Reklama

Oczywista Nieoczywistość - Co teraz?

Jaw.pl - Jaworznicki Portal Społecznościowy
17/12/2022 10:00
 

    Wobec zbliżających się świąt Bożego Narodzenia nie sposób nie odbiec myślami do tych, z którymi nie dane nam będzie podzielić się przy wigilijnym stole opłatkiem czy zjeść wspólny posiłek. Nie dlatego, że poróżniły nas jakieś ziemskie sprawy, nie dlatego, że ktoś nie dotrze na czas; przez korki, obsuwy w starcie samolotu, śnieżyce czy deszcz. Mowa tu raczej o tych, którzy w ostatnim czasie wyruszyli w swoją ostatnią podróż.

Zazwyczaj wbrew swojej własnej woli, czasem nagle, czasem oczekując owej wędrówki dłużej, ze strachem, bólem, niepewnością i żalem. Dla wielu, dla bardzo wielu te święta będą smutne, naprawdę smutne; po raz pierwszy i nie po raz ostatni. Niektórzy przełykać będą łzy w ciszy, inni płakać będą w ukryciu, jeszcze inni wyrzucać swe emocje będą w sposób otwarty. Będą i tacy, którzy zabetonują swe oblicza i niewidzialnym instynktem spoglądać będą w otwarte rany swoich serc i dusz, rany które boleć będą znowu mocniej, pulsując i jątrząc się wewnątrz. Dla wielu perspektywa zabliźnienia wyda się czymś niewyobrażalnym, niedosięgalnym, niewykonalnym, wręcz niestosownym i nietaktownym.

Utrata bliskich boli. Bardzo boli. Jest bowiem czymś tak definitywnym, nieodwracalnym i finalnym, że nie sposób ustosunkować się do niej w jakikolwiek bądź sposób, który dawałby realną perspektywę powrotu do tego, co było, powrotu do „normalności”. Zupełnie jakby owo odejście było czymś, co trąci rutyną, czymś, co zmieni swój bieg o sto osiemdziesiąt stopni by wrócić do nas z impetem wytchnienia, ulgi i pocieszenia, jakiegoś irracjonalnego przekonania, że to był tylko zły sen. Tak jednak nie będzie. To niemożliwe. Śmierć jest bowiem czymś tak strasznie nieodwracalnym, tak absurdalnie stanowczym, pociąga za sobą pasmo tak niemożliwych do powstrzymania procesów, że jedyną perspektywą, która jest w stanie podtrzymać nas przy zdrowych zmysłach jest nadzieja. Nadzieja, że pomimo wszystko choć trochę jest inaczej, znośniej, konstruktywniej. Jednak jak się ma owa nadzieja wobec faktu, że Ci, którzy jeszcze przed chwilą trzymali nas za rękę, pełni ciepła i życia, teraz są  zimni, wciśnięci w lodowaty, ciemny metraż nieodwracalności. Pozostają sami na osłoniętych mrokiem nekropoliach, na deszczu, na śniegu spadającym na dachy i sklepienia oraz w chłodzie, przetykanym monotonnymi kapnięciami wody, odbijającej się od martwego betonu. Tak trudno przyjąć to wszystko do wiadomości, tak trudno się z tym pogodzić. W ciepłych szczelinach naszych rojeń nie potrafimy oswoić się z ordynarną, bezduszną stratą. Czy jednak mamy jakieś wyjście? Jakieś szanse? Z pozoru nie. Poza granicami owego pozoru jest wszak wspomniana nadzieja. Wobec bezdyskusyjnego dyktatu przeznaczenia, balansującego na cienkiej linie domniemanej wolności, tylko ona nam pozostaje, tylko w jej świetle i perspektywie istnieje szansa by gorzką pigułkę przełknąć na dobre, pomimo że jej goryczkowaty smak kąsać będzie jeszcze długo.

[caption id="attachment_274341" align="aligncenter" width="1536"] Fot. J. Sawiak[/caption]

Czy nie zasadnym wobec powyższego byłoby hipotetycznie przejść wszak na drugą stronę, zapomnieć na chwilę o sobie, przekroczyć osobiste rozterki i frustracje i zadać sobie jedno jedyne pytanie, rodzące niestety całą gamę kolejnych? A co jeśli oni nadal są? Jeśli jakaś ich część przetrwała wstrząsający interwał śmierci. Co jeśli po przekroczeniu Rubikonu własnego istnienia patrzą na to „wszystko” nadal? Bezradni, przerażeni, bezbronni. Co, jeśli ku własnemu zaskoczeniu dotarło do nich, że żyją wciąż, chociaż inaczej? Co, jeśli sfrustrowani spoglądają na swe betonowe groby z przerażeniem, ledwie dopuszczając do siebie myśl, że ich ciała, które jeszcze niedawno stanowiły sedno ich bytu niszczeją teraz bezpowrotnie? Co, jeśli widzą nas i słyszą, jeśli wpatrują się w naszą rozpacz i nie są w stanie nic z tym zrobić? Nie umieją odezwać się, dać jakiegokolwiek znaku, sygnału, że istnieją nadal, że toczą swoją egzystencję za cienką połacią niewidzialnej szyby, swego rodzaju kopuły, która odgradza ich od nas, uniemożliwia jakikolwiek kontakt. Nas pozostawia w rozpaczy, a  ich w bezradności. Bo oni już wiedzą. Wiedzą i widzą. Bo nawet jeśli nie byli w stanie wykrzesać z siebie resztek rzeczonej nadziei, rzeczywistość zaskoczyła ich sama w sobie. Dla nas uporczywie nie ma ich wciąż, a z ich punktu widzenia istnieją nadal. Może są tuż obok. Może siedzą na fotelu obok. Może przy wigilijnym stole zupełnie bezwiednie i odruchowo zajmą swoje stare miejsce, tak jak zawsze. Może każdego dnia pochylają się nad nami, może spróbują nas dotknąć, poruszyć cokolwiek, poprawić krzywo zawieszony ręcznik w łazience, może pragną nas pocałować i po raz ostatni powiedzieć cokolwiek, cokolwiek. Może więc i w tych najbliższych dniach będą z nami nadal, chociaż granica oddzielająca nas od nich jest nie do przebycia. Jedynym wyjściem zdaje się więc być, przynajmniej z naszej perspektywy, przejście do ich świata, w którym przyszło im tkwić i w którym zamknięto ich bezdusznie. Ale czy kiedy i nam wyznaczone będzie przekroczyć ten cichy, bezlitosny strumień upływającego czasu - oni będą tam nadal? I czy właśnie wtedy dane im będzie zaczekać i trwać? A może porwie ich  bezlitosny wir, który przerzuci ich w jakieś inne miejsce tylko po to, by w dotychczasowym znalazło się miejsce i dla nas. Może za ciemnym horyzontem niezbadanego dane nam będzie jedynie zerkać na niegasnące światło, tak bliskie i tak dalekie, nieosiągalne lecz rzeczywiste.

W tym zimnym, bezdusznym świecie musimy wykrzesać z siebie odrobinę nadziei, wiary, że to wszystko ma sens, że za ciężką kurtyną tkwi jednak nadal jakaś rzeczywistość. Tylko wtedy będzie lżej, znośniej, może właśnie wówczas w jakimś trudnym do przewidzenia momencie coś nas jednak zaskoczy, da o sobie znać, pokrzepi. Bo jeśli nie… Ową wiarę, ową nadzieję porzucić można zawsze. Tak. Można. Tylko co wtedy? Czy będzie lżej, lepiej, znośniej? Nie, nie będzie. Co gorsza zresztą; cała ta mulista papka cierpienia i rozpaczy zassie nas w swoją mdłą konsystencję, czyniąc nieznośnym to wszystko, przez co i tak musieli będziemy przejść do końca. Do samego końca.

 

Jarosław Sawiak

 

[caption id="attachment_168226" align="aligncenter" width="1024"] Jarosław Sawiak, autor cyklu felietonów Oczywista Nieoczywistość[/caption]

Aplikacja jaw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo jaw.pl




Reklama
Wróć do