Oczywista Nieoczywistość – Wierna rzeka…

0

Rzeki z pozoru wydają się dzielić. Jednak, jakoby na przekór, są niezatartym spoiwem, łączącym niegdyś miejsca i ludzi. Dziś po tych ludziach jak i po takich czy innych miejscach właśnie pozostało już bardzo niewiele. A wydawałoby się, że jeszcze niedawno było zupełnie inaczej, a żywa, spajająca tkanka jest rzeczywistością nie do zdarcia.

Jaworzno ma to do siebie, że nie leży nad żadną dużą rzeką. Natomiast jego granice, zarówno ta północna jak i zachodnia, wsparte są na dwóch dużych ciekach wodnych, a mianowicie – odpowiednio; na Białej Przemszy jak i na Przemszy. Chociaż ta pierwsza przez kilka pokoleń miała charakter graniczny, sadowiąc na sobie sztuczny zaborowy podział naszego kraju, a ta druga przez setki lat była granicą państwa, to jednak wydają się być one rzeczywistościami, które niegdyś bardziej łączyły niż stanowiły realną linię podziału. W końcu Przemszą przez wiele lat spławiano chociażby jaworznicki węgiel. Potężne galary, zapełnione czarną skałą spływały w dół rzeki, natomiast już opróżnione, ciągnięte były w górę biegu przez konie, kroczące mozolnie po obu jej stronach. Natomiast Białą Przemszą spławiano drewno, galenę i galman. To właśnie ta druga zresztą jest na swój sposób osobliwa. Zachowała bowiem swój naturalny, dziki bieg, meandrując i wijąc się nieustępliwie pomiędzy zarośniętymi brzegami. Kiedyś nabrzeża były lepiej widoczne, rzeka była szersza i głębsza ale i bardziej… niebezpieczna.

Zdjęcie lotnicze długoszyńskiego odcinka Białej Przemszy- rok 1945 (fotopolska.eu)

Utonęło w niej sporo osób, będąc albo przypadkowymi ofiarami nieokiełznanej natury albo tymi, którzy w przypływie słabości i bezradności targnęli się tutaj na własne życie. Wielu też nad Białą Przemszą ciężko pracowało. W niektórych miejscach pozostały wyraźne ślady ludzkiej działalności; prawdopodobne resztki czegoś w rodzaju portu, w formie przybrzeżnych wzmocnień, do którego cumowały niegdyś łodzie. W końcu na wysokości Długoszyna intensywnie rozwijało się górnictwo kruszcowe, po którym pozostały resztki starej sztolni, od której budowy niebawem minie pięćset lat.

Biała Przemsza- na zdjęciu Elżbieta Nieużyła (ze zbiorów prywatnych)
Przystań nad Białą Przemszą w okresie międzywojennym (ze zbiorów prywatnych)

Kiedyś rzeka ta nie była żadną granicą i stan taki utrzymywał się naprawdę długo. Niewątpliwie żywiła ona autochtonów, poiła ich i dawała im pracę. Obecny podział wydaje się być raczej więc dość sztuczny, po drugiej stronie generując niezrozumiałą pustkę, przez co owa druga strona do dziś wydaje mi się obca i niedostępna. Nie ma tu nawet żadnej wygodnej przełazki, dzięki której można by przejść bezpiecznie  i zobaczyć miejsce, w którym znajdował się kiedyś niewielki garnizon wojsk carskich lub zapomniana niegdyś osada, która na drugim brzegu rzeki istniała pod nazwą Paszeka. Pamiętam z dzieciństwa jak spoglądałem niejednokrotnie na drugi brzeg, który wydawał mi się obcy i opuszczony, będąc swego rodzaju ziemią niczyją. A jeszcze całkiem niedawno – bo parę dekad temu kapali się tutaj ludzie, bawiły się tutaj dzieci, brodzono na delikatnych płyciznach, choć tych było niewiele, a  woda była czysta. Czysta i wierna, konsekwentna, nieustępliwa. Paradoksalnie korzenie autora „Wiernej rzeki” zahaczają także o to miejsce, ponieważ w pobliżu urodził się jego dziadek.

W nurtach Białej Przemszy- lata 70-te XX wieku (ze zbiorów prywatnych)

A co do czystości to i dzisiaj nie jest najgorzej, woda jest przejrzysta, żyją w niej ryby i bobry, choć wody jest zdecydowanie mniej. Natomiast brzegi są zarośnięte drzewami i gąszczem krzaków, co świadczy o odludnieniu brzegu. Zrobiło się tutaj jakoś pusto choć sam rejon Skałki, Zatwardzia i Drabidzionki to dość popularne miejsce dla spacerowiczów i rowerzystów. Dziś w szumie wody zanika wszak rzeczywistość tego, co było kiedyś, zanika przeszłość, a teraźniejszość  niknie nam w odmętach wijącej się wody nieubłagalnie. Zostaje jedynie szum; szum wody i lasu, szelest spadających liści i zawodzącego wiatru. A pośród tego wszystkiego my, a więc ci, którzy stad pochodzą, którzy moczyli w tej rzece swoje stopy, którzy pływali tu na łodziach, galarach, tratwach i dętkach od kół, dla których to wszystko było częścią składową pracy, a czasem także zabawy i odpoczynku. Gdzie oni są? Czy są gdziekolwiek, ci żywi i ci umarli? Nie mam pojęcia. Jedyną rzeczą, której jestem pewien to fakt, że tak jak nieustającym jest szum owej dzikiej, żyjącej swym własnym życiem rzeki, tak nieustającą powinna być pamięć; zarówno o miejscach takich jak te, jak i o ludziach, którzy je współtworzyli, wypełniając elastyczną tkankę, którą dziś nazywamy historią.

Jarosław Sawiak

- REKLAMA -


Zewnętrzne linki