
Andrzej Stalmach - Olimpijczyk z Jaworzna. W niedzielę 11 sierpnia w Paryżu zakończyły się XXXIII Letnie Igrzyska Olimpijskie. Cały sportowy świat przez 17 dni miał oczy zwrócone na stolicę Francji. Polscy sportowcy biorący udział w tym największym sportowym wydarzeniu startowali ze zmiennym szczęściem.
Ekipa składająca się z 210 zawodniczek i zawodników zdobyła tylko 10 medali – 1 złoty, 4 srebrne i 5 brązowym. Dało nam to w klasyfikacji medalowej odległe 42. miejsce. Dla przykładu zaledwie 5-milionowa Nowa Zelandia zdobyła tych medali 20, 10-milionowe Węgry – 19, licząca 18 mln ludzi Holandia 34 medale, a zamieszkała przez 26 mln ludzi Australia aż 53. Następne igrzyska odbędą się w 2028 roku w Los Angeles. Od 1960 roku rozgrywane są również igrzyska paraolimpijskie dla osób niepełnosprawnych.
Nasze miasto i zrazem Polskę reprezentowało w historii igrzysk jak dotąd czworo jaworznickich sportowców. W letnich igrzyskach lekkoatleci brali udział Andrzej Stalmach (skoczek w dal, Tokio 1964 i Meksyk 1968) i Kazimierz Orzeł (maratończyk, Montreal 1976), a w paraigrzyskach Robert Studziżba (wyciskanie sztangi na ławeczce, Seul 2000) i Patrycja Haręza (szpada na wózku, Tokio 2020).
W kolejnych wydaniach naszej gazety prezentować będziemy wywiady z naszymi olimpijczykami. Na początek wspomnienie o Andrzeju Stalmachu, który brał udział w igrzyskach olimpijskich w Tokio (1964) i Meksyku (1968). Pan Andrzej zmarł 4 lata temu. O przybliżenie sylwetki pierwszego jaworznickiego olimpijczyka poprosiliśmy jego żonę – panią Janinę. Za tydzień wywiad z kolejnym naszym olimpijczykiem, maratończykiem Kazimierzem Orłem.
– To był rok 1961, lipiec. Poszłyśmy z bratową do „zielonej świetlicy”. To było miejsce w centrum miasta, gdzie odbywały się festyny, potańcówki, koncerty i spektakle. Był tam m.in. plac zabaw, amfiteatr i kino plenerowe. Tam spotkaliśmy Andrzeja, którego znała bratowa, więc mi go przedstawiła i potem zaczęliśmy się spotykać. Andrzej ciągle wyjeżdżał na zawody, zgrupowania i obozy sportowe. Czasami nie było go i trzy miesiące. Przyjeżdżał z torbą rzeczy do prania, zabierał czyste i znowu go nie było. W 1964 roku, kiedy wyjeżdżał na pierwsze swoje igrzyska w Tokio, nie byliśmy jeszcze małżeństwem i mieszkaliśmy oddzielnie. Z Japonii przywiózł mi w prezencie m.in. kimono, które mam do dziś.
– Tak, ślub wzięliśmy 2 października 1965 roku. Andrzej był już wtedy zawodnikiem Górnika Zabrze. Początkowo codziennie dojeżdżał do Zabrza na treningi, a mieszkaliśmy z moimi rodzicami, w domu, w którym się urodziłam. Potem przeprowadziliśmy się do Zabrza. W tym okresie większość czasu spędzał na zawodach sportowych i obozach przygotowawczych do igrzysk. Ja nie jeździłam za nim na zawody czy obozy, ale wtedy kiedy bił rekord Polski w Chorzowie, akurat byłam na widowni. To był mecz z Włochami na Stadionie Śląskim w sierpniu 1968 roku, tuż przed igrzyskami w Meksyku. Andrzej pobił wtedy rekord Polski i jako pierwszy Polak przekroczył 8 metrów w skoku w dal, dokładnie 8 m 11 cm. Ten wynik był przepustką do wyjazdu na drugie jego igrzyska. Wtedy był już na świecie nasz syn Darek. Z Meksyku Andrzej przywiózł kilka prezentów dla dziecka i sombrero, które do dziś wisi na ścianie.
– Był bardzo dobrym mężem. Przeżyliśmy razem 55 lat i nie przypominam sobie jakiejś poważniejszej kłótni. Był majsterkowiczem, potrafił w domu wszystko naprawić. Miał też zdolności plastyczne, ładnie rysował i malował.
Rozmawiał Ryszard Karkosz
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie