
– Nie chodzi o drugi plan na zdjęciu, raczej w farsie, której „bohaterem” pierwszoplanowym jest mój (jeszcze) mąż, Patryk – zaczęła Paulina. Zdecydowała mi się opowiedzieć swoją historię pod wpływem impulsu, choć jak twierdzi, nigdy nie przypuszczała, że będzie się zwierzała do prasy.
– Pobraliśmy się wcześnie – mówi – zaliczyliśmy „wpadkę”, ale dramatu nie było, umieliśmy z sobą rozmawiać, podobnie patrzyliśmy na świat. On mimo młodego wieku był odpowiedzialny, przedsiębiorczy, zarabiał nieźle, mimo że jeszcze studiował. Nasi rodzice się lubili, nie było wyrzutów, tylko od początku duże wsparcie. Dzięki nim mogliśmy zaraz po ślubie zamieszkać w niedużym, ale własnym mieszkaniu. Kiedy nasz syn, Kacper skończył trzy latka, zapisaliśmy go do przedszkola, chcieliśmy wychować go na rezolutną osobę, a pewnych cech mógł nabrać tylko poza domem, w grupie rówieśników. Ja postanowiłam pójść do pracy, skończyłam technikum, więc zawód jakiś miałam, no i miałam teścia z rozległymi znajomościami, który pomógł mi znaleźć niezłą posadę. Polegała ona i na pracy stacjonarnej i, co istotne w mojej historii, na wyjściach w teren. To mi bardzo odpowiadało, mogłam przy okazji zrobić jakieś szybkie zakupy i zanieść Patrykowi, który od czasu pandemii pracował głównie zdalnie, w domu. Osobą mającą mnie wdrożyć w obowiązki zawodowe została sama szefowa, kobieta pod czterdziestkę, bardzo miła, pomocna, nie czepiała się o nic, dało się z nią o wszystkim pogadać i nawet powygłupiać. Najpierw myślałam, że to jakieś specjalne traktowanie ze względu na teścia, ale nie – Agata taka po prostu była. Była też rozrywkowa, inicjowała wspólne wyjścia na pizzę, na bilard, czy wypady na piwo. Podobało mi się to, bo moje życie towarzyskie przez ostatnie trzy lata prawie nie istniało, a tu można było połączyć pożyteczne z przyjemnym: zintegrować się i zabawić, zwłaszcza, że mój mąż był za, uważał, że mi takie małe babskie szaleństwa dobrze zrobią. Babskie, bo pracowałyśmy w pięć, same kobiety. Bywały też imprezy mieszane, na urodziny czy inne święto którejś z koleżanek przychodziło się z mężami, więc wkrótce i Patryk poznał całe towarzystwo. Byłam zachwycona, nie dość, że miałam fajną pracę, super szefową i koleżanki, to jeszcze okazało się, że dzięki temu zyskaliśmy z mężem całe grono przyjaciół. A wszystko dzięki Agacie, podziwiałam ją że umiała być jednocześnie kompetentną szefową i świetną kumpelą, i choć dzieliło nas blisko dwadzieścia lat różnicy, ja tego w ogóle nie odczuwałam. No i taka uczynna była! – śmieje się Paulina, raczej gorzko…
– Jak w teren szła szefowa, a coś na mieście było w „promce”, kupowała i dla mnie, podrzucała nawet Patrykowi do domu, jeśli było to mięso czy wędlina. Czas mijał, Kacperek poszedł do szkoły, a nam powodziło się coraz lepiej. Zmieniliśmy mieszkanie na większe, samochód na nowszy, wszystko u nas hulało: i życie rodzinne, i zawodowe i towarzyskie. Synek nam wyrósł na rozsądnego, zdolnego, lubianego pierwszoklasistę, czego chcieć więcej? Mnie nie brakowało niczego, ale jak się okazało, tylko mnie…
Z Agatą i jej mężem z czasem zaprzyjaźniliśmy się oboje, do tego stopnia, że często spędzaliśmy razem wakacje w ich domku w letniskowym. To Andrzej zaraził Patryka posiadaniem własnej daczy, pomógł mu znaleźć niedrogą działkę blisko ich własnej, a potem wspierał i pomagał przy budowie. Agata czasem wyjeżdżała z nimi, żeby ugotować chłopakom coś pożywnego, bo przecież harują od rana do nocy. Przy wsparciu miejscowych fachowców domek stanął jeszcze tego samego roku. Trzeba było urządzić parapetówę, poświęciliśmy więc na nią cały weekend. Zabraliśmy z sobą Kacperka, który do tej pory znał naszą inwestycję wyłącznie z opowiadań. Był jeden nieustający grill, piwo lało się od rana do wieczora. Ja oczywiście ze względu na dziecko się oszczędzałam, poza wypitym szampanem pierwszego wieczoru więcej po alkohol nie sięgnęłam i kładłam się razem z synkiem o wiele wcześniej spać niż reszta. Trochę długi i może zbyt szczegółowy wstęp pani Grażynko, ale to ważne, by każdy miał na uwadze, że gdy wszystko układa się zbyt dobrze, może być w tym jakieś drugie dno. Za to zakończenie będzie krótkie i mocne. Nie chcę zarażać nikogo pesymizmem, raczej wyczulić przed taką bezkrytyczną naiwnością jak moja – podsumowuje Paulina swoją dotychczasową opowieść.
– To szczęście skończyło się dokładnie drugiej nocy pobytu w wymarzonym domku. Nad ranem wtoczył się do mnie i Kacperka kompletnie pijany Andrzej. Byłam wściekła i zdziwiona, bo nigdy nie widziałam go w takim stanie. Wybełkotał, że ma już dość i że w dupie ma jak ja się poczuję, bo czemu niby on sam ma cierpieć. Powiedział, że powinnam natychmiast pójść do ich domku, po czym zasnął na krześle.
Kacperek spał, a słowa Andrzeja zaintrygowały mnie tak bardzo, a może i nawet już coś mi już zaczęło dzwonić, że poszłam. Widok, który ukazał się moim oczom, będzie mi pewnie stał przed nimi do końca życia: mój mąż i Agata, oboje nadzy, w akcie bardzo, delikatnie mówiąc, kreatywnego seksu. To już trwało podobno długo, Andrzej ich nakrył, ale nie dał tego znać po sobie ani im, ani mnie. Myślał, że się samo po kościach rozejdzie, kochał Agatę, poza tym był pantoflarzem, więc może nawet nie miał odwagi zrobić afery, czy zwyczajnie nakłaść Patrykowi po mordzie. Po kościach się nie rozeszło, małżonek postanowił odejść ode mnie i związać się z Agatą. Andrzej usunął im się z drogi, ale za to kompletnie się rozpił. Jedno muszę Patrykowi przyznać, nadal był bardzo zaangażowanym i dbającym ojcem, więc Kacperek aż tak bardzo naszego rozstania nie odczuł. A przynajmniej tak mi się zdawało, bo kiedy mąż zawitał do nas z tą samą walizką, z którą wyszedł, błagając o przebaczenie, usłyszałam, co mój synek ma na ten temat do powiedzenia.
– Chcesz żeby tatuś do nas wrócił? – spytałam, przekonana, że wiem co odpowie.
Zamierzałam sprawę przemyśleć i dać Patrykowi odpowiedź za kilka dni, więc walizkę przygarnęłam, ale jego na razie nie.
– On moim ojcem będzie do końca życia, ale twoim mężem nie musi – odparł po dorosłemu. – Sam wybrał, a że mu się nie udało nie nasza sprawa, prawda? Mogłabyś mu zaufać? Ja nie, jeśli raz cię zdradził i to z najlepszą przyjaciółką, może zrobić to znowu. Wolę mieszkać osobno, ale mieć pewność, że już nigdy więcej nie będziemy przeżywali tego samego.
Byłam w szoku, bo ukrywałam przed synem prawdę o powodzie naszego rozstania, nie chcąc go jeszcze bardziej zrażać do ojca, a może i z myślą o tym, że Patryk się ogarnie, w końcu dla Agaty czas leciał bardziej nieubłaganie niż dla mnie, no i mieliśmy dziecko... Wiele razy oczami duszy widywałam scenę jak staje pod drzwiami i skamle, a ja wielkodusznie go przyjmuję, tylko dla Kacpra, bo ja musiałabym się zmagać wyłącznie ze wstrętem i z żalem. Ale to mój synek, mój mały „mistrz” uchronił mnie, nas oboje przed tym, bo w sumie najlepiej wyszedłby na tym tylko Patryk. Tak więc, w ramach odpowiedzi dostał ode mnie pozew rozwodowy, a jego reakcja (bo po odpowiedź przyszedł już ze znacznie większą ilością dobytku), była bezcenna, zwłaszcza po tym, co powiedział Kacper, gdy Patryk zaczął szukać u niego wsparcia.
– Sorry tata, ale ja tak zdecydowałem. Ta kobieta sama nie wie, czego chce, a musi być w tym domu przecież jakiś męski głos rozsądku – wypalił stojąc naprzeciw niego z rękami w kieszeni, patrząc mu prosto w oczy.
Zadumałam się nad opowieścią Pauliny. Nie o zdradzie, zwiedzionym zaufaniu czy naiwności, ale o tym, że dzieci rozumieją o wiele więcej, niż moglibyśmy przypuszczać i że są o wiele bardziej dojrzałe, niż nam się wydaje. I daj Boże, żeby nie musiały zbyt wcześnie z tych kompetencji korzystać.
Grażka
Lubię słuchać ludzi, a ludzie lubią opowiadać mi swoje historie. Jeśli zdarzyło ci się coś, czym chcesz się podzielić, skontaktuj się z nami, a my opiszemy i opublikujemy twoją historię. Mail: [email protected]
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie