sobota, 27 kwietnia, 2024

Oczywista Nieoczywistosć – Kupa…

Strona głównaFelietonOczywista Nieoczywistosć - Kupa...

Oczywista Nieoczywistosć – Kupa…

- Advertisement -

 

         Kiedy kończyła się wojna, na ulicach wyczuwało się dość powszechny niepokój. Lęk obecny był głównie wśród ludności niemieckiej, ich popleczników, urzędników, wojskowych, notabli oraz ich rodzin. Niemcy byli zdezorientowani, a ich żołnierze zdeterminowani by bronić terenu dzisiejszego Jaworzna do ostatniej kropli krwi. Ówczesnemu burmistrzowi Rederowi złożyli w dniu 19 stycznia 1945 roku nawet przysięgę, że jeśli nie zwyciężą, to Jaworzno i jego przemysł zostanie zrównany z ziemią.

Dzięki oskrzydlającym manewrom Armii Czerwonej okupantom nie udało się zrealizować planów całkowitej destrukcji i zburzenia miasta. Niewiele wcześniej zlikwidowano granicę pomiędzy Rzeszą (do której należał teren Jaworzna), a  Generalną Gubernią. To właśnie wówczas ludność niemiecka, z głębi terenu okupowanego, stopniowo zmierzała na zachód, uchodząc przez czerwonoarmistami, którzy właśnie 19 stycznia  pojawili się w okolicach Ciężkowic. Niepokój odczuwali także (a może przede wszystkim?) Polacy, mieszkańcy Jaworzna i Szczakowej, dwóch odrębnych wtedy miast. Przychodziło bowiem „wyzwolenie” spod okupacji niemieckiej – ale nadchodziła nowa rzeczywistość, lęk i niepewność. Wielu przewidywało, że jedna okupacja może być zastąpiona kolejną. Pomimo tego nowe realia przyjmowane były raczej dość entuzjastycznie. Kończyła się wojna, terror, niewola; okrutna, wyniszczająca rzeczywistość. Ludzie mieli dość. Chcieli normalności. Dla wielu było dotąd tak źle, że teraz mogło być już tylko lepiej. Pomimo faktu jednak, że wojska radzieckie były tak blisko, to Jaworzno nadal było w rękach hitlerowców.

(wikipedia)

Rozpoczęły się rozstrzygające walki o obszar dzisiejszego miasta. Przyzwyczailiśmy się przez kilka dekad, że „wyzwolenie” przyszło dnia 22 stycznia. Nie jest to jednak do końca prawdą. Był to bowiem kilkudniowy proces, natomiast ostatni żołnierze niemieccy opuścili teren współczesnego miasta 26 stycznia, uchodząc za Przemszę na wysokości Jelenia. Dopiero wówczas czerwonoarmiści zaczęli używać osławionych katiuszy, które siały postrach wśród Niemców, nie chcąc doprowadzić do poważniejszych zniszczeń na terenie Jaworzna. Ale i przed tym na obszarze miasta toczyły się ciężkie walki z użyciem czołgów, moździerzy, artylerii, a nawet bagnetów. Ta ostatnia, walka niemal „wręcz”  miała miejsce w okolicach Konsumu i dyrekcji kopalni „Kościuszko”. Ciężkie starcia miały miejsce również na Rynku, w okolicach kościoła, w rejonie Pechnika. Ale zażarte boje miały miejsce także poza ścisłym Jaworznem. Pamiętam, jak śp. dziadek Tadek opowiadał o walkach w okolicy szczakowskiego Borowca. Świstały tam kule, słychać było eksplozje pocisków moździerzowych. Kilka okolicznych dachów spłonęło lub uległo uszkodzeniu. Jeden z takich pocisków spadł na posesję pradziadków. Nie uderzył jednak w  dom ale w… wychodek. Olbrzymi huk, kurz, trzask odłamków i rozrzutu kawałków sławojki, a potem widok… kupy, w przenośni i dosłownie, kupy gruzu i nie tylko gruzu.

Tadeusz Dziadek – lata 40-ste XX wieku (ze zbiorów autora)

Ludzie chowali się po piwnicach. Szczególnie dziewczęta i kobiety. Natomiast czerwonoarmiści wydawali się ludźmi z zupełnie innego świata. Byli swego rodzaju dziczą; często czuć było od nich alkohol, nie byli jednak zbyt agresywni. Ich swawola rozpoczęła się dopiero za przedwojenną granicą Polski, na terenie Rzeszy. Byli wszak przede wszystkim zdziwieni i trochę wystraszeni. Wielu z nich po raz pierwszy widziało zegary, te ścienne ale i zegarki na rękę. Jeden z nich panicznie zareagował na dzwoniący budzik, uciekając przed jego dźwiękiem i porównując go wrzaskliwie do „czorta”. Niedługo potem oddziały radzieckie pognały w kierunku Premsdorfu, czyli Długoszyna. I tam jedni z drugimi gonili się po wsi. Punktem orientacyjnym był dom Pana Feliksa Lesia, w którym prowadził sklep. Dopóki w osadzie trzymali się Niemcy, to oni zajmowali budynek. Na piętrze wyżsi rangą, na parterze szeregowi żołnierze. Kiedy zjawili się Rosjanie i wyparli Niemców – to oni zajęli budynek. Niemcy pierzchli w kierunku zachodnim wraz z jednym rannym żołnierzem.

Dom i Sklep u Feliksa Lesia, lata 30-ste XX wieku (Ze zbiorów rodziny Leś)

Podobno to wówczas ciała poległych poukładano na placyku przy starym kościółku, jedno koło drugiego, a może jedno na drugim, niemal jak stos, chaotyczna kupka ludzkich zwłok, nad którą sterczała niemo wieża kaplicy ze swym spiczastym hełmem, który niemo wskazywał kierunek ich ostatniej drogi. Potem wszak na furmance wywieziono zwłoki na pobliski Pasternik, gdzie na skraju lasu, w okolicy Koziego Brodu pochować ich miano w zbiorowych mogiłach. Jedyna różnica pomiędzy żołnierzami niemieckimi i radzieckimi polegała na tym, że tych drugich pozostawiano w ubraniach, a tych pierwszych rozbierano praktycznie do naga. Ot, wojenny deficyt odzieżowy. Potem wszystkich zasypywano. Ekshumacji nigdy nie przeprowadzono. Dziś nie sposób nawet określić dokładnie lokalizację pochówku. Zapewne więc wszyscy lezą tam do dnia dzisiejszego. Nieszczęsny trochę ten Pasternik. Znajdowało się tam przecież przez kilka miesięcy wojny przejściowe getto żydowskie, a całkiem niedaleko w kierunku Białej Przemszy obóz dla jeńców wojennych. Kiedy wszak wyparto Niemców z Premsdorfu, na garbie długoszyńskim, w bezpośrednim sąsiedztwie kamieniołomu ustawiono baterię artylerii.

Wieża starej kaplicy w Długoszynie- stan z lat 70-tych XX wieku (ze zbiorów autora)

Z tego też miejsca miano strzelać z katiuszy w kierunku Mysłowic. Niemcy mieli bronić się zażarcie, jednak gdy dowiedzieli się o upadku Chrzanowa, przekroczyli linię Przemszy bojąc się kolejnego oskrzydlenia. Wojna na terenie Jaworzna dobiegła końca, zabierając do grobu wielu ludzi ale i wiele tajemnic, niesnasek, niewyrównanych rachunków i krzywd, poczucia straty i bólu. Przyszło wszak nowe. I wówczas tylko to się bodaj liczyło. W zmowach milczenia i niedopowiedzianych żalach, w ciszy straconego czasu i rzeczywistości, która pierzchła pomiędzy palcami ich wszystkich. Wspomnień powtarzanych szeptem, pośród modlitw przez zaciśnięte zęby. Pośród ciszy, która nastała oraz zgiełku, który przyszedł potem. A Ci, którym to właśnie wówczas przecięta została cienka nić życia, pozostali gdzieś tam na zawsze, w anonimowych grobach, pod kopczykami gleby, w nurtach rzek i pod cieniami drzew. Sami. Nie pytani o zdanie, z nikłym ogarkiem nadziei, że gdzieś tam, w dali, w miejscach, skąd przybyli, ktoś o nich jeszcze pamięta.

Jarosław Sawiak

(fot. Jacek Maliszczak)
- Advertisment -

Dzień Ziemi w Geosferze

W Geosferze z okazji Dnia Ziemi odbył się piknik ekologiczny dla jaworznickich szkół. Uczniowie mogli skorzystać ze strefy ekologiczno-edukacyjnej oraz uczestniczyć w warsztatach. W piątek,...

Kolizja trzech na ul. Wysoki Brzeg

Na ulicy Wysoki Brzeg doszło do kolizji trzech aut osobowych. Interweniowały dwa zastępy Państwowej Straży Pożarnej. W piątek, 26 kwietnia na ulicy wysoki Brzeg po...

Pożar budynku na ulicy Traugutta

Zastępy Państwowej Straży Pożarnej interweniowały na ulicy Traugutta, gdzie w jednym z budynków jednorodzinnych doszło do pożaru. W piątek, 26 kwietnia około godziny 14:05 Komenda...