piątek, 26 kwietnia, 2024

Oczywista Nieoczywistość – Owady

Strona głównaFelietonOczywista Nieoczywistość - Owady

Oczywista Nieoczywistość – Owady

- Advertisement -

Za każdym razem kiedy sięgam po książkę Stanisława Lema, ogarnia mnie swego rodzaju dreszcz. Kłujące pytania przeciskają się między sobą, szukając przystępu do wyrażalnego, wewnętrznego języka, który sili się, szukając słów, którymi można by konstruować odpowiedzi. Co tym razem? Gdzie tym razem? Jak? Jak wielką przestrzeń ukaże nam teraz, jakie przesłanie ukryje za firmamentem zdań? Dokąd nas zabierze, jaką opowieść roztoczy i co w jej obrębie zakamufluje.

żródło: Wikipedia

Zapewne wielu z nas, kiedy słyszy „Stanisław Lem”- niemal automatycznie szufladkuje go w obrębie klasyki science fiction. Klasyki przez doprawdy wielkie „K”. I chociaż jest w tym wiele prawdy, to jednak myliłby się ten, kto definitywnie zamykał by ową klasyfikację, szeregując wielkiego polskiego pisarza na którejkolwiek bibliotecznej półce. Bo na niejednej tematycznej półce bowiem znalazło by się dla niego zaszczytne miejsce. Wszak przecież Lem to nie tylko autor „Solaris”, „Głosu Pana”, „Kongresu futurologicznego” czy „Niezwycieżonego”, ale to także twórca przejmującego „Szpitala przemienienia”, „Wysokiego zamku”, czy chociażby „Sknoconego kryminału”, które z fantastyką naukową nie maja nic wspólnego. To futurolog, myśliciel, literaturoznawca, krytyk, naukowiec „par excellence”. Twórczość Lema to jednak także olbrzymie połacie jego filozofii, bo Lem filozofem był także. Filozofii niezwykłej, usadowionej w obrębie naukowej fantastyki, gdzie dzieją się rzeczy dziwne, nieokiełznane, zaskakujące i niedorzeczne. Kryje się w jej obrębie jednak głęboki sens, zwartość, konsekwencja i rzeczowość. Bo przecież Lem to autor z zakresu „hard science fiction”, w której nauka, jako taka, nauka i konkretna wiedza, odgrywają fundamentalną rolę, co swe dyskursywne ukoronowanie znajduje w „Summa technologiae”. Dzieła Lema nie są więc wyssanymi z palca banialukami, odklejonymi poniekąd od zasobów wszechświata lecz są wielką porcją wiedzy właśnie, wiedzy prawdziwej. Za jej zasłoną wszak kryje się za każdym razem coś więcej, jakaś niesamowita próba interpretacji świata i wszechświata, próba, za każdym razem, z jednej strony pełna i udana, a z drugiej pozostawiająca niedosyt, bardzo głęboki zresztą. To powoduje rosnący głód, pragnienie tego, by chłonąć więcej, coraz więcej. To właśnie Lem. Cały Lem. Naukowiec i humanista. Ateista oraz sceptyk. Lecz jednocześnie ktoś, kto pyta o Boga, o sens, o prawdziwą treść istnienia, o nasze miejsce w tym wszystkim.

O naszą samotność, kruchość, pragnienie bycia wielkim i wyjątkowym. Lecz jednocześnie wytyka nam naszą próżność i zadufanie. Pokazuje nam to, jak mali i pogubieni jesteśmy, trochę z nas drwi- lecz jednocześnie solidaryzuje się z nami- będąc jednym z nas. To świadczy o jego wielkim formacie ale i o pokorze. Za każdym więc razem, gdy sięgam po Lema, czuję ukłucie w dołku, coś jakby napierało na pierś. Ów absurdalnie przyjemny ból. Czuję ów głód z nadzieją na jeszcze większy niedosyt. Nie oczekuję jedynie dziwactw niezbadanego wszechświata, przyklejonego do futurologicznej interpretacji rzeczywistości, oczekuję czegoś zdecydowanie więcej, czegoś głębszego, wymownego, szczerego, owej Lemowskiej filozofii, doktryny, za której całunem czai się jakże subiektywna prawda. Tak indywidualna, a jednocześnie zdająca się być nad wymiar uniwersalną, ponadczasową, ostateczną. Finalną i kompletną w swych niedopowiedzeniach, stanowiących granicę naszego poznania, percepcji. Są chyba bowiem rzeczy, do których nie dotrzemy nigdy, których nie dane nam będzie poznać i zbadać. Dlaczego? Ponieważ za każdym razem, kiedy spoglądamy w czarne niebo, usiłujemy przyłożyć ją, niczym kalkę, do naszego, egotycznego pojmowania rzeczywistości, do naszej homocentryczności, zupełnie jakbyśmy byli dla kogokolwiek i dla czegokolwiek punktem odniesienia. A przecież niemal na pewno tak nie jest. Jesteśmy mali, bardzo mali, niczym drobne owady, kotłujące się na mikroskopijnej, kulistej, błękitnej kropce, będącej swego rodzaju drobniutkim kleksem, który skapnął niechcący z wiecznego pióra, którym zapisywano kiedyś wielką kartę wszelkiego istnienia. Czy ktoś wszak dzierżył to pióro? Czy jego istnienie i mozolna kaligrafia to również dzieło przypadku, nieprawdopodobnej sumie równie nieprawdopodobnych zbiegów okoliczności, które zrodziły to wszystko bezmyślnie? A jednak konsekwentnie i ze skutkiem, którego sami jesteśmy pokłosiem? Wydaje mi się, że jesteśmy takimi właśnie drobnymi owadami, tak jak ukazał je Lem w „Niezwyciężonym”. Wytworami ewolucji, bardzo długiej i mozolnej lecz jednocześnie cierpliwej, że jesteśmy drobnymi pyłkami życia, które przywiał tutaj jakiś nieznany wiatr. Będąc zbiorem indywidualności, stanowiących jednocześnie wielką sumę, zarówno w wymiarze materii jak i tego, co zwać musimy nadal metafizyką. Metafizyką, która sama w sobie, niepoznana, nieopisana i nie zdefiniowana jeszcze przez nas – taką musi pozostać.

Przynajmniej na razie. Być może na tym polega nasze miejsce w rzeczywistości wszechświata, być może na tym polega również nasza nieśmiertelność? Może finalnie stajemy się taką właśnie sumą istnień, jaźni i świadomości, tworząc ostatecznie jeden olbrzymi organizm, który ośmielamy się nazwać Bogiem. Bo może innego po prostu nie ma. Bo może wszystko w co wierzymy i do czego zmierzamy, zawiera się co najwyżej w naszym (mikro)świecie, a wszechświat w rzeczy samej pozostaje monstrualną otchłanią, pustą i milczącą, przynajmniej z naszej perspektywy. Może takich jak my, lub mniej czy bardziej podobnych jest więcej? Może wszak nigdy nie będzie nam dane ich poznać? Kto wie? Będąc więc sumą jednostek, pęczniejącą chmurą; z jednej strony zwartą, a z drugiej ziarnistą, z pozoru bezmyślną, kierującą się co najwyżej swego rodzaju samozachowawczym instynktem, kryjącym jednak w sobie cos więcej, jakiś magnetyzm, jakies przyciąganie, trzymające nas w kłębie wirującym w przestrzeni, spoglądamy z nadzieją w czarna płachtę obiektywnej nocy – bo przecież we wszechświecie zawsze jest noc. Ciemna, zimna, pusta. Spoglądamy w ową czarną dziurę, szukając i patrząc z nadzieją. Szukając sensu i odpowiedzi na pytania, które nurtują nas od tysiącleci. A może ów sens, owe odpowiedzi, które mogłyby odsłonić nam choć rąbek tego, co zwiemy tajemnicą- może to wszystko jest w Nas? Po prostu. Może sensem tego wszystkiego, przyczyną i skutkiem jesteśmy sami w sobie, a żadnych innych objaśnień po prostu nie ma?

Jarosław Sawiak

Jarosław Sawiak

 

- Advertisment -

Dzień Ziemi w Geosferze

W Geosferze z okazji Dnia Ziemi odbył się piknik ekologiczny dla jaworznickich szkół. Uczniowie mogli skorzystać ze strefy ekologiczno-edukacyjnej oraz uczestniczyć w warsztatach. W piątek,...

Kolizja trzech na ul. Wysoki Brzeg

Na ulicy Wysoki Brzeg doszło do kolizji trzech aut osobowych. Interweniowały dwa zastępy Państwowej Straży Pożarnej. W piątek, 26 kwietnia na ulicy wysoki Brzeg po...

Pożar budynku na ulicy Traugutta

Zastępy Państwowej Straży Pożarnej interweniowały na ulicy Traugutta, gdzie w jednym z budynków jednorodzinnych doszło do pożaru. W piątek, 26 kwietnia około godziny 14:05 Komenda...