Ani Mru Mru na deskach MDK

Wciąż młodzi, przystojni, w wielkiej formie. Nie boją się ciężkiej pracy jaką trzeba wykonać by publiczność Ich pokochała. To Marcin, Michał oraz Waldemar z kabaretu Ani Mru Mru.
W Jaworznie występowali już kilka razy. Za każdym razem są mile zaskoczeni tym, jak widownia ich wita. Za każdym razem zaskoczeni, że z garderoby w dziwnych okolicznościach znikają drożdżówki. Jak mówi Waldemar tych właśnie mogłoby być więcej. Zdradzimy od razu, ze na osiemnastkę istnienia kabaretu Panowie przygotowują mini program dozwolony od lat 18. Na przygotowanie mają niewiele czasu, bo to już za miesiąc, a kalendarze wciąż wypełnione harmonogramem. „Ostatnie takie trio” na scenie MDK wykonali po raz pierwszy. Choć skecze można już było oglądnąć w tv, to jednak nie ma to jak na żywo zrywać boki ze śmiechu. Ulubionym skeczem Waldemara „Stacja paliw” rozpoczęli swój występ w Jaworznie,od razu wprowadzając na właściwy tor swoich fanów. „Wojska obrony terytorialnej” czy „Nauka języka polskiego” to tak naprawdę tylko wstęp do skrupulatnie przygotowanego „Sanatorium”.  Podczas tego właśnie skeczu widownia najbardziej pękała ze śmiechu. Na reakcję publiki raz po raz Marcin odpowiadał szczerym śmiechem. Podczas występu nie mogło zabraknąć gościa specjalnego. Tym razem na scenę zaproszono słynnego stand up" era prosto z Islandii. To, co działo się na scenie nie da się opisać własnymi słowami, to trzeba było zobaczyć i co najważniejsze usłyszeć.

Nigdy nie wiedzą jak publiczność zareaguje na koniec występu, dlatego jak zwykle nie mieli przygotowanego bisu. Mieli jednak coś w zanadrzu. Po angielsku „Blueber"s”, po polsku „G... skecze” - i choć jaworznianie bronili się to i tak nie jeden płakał ze śmiechu.