sobota, 27 kwietnia, 2024

Oczywista Nieoczywistość: Czy wszyscy chcielibyśmy zamku?

Strona głównaFelietonOczywista Nieoczywistość: Czy wszyscy chcielibyśmy zamku?

Oczywista Nieoczywistość: Czy wszyscy chcielibyśmy zamku?

- Advertisement -

Od wielu już lat trwa poszukiwanie obiektu, który mógłby uchodzić za zamek, zamek w Długoszynie; poszukiwanie, które u jednych budzi podziw, a u innych rodzi drwinę. Wszak istnienie obiektu, który mógłby uchodzić za potencjalny zamek w Długoszynie, było niegdyś podnoszone przez Czesława Kempińskiego, doszukującego się na starych austriackich mapach założeń obronnych m. in. w rejonie Długoszyna.

Miały one mieć wczesnośredniowieczną metrykę. Teza taka nie była jednak szerzej dyskutowana i przebadana, przez co trafiła do lamusa i tylko sporadycznie pojawiała się w literaturze przedmiotu. Na temat ewentualnego gródka w tym miejscu pisał w przeszłości lokalny badacz pan Stanisław Panek. W ostatnim czasie szerzej o tej kwestii wypowiadał się w swoich pracach Jarosław Krajniewski, który w książce pt. „Zamki nad Przemszą” uwzględniał istnienie takiej budowli również w Długoszynie. Na temat takiego właśnie obiektu przetrwała do naszych czasów niestety tylko jedna wzmianka źródłowa. Zamieszczona została ona w książce Hipolita Tymoteusza Kownackiego pt. „O starożytnościach kopalni kruszców, wyrabiania metalów, czyli robót górniczych w kluczu sławkowskim i całej okolicy graniczącej ze Śląskiem znajdujących się”. Pan Kownacki był historykiem, przedsiębiorcą, wydawcą, tłumaczem i pisarzem. Wydał swoją pracę w 1791 roku. Na 54 stronie dzieła wspomina o ruinach zamku właśnie w Długoszynie, wspomina także o zamku na dzisiejszej górze Grodzisko, nic nie mówi natomiast o ciężkowickim wówczas Gródku. Długoszyńskie ruiny miały się znajdować w lesie, na jednym z pagórów w królewskiej części wsi. Znaczna część historyków nie uwierzyła w przekaz historyka, interpretując to, co widział pisarz, jako pozostałości urządzeń i zabudowań kopalnianych czy chociażby starej sztolni. Nie można tego wykluczyć. Jednocześnie dość trudno uwierzyć by tak znamienity badacz tamtych czasów pomylił pozostałości kopalń, z ruinami obiektu obronnego. Zaraz za wzmianką znajduje się zresztą opis obiektu; nie można jednak stwierdzić jednoznacznie, czy dotyczy on tego w Długoszynie, czy tego, znajdującego się na Grodzisku.

Ruiny zamku w Rabsztynie, takich w Długoszynie nie ma już na pewno (fot. wikipedia)

Jeśli opis ten dotyczy w jakimkolwiek stopniu Długoszyna, to można założyć, że pochodził on z okresu średniowiecznego, ponieważ miały po nim pozostać jedynie resztki murów, sam zaś zamek miał być z drewna. Ale jeśli nota ta nie dotyczy ruin w długoszyńskiej królewszczyźnie, to na ich temat nie wiemy nic, poza tym, że takie istniały. Ich metryka natomiast może być późniejsza, np. szesnastowieczna. Nie można wykluczyć tego, że obiekt wspominany w przekazie to zabudowania dworskie wybudowane w czasie gdy zarządcą tej części wsi był Prosper Provana, co znajduje potwierdzenie w literaturze. Istotna jest też kwestia lokalizacji rzeczonej budowli. Historyk stwierdza, że ruiny te znajdowały się na pagórze, w lesie będzińskiego starosty. Jeśli tak, to krąg poszukiwań jest bardzo wąski, obejmuje bowiem bardzo małą część wsi, w rejonie Koziego Brodu i Białej Przemszy. Jest to więc ta część osady, która leży na północ od linii dzisiejszej ulicy Jana Długosza. Wobec powyższego stwierdzić należy, że najbardziej prawdopodobnym miejscem lokalizacji „zamku” jest samo wzgórze Skałka lub jego okolica. Przynajmniej część z nich była w czasach Kownackiego zalesiona. Pamiętajmy, że samo słowo „zamek” należy tu rozumieć jako pewien skrót myślowy. Nie zbudował tu zamku żaden król, książę, tym bardziej biskup, do którego ta część wsi nie należała. Jeśli budowla taka istniała, to została ona wzniesiona albo przez mieszkańców wsi, chcących w ten sposób zagwarantować sobie bezpieczeństwo na wypadek ewentualnego zagrożenia lub jak już podniesiono, przez zarządcę dóbr królewskich na tym obszarze, jako zabudowa dworska, która wszak mogła przywodzić na myśl budowlę obronną. Wzniesiona więc mogła być również przez potencjalnych administratorów tej okolicy, co wiązać się mogło np. z faktem, że na pobliskiej Białej Przemszy pobierano cło. Mogła to być więc swego rodzaju umocniona komora celna. Nie wiadomo, w związku z tym, czy stanowiła ona część większego systemu obronnego, podległego np. zamkowi w Będzinie, czy była obiektem samodzielnym.

Doskonała lokalizacja, skaliste zbocze, sąsiedztwo dużej rzeki, most, pobieranie ceł, bliskość granicy, biegnąca tędy, ważna wówczas droga królewska; to wszystko wydaje się układać w logiczną całość. Ów „zamek” mógł pełnić w jakimś stopniu funkcje administracyjne, być może był częścią jakiegoś kompleksu budynków, między innymi domu wjezdnego lub ówczesnej cechowni. Mógł to być np. stołp, zwany czasem wieżą bergfriedową, pełniący funkcję obserwacyjne, obronne, a w czasie pokoju często niezamieszkały. Takich obiektów w zachodniej Małopolsce nie brakowało. Stanowiąc część zabudowań królewskiej części osady mogła nie być traktowana jako zamek sensu stricte i dlatego nie przetrwała w lokalnych przekazach jako zamek właśnie. Trudno sobie wszak wyobrazić by tak intensywnie rozwijające się w swoim czasie miejsce nie posiadało żadnego obiektu o funkcjach obserwacyjno- obronnych, nawet jeśli obiekt ten był niewielki i być może dość prymitywny, co do budulca i jego konstrukcji.

Czy więc w poszukiwaniach zaginionego zamku jesteśmy w kropce, czy zatrzymaliśmy się w miejscu? Czy na tym koniec, czy ów obiekt to jedynie widmo, złudne marzenie historyków opętanych przez zwodniczą przeszłość, robiącą psikusy i grającą nam na nosie? Wierzę, że nie. Bo pewnie wszyscy chcielibyśmy odszukać ów zamek, odsłonić cząstkę niezbadanej przeszłości i pochwycić ją w dłoń. No, może prawie wszyscy… Bo poszukiwanie obiektu widmo to nie tylko czcza idea, to także wyzwanie, które finalnie mogłoby pociągnąć szereg kosztów i kolejnych wyzwań, czasem irytujących, zwodniczych i z pozoru nic nie wnoszących. Czy tego naprawdę chcemy? A może jednak tajemnicę pozostawić jej samej, zostawić to wszystko, dać sobie spokój… Może lepiej delektować się nią sama, sama w sobie. Sam nie wiem. Czuję, że idąc do przodu, poruszam się jak mucha w smole. Ale nawet owa przysłowiowa smoła, chociaż spowalnia mnie, to jednak nie jest w stanie mnie zatrzymać. A dokąd dojdę? Do celu? Pewnie tak. Tylko jak daleko tenże się znajduje? – to już zupełnie inna sprawa.


Jarosław Sawiak

Jarosław Sawiak

 

3 KOMENTARZE

- Advertisment -

Dzień Ziemi w Geosferze

W Geosferze z okazji Dnia Ziemi odbył się piknik ekologiczny dla jaworznickich szkół. Uczniowie mogli skorzystać ze strefy ekologiczno-edukacyjnej oraz uczestniczyć w warsztatach. W piątek,...

Kolizja trzech na ul. Wysoki Brzeg

Na ulicy Wysoki Brzeg doszło do kolizji trzech aut osobowych. Interweniowały dwa zastępy Państwowej Straży Pożarnej. W piątek, 26 kwietnia na ulicy wysoki Brzeg po...

Pożar budynku na ulicy Traugutta

Zastępy Państwowej Straży Pożarnej interweniowały na ulicy Traugutta, gdzie w jednym z budynków jednorodzinnych doszło do pożaru. W piątek, 26 kwietnia około godziny 14:05 Komenda...