się wszak diametralnie. Przyszedł czas stalinizmu i zabetenowanej komuny, która tylko nieco zelżała po 1956 roku i to na niezbyt długo. Pytanie więc jak to możliwe, że przedszkole takie, prowadzone przez siostry zakonne, stojące i funkcjonujące więc jako placówka obca ideologicznie (bardzo obca) w ogóle istniała. Jak to możliwe, że takowej nie zlikwidowano zaraz po wojnie czy w czasach głębokiego stalinizmu i jak to możliwe, że była w stanie działać dalej oraz się utrzymać. Opłaty za przedszkole były ponoć wówczas niemal symboliczne. A przecież dzieci trzeba było wyżywić, budynek trzeba było ogrzać, finansować remonty. W budynku na stałe mieszkały siostry. Siostra Serafina była od najmłodszych, Siostra Pulcheria od „starszaków”. Siostra Józefa była Przełożoną. Jak wspomina właścicielka fotografii „…przedszkole kwitło owocnie, przekazując najmłodszym z gruntu niesłuszną wiedzę o św. Mikołaju, Gaiczku Zielonym, ślicznie przystrojonym w czerwone wstążeczki, prześliczne dzieweczki, czy „Zajączku wielkanocnym”. Jest dla mnie dziś zagadką, kto finansował to jedyne wówczas w Jaworznie i absolutnie ideologicznie niesłuszne przedszkole? Ktoś musiał przecież płacić za lokal, światło, siostrom, które mieszkały w przedszkolu, pani Gwoździowej z psem Wiernkiem w kuchni (nazywana była też przez dzieci pani Gwoździkowa), pokrywać koszty zakupów, itd. Czyżby kierowana przez […] komunistów kopalnia potajemnie wspierała ideologicznych wrogów?”

Przedszkolaki wraz z Siostrą Serafiną w roku 1956 (zbiory prywatne)
Siostra Serafina wraz z dziećmi (zbiory prywatne)
Rok 1956 w starym jaworznickim przedszkolu (zbiory prywatne)
Jaworznickie przedszkolaki w 1956 roku (zbiory prywatne)
Zajączek w przedszkolu – 1957 (zbiory prywatne)

Rzeczywiście, z punktu widzenia osoby z dużym życiowym bagażem ale i osoby, która niegdyś do placówki tej uczęszczała, która przesiąkła atmosferą tamtej rzeczywistości, sprawa wydaje się dość zagadkowa. Jak bowiem możliwym było godzenie dwóch tak różnych rzeczywistości? Przedszkole to wydawało się swego rodzaju oazą. Wokół bezwzględnego, ponurego, ateizowanego świata, kwitła, jakby wywodząc się z zupełnie innej bajki. Trzeba jednak pamiętać o tym, że nawet wówczas nic nie było zero- jedynkowe. Nawet komuniści zdawali sobie sprawę z tego, że nie można było jednym dekretem, jedną grubą kreska przekreślić tego, co było by nagle wszystko tworzyć od podstaw. Gdyby tak nagle polikwidować tego typu placówki, z dnia na dzień, okazać by się mogło, że równie „z dnia na dzień” takowych jest za mało albo nie ma ich wcale. Samo Jaworzno było tego typu przykładem. Tego typu ochronek na terenie współczesnego Jaworzna było jak na lekarstwo. Nowe osiedla, wraz z infrastrukturą zdrowotną, przedszkolną czy szkolną dopiero były budowane lub pozostawały w zasięgu ambitnych planów. Nie można było więc tego co jest obrócić w perzynę. Dlatego „tolerowano” takowe również bo innych często po prostu nie było. Pragmatyzm więc wziął górę nad realizmem, przesiąkniętym  zabetonowaną, bezduszną i bezwzględną, jedynie słuszna ideologią „nowego państwa”. Pomimo zmieniających się więc czasów są rzeczy stałe. To przede wszystkim świadomość, że wszyscy potrzebujemy takiej czy innej pomocy ze strony takich czy innych instytucji; przedszkoli, żłobków, szkół, przychodni, domów kultury, kin. Kościołów. Każdy kto nie zdawał sobie z tego sprawy brnął w zaułek tego, co wydawało się jedynie słuszną drogą, a okazywało się ślepą uliczką. Z takowych więc m.in. przyczyn stare jaworznickie przedszkole jeszcze sporo lat po wojnie funkcjonowało jako to prowadzone przez siostry.

Św. Mikołaj w Starym Przedszkolu – lata 50-te XX wieku (zbiory prywatne)
Zakończenie „roku przedszkolnego” w 1958 roku w jaworznickim Sokole (zbiory prywatne)

Inna natomiast sprawa dotyczy samego finansowania. To sprawa bardziej złożona. Pozwolenie bowiem na funkcjonowanie takiej placówki to jedno, łożenie jednak na ten cel państwowych pieniędzy to zupełnie inna rzecz. Zapewne znaczny ciężar na finansowanie przedszkola pochodził z samego kościoła i składek i ofiar wiernych.  A czy jakikolwiek zakład pracy za cichym przyzwoleniem aparatu totalitarnego państwa wspierał na tej niwie stare jaworznickie przedszkole? To już zupełnie inna sprawa. Bo tak, jak zatwardziali partyjni aparatczykowie chrzcili potajemnie dzieci, puszczali je do komunii, czy żenili w obrządku katolickim, tak jak spowiadali się u schyłku życia czy leczyli u znachorów, tak i w przypływie „czynnika ludzkiego” potrafili swe głowy pochylić i nad tym problemem. Zapewne.

Jarosław Sawiak

- REKLAMA -


Zewnętrzne linki