Obraz kobiety mającej dziecko w chuście najczęściej kojarzy się nam z krajami Afryki i Ameryki Południowej. Przed rozmową z Karoliną Pyrzanowską, jaworznianką, która pokazuje rodzicom, jak uwolnić ręce nosząc dziecko w chuście, przypominam sobie o pewnej fotografii. Nie tylko nasze praprababki nosiły dzieci w chustach. Mamy na to dowody.
Jakiś czas temu przeglądałam archiwalne zdjęcia, udostępnione przez Muzeum Etnograficzne w Krakowie. Natknęłam się na fotografię wykonaną w 1928 roku w miejscowości Sól w okolicach Żywca. Przed drewnianą chatą jest prymitywna kołyska w postaci zawieszonej na drewnianej konstrukcji płachty, a w niej około roczne niemowlę. Autorem zdjęcia jest Leopold Węgrzynowicz.
Próbowałam znaleźć więcej podobnych. W zbiorach MEK natrafiłam jeszcze na zdjęcie z 1924 roku, zrobione w Gruszowcu, wsi w powiecie limanowskim. Przedstawia pasterza Dudzika z żoną i dwójką dzieci. Mężczyzna trzyma na rękach, w przerzuconej przez ramię chuście naramiennej małego chłopca – synka. Nie znamy autora tej fotografii. Trzecią wykonano w Poroninie, prawdopodobnie pod koniec XIX wieku. Przed kościołem stoją dwie kobiety z dziećmi. Jedna z nich trzyma niemowlę w owiniętej wokół siebie chuście – autorem tego zdjęcia jest prawdopodobnie Eliasz Radzikowski.
Informacją o tym, że archiwalne zdjęcia z MEK w Krakowie pokazują, że także nasi przodkowie pomagali sobie w pełnieniu codziennych obowiązków, nosząc dzieci w chustach, dzielę się z Karoliną Pyrzanowską na początku naszej rozmowy.
– Czyli to nie jest tak, że chusta w Polsce jest czymś wcześniej nieznanym. Ten sposób noszenia dzieci wykorzystywali nasi przodkowie – stwierdzam.
– Zgadza się. Noszenie w ten sposób dzieci znane jest już od wieków. Może nam się wydawać dziwne, inne, bo jednak częściej maluchy jeżdżą w wózkach. Myślę, że noszenie dzieci w chustach powróciło do Europy kilkadziesiąt lat temu. Faktem jest, że czerpiemy inspiracje od naszych przodków i z innych kontynentów. W Afryce czy w Ameryce Południowej noszenie jest normalne i tak naprawdę nosi się maluchy od urodzenia – mówi Karolina

Sama zaczęła nosić pierworodnego w chuście około 10 lat temu. Chodząc na zajęcia w ramach szkoły rodzenia w Mysłowicach, spotkała doradczynię noszenia. Już wtedy stwierdziła, że to może być fajne i będzie chciała spróbować.
– Powiedziałam sobie, że zaczekam, aż urodzi się syn i zobaczymy, czy będzie taka potrzeba – wyznaje. Mówi, że jest zwolenniczką nienoszenia, jeżeli nie trzeba, na zasadzie oszczędzania swojego kręgosłupa.
– Oczywiście chusta zbiera z nas ciężar i to jest zupełnie co innego niż noszenie na rękach, ale może być też tak, że jednak przy dłuższym noszeniu, gdzieś ten ból w kręgosłupie poczujemy – podkreśla.
Kiedy urodził się ich pierwszy syn, okazało się, że był „dzieckiem wózkowym” i tak wybierali się na spacery. Jednak patrząc z perspektywy 10 lat stwierdza, że mogła od razu częściej próbować wkładać go do chusty.
– Dlaczego? – dopytuję.
– Potrzebował być też na rękach albo przy piersi. Nieraz czas w domu był trudny, bo nie jesteśmy w stanie zrobić wszystkiego jedną ręką, a do tego dochodzi jeszcze poprawne trzymanie dziecka. Ręce mdleją po 15-30 minutach, nawet jeżeli fizjoterapeuci pokażą nam, jak poprawnie nosić – wyjaśnia.
Między trzecim a czwartym miesiącem, gdy pierwszy syn stał się bardziej mobilny i chciał więcej widzieć, zaczęli go nosić w chuście i to zmieniło ich spacery.
– Przede wszystkim skończyło się znoszenie wózka z piętra. Wiązałam chustę i wybieraliśmy się na spacer w czasie jego drzemki. Niekiedy spał dwie godziny, więc spokojnie mogłam chodzić czy też usiąść na ławce – wspomina Karolina. Czy przechodnie patrzyli na nią ze zdziwieniem? Tak. Było i zdziwienie, i zaskoczenie. Nieraz były uśmiechy „o, coś nowego, coś fajnego, mama ma blisko dziecko”, ale też spojrzenia pytające „gdzie ten wózek?”, „czy to dziecko się tam męczy”.
– Syn spał w chuście i w żaden sposób się nie męczył. Chustonoszenie w Jaworznie raczkowało. Widziałam mamy, które też tak nosiły swoje pociechy. Spotykałyśmy się na tak zwanych wielokawkach, gdzie mogłyśmy porozmawiać, wymienić doświadczenie czy też dopracować wiązania. Powoli stawało się to popularniejsze – mówi.

To chyba jedno z podstawowych pytań, jakie zadają sobie obecni lub przyszli rodzice. Karolina podkreśla, że noszenie w chuście jest przede wszystkim dobre i dla rodziców, bo mają wolne ręce, i dla dziecka, ponieważ jest to pozycja fizjologiczna, kuczna, którą dziecko miało w brzuchu.
– Jak sobie kucniemy, to kolana mamy trochę wyżej niż pupa, plecy zaokrąglone i jesteśmy w lekkim rozkroku. I właśnie taką pozycję dziecko przyjmuje w chuście – pokazuje. No tak, nie wspomniałam, że w trakcie naszej rozmowy w chuście drzemie Tadzio, jej sześciomiesięczny syn.
Karolina podaje przykłady na to, że noszenie jest zdrowe. Mają mówić o tym ortopedzi, którzy zamiast szerokiego pieluchowania, mówią o noszeniu w chuście, bo stawy biodrowe ustawiają się w odpowiedniej pozycji. I jest dla każdego. Na co jednak warto zwrócić uwagę? Jeśli ktoś ma problemy z kręgosłupem, trzeba dopasować wiązanie, które nie będzie tych problemów pogłębiać.
Dzieci najczęściej lubią być blisko i lubią być noszone. – Przy problemach ze wzmożonym napięciem czy innych fizjoterapeutycznych, może być to trudniejsze. Trzeba spróbować zawiązać; zobaczyć, jak dziecko się układa w chuście, czy nam to odpowiada. Myślę, że nie ma sensu kupować jej wcześniej w ciąży, tylko po prostu jak już maluch będzie i będziemy widzieli, że jest taka potrzeba noszenia – zwraca na to uwagę.
Chusty mają różne długości; są elastyczne i tkane. – Elastyczne są łatwiejsze w zawiązaniu, bo dużo wiążemy na sobie, dopiero potem wkładamy malucha. Natomiast jest jeden minus: one są mniej więcej do 10 kg, a w praktyce, gdy maluch waży 7 kg, to zaczyna się już problem i dziecko nam ciąży, sprężynuje – wyjaśnia.
Drugi rodzaj to chusty tkane. Te można używać także od urodzenia, ale są na tyle uniwersalne, że zawiążemy w nich także starszaka. Dopasowujemy długość chusty do gabarytu noszącego.
– Ja na przykład noszę zazwyczaj rozmiar S i większość wiązań zawiążę z chusty S, czyli o długości 4,2 m, ale są też chusty 4,6 m, 5,2 m i prawie 6 m. Nieraz jest tak, że jeżeli mama jest drobniejsza, tata jest większy, no to trzeba to jakoś wypośrodkować, aby chustę dopasować do jednego i drugiego z rodziców – tłumaczy Karolina.

Tadzio się budzi. Potrzebuje chwili na uspokojenie się. Karolina przewiązuje chustę i teraz synek spogląda zza jej głowy. Rozmawiamy dalej o tym, że dziecko jest przez trzy trymestry w brzuchu mamy, ale mówi się, że czwarty trymestr to trzy miesiące po narodzinach, gdy niemowlak wymaga dużo czułości, bliskości, noszenia. Tadzio jest wcześniakiem, więc potrzebuje tego jeszcze więcej.
– Położne mówiły, że leżał spokojnie w inkubatorze, jednak po przyjeździe do domu okazało się, że jest nieodkładalnym dzieckiem – mówi Karolina i wspomina czas jego narodzin, gdy dowiedziała się, że może odwiedzać syna tylko przez godzinę dziennie, po porodzie został na oddziale dla wcześniaków. Musieli umawiać się na konkretną godzinę. Docierały do niej informacje, że nie jest to czasowe obostrzenie, a pozostałość z czasów początku epidemii covida.
– Razem z mężem porozmawialiśmy z ordynatorką oddziału. Naszą prośbę, aby wszyscy rodzice mogli spędzać więcej czasu ze swoimi wcześniakami, przesłaliśmy także na piśmie do dyrekcji szpitala. Zostało poparte przez „Koalicję dla wcześniaka”, później przez MatkoweLove. Od razu wsparła nas Rzeczniczka Praw Dziecka, a później Rzecznik Praw Pacjenta. Włączyła się w to też krajowa konsultant w dziedzinie neonatologii. Po tygodniu oddział został otwarty dla rodziców wcześniaków. Można było przychodzić o dowolnej porze między godz. 9 a 18. Udało się to zmienić – mówi z radością w oczach. Tadzio przytula się do jej pleców i możemy dokończyć ostatnią część rozmowy.
Podkreśla, że to pytanie też czasami pada podczas konsultacji. Zawsze pokazuje, że ma podwójne zabezpieczenia w chuście i nie ma szans, żeby wypadło.
– Najwięcej obaw mają rodzice przy pierwszym dziecku. Dopytują jak zawiązać chustę, jak trzymać malucha, jak mocno dociągnąć materiał, żeby dziecko miało dobrą pozycję. Zawsze tłumaczę, że to kwestia wprawy. Tak jak zmiana ubranka czy pieluchy – jak to robimy kilka, kilkanaście razy dziennie, to już się staje normą i nie jest w tym nic trudnego. Tak samo jest z chustą – im więcej ćwiczymy, tym jest po prostu łatwiej – wyjaśnia.
Część rodziców zniechęca też płacz dziecka podczas wkładania go do chusty, poprawiania materiału, wiązania i dociągania go, aby dziecko miało stabilną pozycję. Najtrudniej jest wtedy, gdy dziecko jest przeciągnięte, czyli np. przez zmieniony rytm dnia idzie na drzemkę o innej porze, niż zwykle.
– Wtedy może mocniej płakać, ale po chwili od ułożenia w chuście, pomasowania po plecach lub po głowie, wycisza się i zasypia – tłumaczy.
Potwierdziło się to na początku naszego spotkania, gdy Karolina pokazywała, jak wiąże chustę i wkłada do niej synka. Płakał, bo był śpiący i po chwili masowania, zdrzemnął się.

Noszenie dzieci w chustach nie jest już tylko domeną mam. Karolina widzi to po obecności ojców na konsultacjach, gdzie faktycznie próbują sami wiązać chustę i układać w niej dziecko.
– To jest super. Zawsze się śmieję, że jak tata wychodzi z chustą na miasto, to zbiera wszystkie uśmiechy, bo faktycznie tak jest. Bardzo się cieszę, że idzie to w tę stronę, że tatusiowie też coraz częściej uczestniczą w rodzicielstwie na maksa, ile tylko mogą – mówi.
– Planujesz jaworznicką wersję wielokawek? Do tej pory najczęściej odbywały się w Katowicach? – pytam.
– Widzę taką potrzebę spotkań w Jaworznie, bo coraz częściej jeżdżę na konsultacje na miejscu. Może na wiosnę, albo troszkę wcześniej, odbędzie się takie spotkanie – planuje wstępnie Karolina, a Tadzio daje znać, że kończy drzemkę.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.