
Jola kilka dni temu skończyła czterdzieści lat. Jest sama, nie z wyboru, tak się po złożyło, była zamężna dwa razy, ale nie wyszło. Oni nie byli źli, normalni faceci, z zaletami i wadami - mówi - ale ich największą winą było to, że nie byli nim, Piotrkiem.
Jola poznała Piotra w wieku dwudziestu lat. Poznała tak naprawdę, bo widywała go już wcześniej i to dość regularnie, był kumplem jej brata, ale poza krótkim „cześć” i jakimś niewiele znaczącym zdaniem nigdy niczego więcej do niej nie powiedział. Podobał się jej, nie miała jednak odwagi by samej zainicjować bliższy kontakt, może dlatego, że on zupełnie nie sprawiał wrażenia zainteresowanego jej osobą. Piotr przyjeżdżał motorem, czasem przywoził gitarę i Jola otwierała wówczas na oścież okno swojego pokoju, by posłuchać jak śpiewa.
Po maturze wyjechała do Wrocławia na studia i zamieszkała na stancji. Gospodyni była niechlujna, hałaśliwa i wścibska, ale czynsz był niewysoki, więc przemykała co dzień z samozaparciem przez zajmowany przez nią parter do swojego pokoiku na górze, omijając porozwalane wszędzie przedmioty i znosząc nieciekawe zapachy.
Gdy była na drugim roku dostała zaproszenie na ślub przyjaciółki z Jaworzna. Nie miała wówczas pary, więc przyszła panna młoda zastanawiała się, z kim by ją tu „zeswatać”. I wówczas Jolę olśniło: przecież jej narzeczony znał się z Piotrem! Rzecz nie była jednak taka prosta, ot, chodzili razem w podstawówce do jednej klasy i nic więcej ich nie łączyło. Ale Piotr był fotografem-amatorem i zaproszono go w końcu pod pretekstem robienia zdjęć, oraz, niejako „przy okazji” dla służenia ramieniem samotnej dróżce.
Na weselu sprawy potoczyły się szybko i konkretnie, Jola nie była już wstydliwą i zakompleksioną dziewczyną, więc przejęła inicjatywę. Tam odkryła, że Piotr nie był ani wyniosły, ani zarozumiały jak wcześniej sądziła, był po prostu… nieśmiały. Tam się również dowiedziała, że wielokrotnie miał ochotę do niej zagadać, zaprosić gdzieś, ale był pewny, że dostanie kosza. I teraz nie bardzo dowierzał że jest nim zainteresowana, ona, przyszła farmaceutka mieszkająca na co dzień w „wielkim mieście” i on, stąd, tylko po zawodówce…
Jola oczywiście od dawna wiedziała jakie Piotr ma wykształcenie i nie miało to dla niej żadnego znaczenia. Po weselu i poprawinach była już zakochana po uszy, a po kilku dniach Piotr zjawił się u niej z plikiem zdjęć do przejrzenia, które były raczej pretekstem niż celem jego wizyty. Trwały wakacje, Jola miała całe dwa miesiące do powrotu na studia, więc ta miłość mogła się rozwijać i rozkwitać bez przeszkód. Dużo czasu spędzali na łonie natury, bo Piotrek kochał przyrodę. Mówił, że woli spędzać czas wśród drzew niż wśród ludzi.
W październiku Jola wróciła do Wrocławia i w tym roku każdy weekend spędzała w Jaworznie, nie mogąc doczekać się piątku. Ale Piotrek był jakiś inny, milkliwy, smutny. Źle znosił te tygodniowe rozstania, wyobrażał sobie, że ona ma tam lepsze towarzystwo niż on, że dobrze się bawi, poznaje nowych ludzi, nowych chłopaków, na bardziej odpowiednim dla niej poziomie. Z czasem te wytęsknione weekendy mijały Joli wyłącznie na przekonywaniu Piotrka, że tylko on się dla niej liczy i że świata poza nim nie widzi, a gdy odprowadzał ją na dworzec, było już całkiem normalnie, mówił, że jej ufa, że kocha, i że to się nigdy nie zmieni.
Pod koniec roku akademickiego Jola była już tak zmęczona napadami zazdrości Piotrka, upokarzającymi przysięgami o swojej wierności, listami o jego koszmarach, w których zdradza go na prawo i lewo – że postanowiła zakończyć ten związek. Nadal kochała go bardzo, ale to zaczęło mocno odbijać się na jej zdrowiu i skończyło się regularnymi wizytami u psychologa. Powiedziała mu o swojej decyzji osobiście przy najbliższym spotkaniu i odniosła wrażenie, że przyjął to spokojnie, a nawet ze zrozumieniem.
Pod koniec czerwca dostała wiadomość, że Piotrek zginął w wypadku motocyklowym. Jeszcze dziś, mówiąc mi o tym Jola płacze tak bardzo, że trudno zrozumieć jej słowa.
- Na jego pogrzebie wyłam – mówi. – Po prostu wyłam. Ludzie patrzyli tylko na mnie, ale w nosie to miałam, a gdy przy zasypywaniu grobu rozległy się klaksony motorów jego kolegów, zemdlałam.
Ale to jeszcze nie koniec tej historii, swój epilog miała ona po powrocie Joli na stancję. Jeszcze nie zdążyła rozpakować walizki, gdy w jej pokoju zjawiła się gospodyni z kopertą w dłoni.
- List przyszedł do ciebie – powiedziała.
Jola już na pierwszy rzut oka rozpoznała pismo Piotrka, potem rzuciła okiem na datę na stemplu.
- Kiedy… przyszedł? – spytała, czując że robi się jej słabo.
- No… przed wakacjami jakoś. On tak tam ładnie pisał, że chciałam sobie go przepisać nawet i pomyślałam że nic się nie stanie jak ci dam później, ale mi jakoś potem umknęło.
Koperta rzeczywiście była otwarta, a list w opłakanym stanie, poplamiony i zmięty. Piotrek pisał, że rozumie, że sam sobie nie radzi z sobą, więc co dopiero ja… Ale że żyć beze mnie nie umie i zrobi wszystko, żeby się zmienić, jeśli tylko dam mu szansę. A jak się nie uda i znów odejdę, nie będzie się więcej narzucał.
Grażka
Lubię słuchać ludzi, a ludzie lubią opowiadać mi swoje historie. Jeśli zdarzyło ci się coś, czym chcesz się podzielić, skontaktuj się z nami, a my opiszemy i opublikujemy twoją historię. Mail: [email protected]
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Jakoś tak się urywa ten artykuł bez sensu, bez refleksji i reakcji na zatrzymany przez wścibską gospodynię listu
Historia urwana w połowie, i co dalej? Bez sensu takie artykuły :/
Grażyna dejże spokój. Idź lepiej obiad ugotować.