
Tę historię można „wygooglować”, bo moja rozmówczyni opisała ją kiedyś na portalu traktującym o zjawiskach paranormalnych i pojawiła się ona jakiś czas temu w Internecie. Tak się składa, że znam osobiście bohaterkę owych wydarzeń i miałam okazję usłyszeć o nich z samego źródła.
Wanda światem nadprzyrodzonym interesowała się od zawsze i często opowiadała w towarzystwie o rozmaitych, nie dających się racjonalnie wyjaśnić przygodach. Słuchano jej chętnie, ale niekoniecznie wierzono, bo Wanda była ogólnie znana ze swojej bujnej fantazji. Jako nastolatka nieraz próbowała z grupą rówieśników wywoływać duchy, ale bez skutku, co zazwyczaj przeradzało się w wygłupy i wzajemne straszenie. Nic więc dziwnego, że jej „mediumiczne zdolności” traktowane były z przymrożeniem oka. Potem jej jakby przeszło, wydoroślała, skończyła szkołę średnią, podjęła pierwszą pracę i siłą rzeczy zaczęła mocniej stąpać po ziemi. A to, o czym chcę dziś napisać, opowiedziała mi jako mocno dojrzała kobieta. Już nie tak chętnie dzieliła się swoimi pozaziemskimi przeżyciami, rozumiejąc w końcu chyba, że budzi to raczej w słuchaczach politowanie niż podziw. Ale wystarczyło tylko o nich wspomnieć a otwierała się na nowo.
- A słyszałaś o tym, jak zabito twoją sąsiadkę? – spytała, gdy sama stworzyłam tę okazję pytając o jej zainteresowania z młodości.
Oczywiście, że słyszałam, to było jakieś czterdzieści lat temu i bardzo mocno wstrząsnęło lokalną społecznością. Zwłoki pani T. znaleziono w lesie, nie było śladów gwałtu, nic też jej nie zginęło, choć morderca mógłby się dość znacznie obłowić, bo miała przy sobie „bogate” zakupy, gotówkę i trochę złotej biżuterii na sobie. Na jej ciele odkryto wiele ran kłutych, nigdy nie znaleziono narzędzia, ani też sprawcy.
- A co? – spytałam z lekką ironią. – Wyjawiła pani sprawcę?
Wanda nieco straciła entuzjazm widząc moje podejście do sprawy, ale nie powstrzymało jej to od opowiedzenia mi wydarzeń, które miały miejsce w kilka dni po zabójstwie pani T. Akurat wróciła z pracy, zmęczona i głodna, ale gdy przekroczyła próg swojego pokoju poczuła nieodpartą chęć, wręcz przymus sięgnięcia po dawno zapomnianą, własnoręcznie zrobioną tabliczkę Ouija, którą wciąż jeszcze trzymała za szafą. Szybko rozłożyła ją na ławie i umieściła na niej talerzyk ze strzałką, który, jak relacjonuje, najpierw zrobił się ciepły, a potem zaczął krążyć po planszy ledwie dotykany przez nią opuszkami palców. Strzałka wskazywała kolejne litery, które ułożył się w zdanie… „Bardzo źle jest być zabitym”.
Wanda skojarzyła swojego „rozmówcę” z zamordowaną panią T., a po zadaniu kilku pytań, była już pewna. Oczywiście spytała, kto jej to zrobił., ale wówczas talerzyk jakby dostawał szału, kilka razy wymknął się jej spod palców i wylądował na podłodze, a jedyną odpowiedzią jaką uzyskała było „zły człowiek”.
Wanda była tak rozemocjonowana swoją opowieścią i tak bardzo przejęta, że trudno było jej nie wierzyć. Pobladła, drżały jej dłonie, jakby to wszystko wydarzyło się wczoraj. Robiła krótkie pauzy dla nabrania tchu, a po którejś z kolei, wymowniejszej i dłuższej zrobiło się naprawdę dziwnie. Okazało się, że „pani T” przyszła do Wandy w określonym celu, wyczuwając w niej zdolności dające szansę na porozumienie ze światem w którym obecnie przebywała. Zażądała… spotkania z konkretną osobą, podając jej imię i nazwisko. Wanda miałaby przyprowadzić tę osobę do swojego domu i w jej obecności urządzić seans.
- I co? – spytałam, ponaglając bo Wanda znów zrobiła pauzę. – Przyprowadziła pani tę osobę?
- No co ty – powiedziała ponuro. – Jak to sobie wyobrażasz? Że idę do kogoś, kogo ledwie znam i mówię, że duch ma do niego sprawę?
Faktycznie, nie byłam w stanie sobie czegoś takiego wyobrazić. Zresztą, jestem niemal pewna, że gdyby Wanda nawet spróbowała to zrobić, nic by z tego nie wyszło, bo – i tu spróbowałam postawić się w sytuacji owej osoby - najpewniej zatrząsnęłabym jej drzwi przed nosem.
- Czyli nic pani z tym nie zrobiła, tak? – upewniłam się.
- Tego nie. Ani niczego innego…
Spotkania z panią T. miały miejsce jeszcze kilka razy, za każdym razem nalegała na spełnienie swojej prośby, ale w międzyczasie udało się Wandzie wyciągnąć z niej miejsce ukrycia narzędzia zbrodni. To była studzienka na łąkach przy lesie. Nie studnia, bo Wanda się upewniała, ale studzienka. Całą najbliższą niedzielę poświęciła więc na poszukiwanie owej studzienki, i… znalazła. A właściwie okrągłą, metalową pokrywę z czterema otworami na obrzeżach, więc jeśli ktoś chciałby wrzucić do niej na przykład nóż, nie musiałby jej nawet podnosić. Mówiąc „niczego innego” Wanda miała na myśli, że nie zasugerowała niczego policji, a właściwie milicji. I temu też się nie dziwię, bo nie były to czasy gdy organy ścigania dawały wiarę sygnałom z zaświatów. Być może dziś inaczej by do tego podeszły, ale Wanda uważa, że jest już za późno. Tym bardziej, że pani T. dawno dala już za wygraną.
Grażka
Lubię słuchać ludzi, a ludzie lubią opowiadać mi swoje historie. Jeśli zdarzyło ci się coś, czym chcesz się podzielić, skontaktuj się z nami, a my opiszemy i opublikujemy twoją historię. Mail: [email protected]
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie