Oczywista Nieoczywistość – Powrót…

0

Wujek to wujek- chciałoby się rzec. Po prostu. Tak naprawdę to niemal z żadnym z wujków nie łączyła mnie jakaś silniejsza więź. Wuj był co najwyżej jednym z członków rodziny; i to raczej tej dalszej. Niby coś ale nic poza tym. Po prostu.

Nie wiem na ile to normalne i oczywiste. Wszyscy mamy jakichś wujków, ciocie czy kuzynów. Ale w moim przypadku tylko z jednym z nich łączyła mnie prawdziwa, mocna więź, której brak odczuwam po w zasadzie po dziś dzień.  Był to mianowicie wujek Edmund, Edmund Zieliński. Tak naprawdę nazywał się Hujek, a że wstydził się swojego nazwiska (nie on jeden) to zmienił je na „Zieliński” właśnie. Był bratem mojej babci Stasi (Marii Dziadek), synem Walerii oraz Marcina. Poza babcią miał jeszcze siostrę Janinę i brata Władka. Przez całą swą egzystencję nie ułożył sobie życia. Nie ukończył nawet podstawówki. Obracał się w szemranym raczej, długoszyńskim towarzystwie; bardzo dużo pił, palił własnoręcznie skręcane papierosy, czasem fajkę, ale tylko dotąd, dokąd starczało mu pensji rzecz jasna. Gdy tej brakowało klepał biedę. Bieda ta nie oznaczała głodu. Mieszkał bowiem w małej izbie, znajdującej się w osobnym budynku gospodarczym przy rodzinnym domu. Babcia (czyli jego siostra) żywiła go i opierała. Było to swego rodzaju „dożywocie” na które sam się zgodził. Za przysłowiowy „wikt i opierunek” zrzekł się na rzecz siostry roszczeń do majątku po rodzicach. Nie był bowiem człowiekiem roszczeniowym, a nazywanie go „samowystarczalnym” też można potraktować z przymrużeniem oka.

Edmund Zieliński ze swoją mamą Walerią (ze zbiorów prywatnych)

Był moim ulubionym wujkiem. Co prawda nie należał d wzoru cnót. Pomimo wszak swoich nałogów i obracania się w takim, a nie innym towarzystwie był bardzo dobrym człowiekiem. Choć często kłócił się z sąsiadami, po pijaku lał się z nimi niejednokrotnie i, mówiąc delikatnie „nie lubił się” ze swym szwagrem, a moim dziadkiem Tadkiem, pomimo tego, że jak pił, to nie pracował, a jak pracował, to nie pił (ale tylko dlatego, że nie miał za co)- pomimo tego wszystkiego jednak uwielbiałem go nade wszystko. Po prostu był dobrym i szczerym człowiekiem. Jakby trzeba było, to rozdałby innym wszystko to co miał. To jego towarzystwo lubiłem także. Dla „swoich” nie było ono groźne, choć we własnym gronie niejednokrotnie brało się za łby. Dzieciom jednak nigdy nie działa się krzywda. I nie dotyczyło to jedynie mojej osoby.

Pamiętam jednak, że pewnego razu wujka nagle zabrakło. Nie miałem pojęcia co się takiego stało. Z relacji babci pamiętam, że uległ bardzo ciężkiemu wypadkowi. W drodze do pracy potrącił go autobus. Stało się to na dzisiejszej ulicy Krakowskiej, kiedy wieczorem szedł do pracy na Elektrowni Jaworzno I. Był w bardzo ciężkim stanie. Pamiętam w jak dużym szoku byłem wówczas gdy się o tym dowiedziałem. Przez jakiś czas był w szpitalu w Ligocie. Byłem tam raz czy dwa z babcią ale na oddział mnie nie wpuszczono. Z opowiadań babci pamiętam, że był strasznie potłuczony i nie potrafił mówić. Miał ponoć okrutnie strzaskaną głowę. Jego nieobecność „w domu” wydawała się nieskończonością, nieprawdopodobnością. Tak długą i żmudną, że stała się dla mnie z czasem czymś zupełnie oczywistym, a jednocześnie nieakceptowalnym. Któregoś ranka jednak, ciepłego i wiosennego, a może letniego coś się zmieniło. Była wtedy bardzo ładna, słoneczna aura. W natłoku dziecięcych spraw wbiegłem któregoś razu na podwórze rozdeptując grube krople porannej rosy. Wbiegłem i… zamarłem. Drzwi od „jego mieszkania” były otwarte. Było to rzeczą na wskroś nienormalną i wyjątkową. Podszedłem więc cicho, pchany ciekawością. Po chwili dosłyszałem czyjeś rozmowy. Obecność wuja wydawała się czymś nieprawdopodobnym. Przecież był chory!  A jednak? Kiedy wszedłem do środka zastałem wujka. Siedział w błękitnej, czystej koszuli i ciemnych spodniach. Już to było dla mnie czymś osobliwym, ponieważ wuj rzadko mył się i nosił czyste ubrania. W izbie był z nim jego brat Władysław. Był jeszcze ktoś ale dokładnie nie pamiętam kto. Pamiętam wszak swoje wielkie zaskoczenie. Pamiętam jak strasznie ucieszyłem się na jego widok. Byłem przekonany, że znów wszystko będzie tak samo jak kiedyś. Tak samo nie było jednak już nigdy. Po tak ciężkim wypadku nie był już nigdy taki sam; był jakby odklejony od rzeczywistości, jakby przymglony, nieświadomy do końca tego, co wokół niego się stało. W euforii pobiegłem do babci powiedzieć jej, że wujek wrócił. Ona zaskoczona była nie mniej. Również nie wiedziała o jego powrocie. Wówczas nie zdziwiło mnie to jakoś specjalnie. Dopiero potem dowiedziałem się, że babcia z Władkiem poróżniona była o majątki i nie utrzymywali ze sobą kontaktów. Żadnych. Stąd brak przepływu informacji. Ale to co zapadło mi w pamięci najbardziej to niewielka dziurka na czole Edmunda. Kiedy pytałem dorosłych o to, co to takiego, odpowiadali mi, że to blizna po kroplówce. Nie przyszło mi na myśl, że tą drogą kroplówek się nie podaje. Był to niewątpliwie jakiś stygmat związany z bardzo ciężkimi urazami głowy i ich leczeniem. Tak mi się wydaje. Przypominał wszak charakterystyczną, acz jasną w tym przypadku, kropkę na głowach Hindusów.

Władysław Hajek, brat Edmunda (ze zbiorów prywatnych)

Wujek jednak nie wrócił na długo. Wychodziłem z nim na spacery o wiele rzadziej jednak i krócej. Rodzice bali się puszczać mnie  z nim z obawy o jego kondycję i moje bezpieczeństwo. Nić więzi stawała się jakby cieńsza i dłuższa. I nagle, któregoś równie pięknego i jeszcze bardziej ciepłego dnia, a dokładniej ranka wuj, nie pytając nikogo o zdanie, umarł. Odszedł w domu sąsiadów, Kuciów. Pamiętam jak wtedy wyglądał. Tkwił bowiem na siedząco, mocno pochylony, z rękami opuszczonymi w dół. Cały siny i chyba równie brudny.  A z owej dziurki, która wcześniej zajęła mnie tak bardzo,  kapała jedynie flegmatycznie jakaś gęstawa, jasna ciecz. Zupełnie jakby życie, które jeszcze kilka miesięcy wcześniej uczepiło się go tak  kurczowo, nie chcąc się z nim żegnać i oddać go zaświatom, teraz wyciekało z wolna, żegnając się z otaczającą go rzeczywistością. Natomiast jego powrót, który zdawała się kilka miesięcy wcześniej zwiastować długo wyczekiwany powrót do przeszłości, okazał się jedynie jednym ze stopni, które zaprowadziły wuja zupełnie gdzie indziej.

 

Jarosław Sawiak

- REKLAMA -


Zewnętrzne linki