
Dziś publikuję maila od czytelniczki, jeszcze ciepłego, bo napisanego do mnie po Święcie Zmarłych. Był co prawda inny w kolejce, ale ten go wyprzedził ze względu na swoją aktualność i dobry czas do refleksji. Poniżej smutne, ale i warte przemyśleń refleksje pani Aleksandry:
Są tematy, o których lepiej nie mówić, bo są tak zwanymi tematami tabu, mogą kogoś zgorszyć, urazić, albo… uświadomić niewygodną prawdę. A jeśli nie mamy odwagi wywalić komuś czegoś prosto z mostu tu i teraz, to może pewne sprawy utkwią w nas tak głęboko, że będziemy chcieli o nich opowiedzieć, mimo iż na coś będzie już za późno.
Ciocia zmarła na covid w czasie pandemii, nie miała jeszcze sześćdziesiątki. Była bardzo energiczną kobietą, żoną, matką, i to stanowiło cały sens jej życia. Jakby nie miała zupełnie własnych potrzeb, no, może poza jedną: jak najlepiej spełniać się w tych rolach. Doba nie miała dla niej ograniczeń, oprócz tego, że pracowała zawodowo, dom był zawsze sprzątnięty na błysk, zakupy zrobione, posiłki własnoręcznie sporządzone i podane, wszystko wyprane i wyprasowane, ogród zadbany, co roku zapas domowych sałatek oraz kompotów w spiżarni. Śmierć cioci była dla wszystkich ogromnym zaskoczeniem, na nic poważnego wcześniej nie chorowała, była w pełni sił. A tu, jak mówi piosenka, „wyłączą ci prąd w środku dnia”, a najgorsze jest to, że nagle stracisz kontrolę nad tym, czego sam pozbawiłeś kontroli, w przekonaniu, że zdołasz osobiście wszystko doprowadzić do szczęśliwego końca. Tu został tylko wielki dom, a w nim dwie sieroty: wujek i mój kuzyn Darek.
Z Darkiem byłam od zawsze mocno związana, bo poza tym, że jesteśmy rówieśnikami, do późnego dzieciństwa spędzaliśmy razem wakacje u wspólnej babci. Pamiętam, że Darek przyjeżdżał zawsze świetnie wyposażony, ciuchów przywoził więcej niż ja, miał z sobą torbę słodyczy i… apteczkę, a w niej tabletki od gorączki, od biegunki, wodę utlenioną, plastry, bandaże i spray przeciw komarom. Ponadto ciocia co wieczór dzwoniła do babci i wypytywała, jak spędził dzień, czy ma apetyt, wysypia się i czy jest przez cały czas pod baczną opieką. Oczywiście nie był, bo babcia dawała nam sporo luzu, ale ciocia nie miała prawa o tym wiedzieć. Raz się zdarzyło, że Darek spalił sobie trochę plecy na słońcu, o czym nieopatrznie wspomniała jej babcia i ciocia nazajutrz rano zabrała go do domu. Miała ogromne pretensje, że pozwoliła dziecku przebywać tyle czasu w upale, przy czym „dziecko” było już w gimnazjum...
Czasem zazdrościłam mu takiej mamy, ciocia zawsze wstawała przed nim, robiła mu śniadanie i szykowała rzeczy do ubrania, czy był w podstawówce, na studiach czy już jako dorosły wybierał się do pracy. Kiedy uczył się do egzaminów, potrafiła w środku nocy pójść do sklepu po czekoladę, bo glukoza to dobre paliwo na mózg.
Gdy staliśmy się nastolatkami i zaczęliśmy prowadzić życie właściwe nastolatkom, chodzić na dyskoteki, domówki, interesować się płcią przeciwną, to mnie ciocia brała na spytki, ale ja nie dawałam się jej tak podejść jak babcia. Z czasem ciocia zaczęła patrzeć na mnie podejrzliwie i obwiniać, że sprowadzam chłopaka na złą drogę. Bo gdy Darek zakochał się po raz pierwszy, zaczął zaciągać u mnie porad, w co się ubierać, jak się czesać, jednym słowem: jak się podobać. Gdy wrócił do domu z fryzurą pod moje dyktando oraz spodniami i bluzą prosto ze sklepu dowiedział się, że facet ma być facetem, normalnie ostrzyżonym, ogolonym, pachnącym mydłem i ubranym jak facet. Więc Darek przestał eksperymentować z wizerunkiem, zaczął wyglądać jak facet, czyli jak jego tata.
Gdy przedstawił swoją pierwszą dziewczynę mamie, po wyłącznie krytycznych opiniach z jej strony, przestał się z nią spotykać. Z kolejną również, i z następną. Dopiero na studiach znalazła się taka, do której ciocia co prawda nie zapałała sympatią, ale miała jakby najmniej zastrzeżeń. Chodzili z sobą jakieś pół roku, do czasu, gdy dziewczyna zaprosiła go do siebie i poczęstowała pierogami ze sklepowej zamrażarki, w dodatku nieokraszonymi smażoną cebulką ze skwarkami. Dziwiłam się Darkowi, że tak bardzo liczy się ze zdaniem matki, ale z drugiej strony to był cały proces, od najwcześniejszego dzieciństwa, a wtedy człowiek już sam nie wie, czy to zdanie jest jeszcze cudze, czy już własne. Trochę żeśmy się przez to oddalili od siebie, jednak cały czas darząc się tą samą sympatią, mając regularny, choć już nie tak częsty kontakt. Dziś oboje dobiegamy czterdziestki, ja mam męża i kilkunastoletnią córkę, Darek jest sam. Bardzo sam. A ja jeszcze kilka lat temu lat chciałam go zeswatać ze swoją rozwiedzioną koleżanką, ładną, miłą, wykształconą, a co najważniejsze, umiejącą zrobić smażoną cebulkę ze skwarkami. Zaprosiłam oboje na swoje trzydzieste piąte urodziny, bardzo przypadli sobie do gustu. Jeszcze tego samego wieczoru zaliczyli długi spacer sam na sam, po którym koleżanka zadzwoniła do mnie z zachwytami nad Darkiem, a potem zadzwonił on, z zachwytami w drugą stronę. Zaczęli się spotykać i było już dla mnie niemal pewne, że wyniknie z tego coś poważnego, gdy któregoś razu ciocia osobiście zjawiła się u mnie i stwierdziła, że nie życzy sobie, abym kojarzyła jej syna z latawicami o podejrzanej reputacji. Całe to wyobrażenie o koleżance powstało w jej głowie na wskutek słowa „rozwódka”. I zastrzegła, że mam się nie wtrącać, bo Darek… ma jeszcze czas. Mogłam się domyślić, jak się sprawa skończyła, bo koleżanka zaczęła mnie unikać.
Gdy ciocia zmarła najpierw wujek zaczął powoli się ogarniać w tym zwykłym codziennym życiu, zaczął gotować, nauczył się obsługiwać pralkę, żelazko, odkurzacz. I tak mieszkają sobie we dwóch, dzieląc między siebie obowiązki domowe. Darek do dziś codziennie chodzi z psem (bo kupił sobie psa) na cmentarz do mamy, ja od czasu nieudanego swatania go z koleżanką faktycznie przestałam „się wtrącać”, a i z jego strony kontakt nie był już taki sam, może było mu głupio, a może sam uznał, że mam na niego zły wpływ?
Spotkaliśmy się jeszcze za jakiś czas po pogrzebie cioci, z mojej inicjatywy, ale Darek był w takim stanie, że nie dało się z nim nawet rozmawiać. Bardzo chciałam mu jakoś pomóc, ale wówczas już się zupełnie odciął. W piątek zobaczyłam go na cmentarzu i ledwo poznałam, bardzo przytył, zapuścił włosy, choć może raczej zaniedbał i rosły jak chciały, jednym słowem, wyglądał niechlujnie. Bardzo wątpię, że ułoży sobie jeszcze życie, a nawet, czy tego w ogóle chce, bo może sobie już uświadomił, że jedyna kobieta, jaka była mu w życiu pisana, odeszła kilka lat temu na wieki.”
Grażka
Lubię słuchać ludzi, a ludzie lubią opowiadać mi swoje historie. Jeśli zdarzyło ci się coś, czym chcesz się podzielić, skontaktuj się z nami, a my opiszemy i opublikujemy twoją historię. Mail: [email protected]
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie