
16 – 22 lipca: Le Monetier les Bains – Arbot. Skończyły się góry wysokie (Alpy) i niższe (Jura), i wjechaliśmy do Burgundii. To historyczna kraina w centralnej Francji i jeden z najbardziej znanych winiarskich regionów świata. Do końca olimpijskiej wyprawy pozostały dosłownie ostatnie kilometry. W Paryżu będziemy 25 lipca, w przeddzień otwarcia igrzysk olimpijskich. Do stolicy światowego sportu zmierzamy w 11-osobowym składzie: 4 Litwinów (Sigitas, Andrius, Pranas i Vaidas), 3 Polaków (Michał, Tomek i ja) oraz Austriaczka Sonja, Włoszka Giulia, Japończyk Naohisa i Szkot Bob.
Dziś ostatni prawdziwie górski etap. Na trasie aż 3 przełęcze. Pierwsza po 11-kilometrowym podjeździe – Col du Lautaret (2.058 m npm). Druga po kolejnych 9 km – Col du Galibier (2.642 m npm). Potem 18-kilometrowy zjazd do miejscowości Valloire i kolejny podjazd na przełęcz Col du Telegraphe (1566 m npm). Z uwagi na znaczną wysokość i potężne opady śniegu droga przez tą największą przełęcz jest zamknięta zwykle od października do początku czerwca. Przez Alpy grupa od kilku dni jedzie w szyku luźnym. Czasem są to kilkuosobowe grupki, ale większości to indywidualiści. Na kemping pierwsi przyjeżdżają ok. 14-15, a ostatni po 20. Dziś wieczorem odbyło się kolejne spotkanie pożegnalne. Zakończyło jazdę małżeństwo z Ożarowa – Danuta i Jan.
W zupełnie innych nastrojach kończyli dzień uczestnicy wyprawy. Choć wciąż jeszcze przebywamy w Alpach, to etap był o wiele łatwiejszy od czterech wcześniejszych, które kosztowały nas wiele zdrowia. W połowie drogi mijaliśmy miasto Albertville. To wielki ośrodek wypoczynkowy w Sabaudii, w Alpach francuskich. W 1992 roku w Albertville odbyły się zimowe igrzyska olimpijskie. Po tym wydarzeniu w mieście pozostały jedynie nieliczne ślady. Z Albertville przez ponad 40 km prowadziła nas droga rowerowa. Na ostatnich km mieliśmy widok na przepiękne jezioro Annacy. Na kempingu odwiedziła nas Włoszka Carlotta wraz z partnerem, znana wielu z poprzednich wypraw. Przywieźli ze sobą dla nas wiele specjałów włoskiej kuchni m.in. wino, sery, wędliny i owoce. Dziś zakończyli jazdę Ewa i Szymon – małżeństwo z Częstochowy.
Od dziś grupa liczy 13 osób: 5 Polaków (Krystyna, Maryla, Michał, Tomek i ja), 4 Litwinów (Sigitas, Andrius, Pranas i Vaidas), Austriaczka Sonja, Włoszka Giulia, Japończyk Naohisa i Szkot Bob. Na trasie górki coraz mniejsze, ale ciągle jeszcze dają znać o sobie. Pogoda za to niezmiennie słoneczna. Pierwsze kilometry trasy wiodły ścieżką wzdłuż jeziora Annecy, do miasta o tej samej nazwie. Potem mijaliśmy wiele miasteczek i wsi, przez krótki moment jadąc przez Szwajcarię, będąc zaledwie 20 km od Genewy. Dwaj Litwini oraz Polak Tomek odwiedzili to miasto. Do Paryża coraz bliżej, zostało 6 dni jazdy, a w niedzielę (21.7) ostatni dzień odpoczynku.
Opuściliśmy Alpy i wjechaliśmy do pasma górskiego Jura. Biegnie ono wzdłuż granicy francusko-szwajcarskiej. Dziś na trasie m.in. dwie przełęcze Col de la Faucille (1323 m n.p.m.) i Col de la Savine (984 m n.p.m.). Do pierwszej z kempingu prowadził 11-kilometrowy podjazd. Druga znajdowała się za miasteczkiem Morbier. Trasa dzisiejszego etapu prowadziła m.in. drogą N5 stanowiącą historyczne połączenie Paryża z Genewą. Była malownicza, ale wymagająca. Na kemping pierwsi uczestnicy wyprawy dotarli dopiero ok. 18. Ostatni, Japończyk Takayama, o 23. Jak się okazało, miał problemy z internetem i nawigacją, i dopiero policja pomogła mu dojechać do grupy. Późnym wieczorem odbyło się spotkanie pożegnalne. Zakończyła jazdę Polka Maryla. Pojawiła się możliwość odwiedzenia Domu Polskiego, funkcjonującego w Paryżu w czasie trwania igrzysk. Trwają rozmowy.
Za nami Alpy i jej północne przedłużenie – wapienne góry Jura. Wjechaliśmy do Burgundii, regionu w centralnej Francji. Dla Krystyny z Warszawy to ostatni dzień jazdy na wyprawie, ale zaczął się niezbyt fortunnie. W nocy uszło powietrze z przedniego koła jej „elektryka” i przebitą dętkę sprawnie wymienili jej polscy koledzy – Tomek i Michał. Piękne krajobrazy i płaska trasa towarzyszyła nam cały dzień. No i oczywiscie upalna pogoda. Naoshi Takajama, który wczoraj dotarł do kempingu jako ostatni, tym razem był jednym z pierwszych, bo jechał z nim kierownik wyprawy Sigitas. Litwin wieczorem zaprosił wszystkich na przyjęcie urodzinowe. Dziś właśnie skończył 73 lata. Na stole pojawiły się m.in. szampan, tort, pizza, lody i różne owoce. Jutro dzień odpoczynku.
Ostatni dzień wolny od jazdy spędziliśmy na kempingu w maleńkiej wiosce Chamboeuf oddalonej od Paryża o 374 km. Do końca wyprawy pozostały 4 dni jazdy, a szczegółowo wygląda to tak:
22.7 pn. Chamboeuf – Arbot 96 km
23.7 wt. Arbot – Géraudot 82 km
24.7 śr. Géraudot – Provins 102 km
25.7 cz. Provins – Paryż 94 km
Dzień odpoczynku jak zwykle każdy spędzał na swój sposób. Po południu wybrałem się na rowerze do pobliskiej wioski Semezanges, oddalonej o 4 km. Podobnie jak w naszej wsi nie spotkałem nikogo. W obu wsiach jedynymi obiektami rzucającymi się w oczy były kościółek i pomnik z okresu I wojny światowej. Wieczorem odbyła się awansem poniedziałkowa odprawa. Jutro na trasę wyruszy 11 rowerzystów: 4 Litwinów, 3 Polaków, Austriaczka, Włoszka, Japończyk i Szkot. Po drodze przejeżdżać będziemy przez duże miasto Dijon – historyczną stolicę Burgundii.
To był piękny dzień na olimpijskiej wyprawie rowerowej. Upał zelżał i pogoda do jazdy była wymarzona. Poza tym burgundzki krajobraz był ucztą dla oczu. Liczne pagórki i ciągnące się wzdłuż drogi plantacje winorośli, pól uprawnych, łąk i lasów stanowiły wyjątkową scenerię. Na trasie wiele uroczych wiosek i jedno duże miasto – Dijon. To historyczna stolica Burgundii i … słynnej musztardy. Historyczne centrum miasta zachowało liczne stare budynki, pałacyki, domy burżuazji, a także skromniejsze domostwa, które nadają urok ulicom centrum. Prawie 100 km trasy minęło nie wiadomo kiedy. Do Paryża już tylko 3 dni jazdy.
Cdn. Ryszard Karkosz
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie