Temat kładki nad Trasą Śródmiejską powraca cyklicznie. Gdy kładki nad obwodnicą w centrum jeszcze nie było mieszkańcy narzekali, że mają problem z przechodzeniem przez jezdnię w tym bardzo uczęszczanym miejscu. Urzędnicy wymyślili kładkę z windą. Pomysł powstania kładki, mieszkańcom się bardzo spodobał i z niecierpliwością czekali na wybudowanie przejścia. Teraz okazuje się, że kładka wcale nie jest ułatwieniem, a udręką.
Kładka została skonstruowana tak, aby mogli z niej korzystać wszyscy, także osoby niepełnosprawne. Długi podjazd zakończony jest windą. Niestety, coraz częściej mieszkańcy OTK skarżą się, że winda się psuje. Awarie występują tak często, że mieszkańcy wolą przechodzić przez jezdnię w innym miejscu. Szczególnie jest to uciążliwe dla osób niepełnosprawnych i matek z wózkami. Bo jak z wózkiem zejść po długich i krętych schodach owiniętych wokół windy?
To nie jedyna bolączka. Obiecywany przez urzędników ścisły monitoring kładki jak widać nie funkcjonuje tak, jak należy. W windzie śmierdzi, a drzwi nie wiadomo czy są dewastowane czy źle założone, bo stosunkowo nowa winda wygląda na wiekową.
Dziwi fakt, że winda markowego producenta, tak często się psuje. Czyżby jaworznicka kładka była skonstruowana w myśl jaworznickiej zasady: od.Nowa? Czy urzędnicy jak zwykle będą twierdzić, że to wina mieszkańców, którzy źle ją eksploatują?
[vc_facebook type=”standard”]
Jakby tę kładkę budował Grzegorz Przybyłka, to by nie było tylu awarii.
Nie dało się zrobić długiego podejścia z drugiej strony? Przecież jest dużo miejsca.
Ponoć nie było miejsca albo spadek terenu za drogą był za duży. Choć ten odcinek Szopena można byłoby zrobić jednokierunkowo i miejsce pewnie by się znalazło. Spadek to inna para kaloszy.
Podejście od strony „Azotki” było by nieskończenie długie ale może można było obrócić go o 90 stopni w kierunku Szelonki i problem by nie istniał oczywiście to są tylko moje przemyślenia.