– Nie jest tak, że przyjmujemy tylko tych, którzy są wspaniali, dobrzy i świecą przykładem. Nasza codzienna praca skupia się również na tym, żeby tych młodych ludzi wychowywać i przekonywać do tego, że te wartości są ważne i warto się nimi kierować w życiu – o harcerstwie mówi harcmistrzyni Kinga Jędrzejek, od 10 lat komendantka hufca ZHP w Jaworznie. W 2026 roku będą obchodzić stulecie działalności w naszym mieście.
Kinga Jędrzejek: Jeśli chodzi o podstawowe założenia wychowawcze, to myślę, że pozostały niezmienne. Trudnym okresem był czas pandemii, który był wyjątkowym wyzwaniem dla harcerstwa. Nasza działalność opiera się przecież na bezpośrednim kontakcie, spotkaniach i pracy z grupą. W sytuacji, gdy zostaliśmy od siebie odcięci, trzeba było szukać zupełnie nowych sposobów działania. Natomiast jeśli chodzi o liczebność, to dziś hufiec liczy niemal czterystu członków i obserwujemy stały wzrost zainteresowania.
Myślę, że duże znaczenie miała reaktywacja po wielu latach środowiska wodnego. W harcerstwie mówimy o tzw. zielonym harcerstwie, czyli tym tradycyjnym – w mundurach takich jak mój – ale funkcjonują również specjalności. U nas bardzo dynamicznie rozwinęła się specjalność wodna. Drużyna wodna, która na początku mojego urzędowania w ogóle nie istniała, dziś liczy prawie stu członków. To ogromny sukces tej dekady i mocne wsparcie dla całej pracy wychowawczej w mieście.
Czasem dzieci przechodziły do niej z tradycyjnych drużyn, czasem trafiały dzięki naborom. Duża część działała już wcześniej w klubach wodnych na Sosinie. Gdy pojawiła się propozycja połączenia wychowania harcerskiego z żeglarstwem i zajęciami wodnymi, rodzice chętnie na to odpowiedzieli i zapisywali dzieci.
Naszą misją jest wychowanie młodego człowieka i wdrażanie go do pracy z samym sobą, stawiania sobie wyzwań, wzrastania w oparciu o wartości. Patriotyzm, przyjaźń, pokój, wolność – to jedne z najważniejszych. Myślę, że właśnie z nich wynika naturalna potrzeba angażowania się w inicjatywy na rzecz innych: społeczności lokalnej, osób potrzebujących czy pamięci o bohaterach, których poznają na zbiórkach, biwakach.
Struktura ZHP wynika ze statutu. Podstawową jednostką jest drużyna. W drużynach pracujemy w małych grupach – to fundament naszej metodyki – dlatego działają tam zastępy, a w gromadach zuchowych odpowiednikiem są szóstki. W takich małych zespołach dzieci uczą się współpracy, a naturalnie wyłaniają się pierwsi liderzy. Drużyny łączą się w szczepy, potem jest hufiec. Szczepy są bardzo ważne, bo pozwalają utrzymać ciąg wychowawczy. Sześciolatek trafia do gromady zuchowej, składa obietnicę zuchową, dostaje znaczek. Później przechodzi do drużyny harcerskiej, składając przyrzeczenie i otrzymując krzyż harcerski. Potem jest etap drużyn starszoharcerskich – to wiek dojrzewania. Nie wszystkie środowiska mają taką drużynę, dlatego czasem powstają drużyny wielopoziomowe. Później mamy wędrowników; to młodzi dorośli, często studenci. Oni podejmują inne wyzwania i tu pojawia się ta duża świadomość. Wyjdź w świat, pomyśl, pomóż, czyli działaj. To taka dewiza, która wędrownikom przyświeca. To jest bardzo trudny wiek, bo w naszym hufcu jakby organizacyjnie jest trudność utrzymania ludzi w wieku wędrowniczym.
Tak, dokładnie. Jeśli w tym wieku wędrowniczym ktoś nie przejawi predyspozycji liderskich, nie staje się drużynowym czy przybocznym i nie szuka sobie swojego miejsca, wychowując młodszych i prowadząc te środowiska harcerskie, to trudno ich utrzymać w działaniu. Mamy trzy drużyny wędrownicze. Uważam, że działają dosyć prężnie i to właśnie ci młodzi ludzie często inicjują działania związane z wyzwaniem, z poszukiwaniem jakiegoś pola służby, często niełatwego. To może być pomoc na przykład we Wspólnocie Betlejem, w innych stowarzyszeniach, zaangażowanie w pracę w innych organizacjach pozarządowych. Często też podejmują inicjatywy własnych aktywności związanych z wyborem innej specjalności, na przykład biegowej, turystycznej, spadochroniarskiej, bo tu już pojawiają się takie umiejętności i możliwości zdobywania uprawnień państwowych w tym wieku.
Chciałabym, by było żywym zobowiązaniem. W momencie składania przyrzeczenia jest to dla młodego człowieka bardzo ważne wydarzenie. Mówi się: „raz harcerzem to na zawsze”. Wielu instruktorów i seniorów podkreśla, że słowa przyrzeczenia towarzyszą im przez całe życie. Ono mówi o tym, że mamy szczerą wolę pełnić całym życiem służbę Bogu i Polsce albo tylko Polsce.
Tak. I być posłusznym prawu harcerskiemu. Powiem szczerze, że spotykając po latach ludzi, którzy kiedyś byli związani ze ścieżką harcerską, to oni ciągle mówią, że to przyrzeczenie i zobowiązanie do życia zgodnego z tymi wartościami, ciągle pracuje i jest dla nich niezwykle ważne w życiu.
Wywodzi się ze zawołania rycerskiego, z przekazywania służby. Natomiast to jest tak naprawdę pozdrowienie, które mówi o tym, że mamy być uważni i że mamy być wrażliwi na drugiego człowieka, mamy też czuwać na straży pewnych wartości.
Uczą się wielu rzeczy: odpowiedzialności, dyscypliny, pracy w grupie, autoprezentacji, rozwijania talentów. Już zuchy uczą się przez zabawę, grę i służbę. Oczywiście mamy elementy survivalu: ognisko, schronienie w lesie, rozkładanie namiotu, budowa obozu, radzenie sobie w terenie, ale równie ważny jest rozwój tych wcześniej wymienionych umiejętności. Wiele osób gra na gitarach, śpiewa, występuje, co bardzo jednoczy grupę i pozwala na prezentację talentów.
Mogę powiedzieć z podwórka służbowego jako dyrektor szkoły, że harcerze częściej angażują się w działalność społeczną. Widzę ich na spotkaniach samorządu uczniowskiego, czyli ta działalność społeczna w organizacji pomaga też im podejmować się wyzwań właśnie w działalności społecznej na terenie szkół. Może dzięki harcerstwu są odważniejsi, pewniejsi siebie, chętniej podejmują inicjatywy.
Tak, trzeba. Nie jest tak, że wstępując do organizacji, młody człowiek od razu mówi: „To ja już będę uczciwy, prawdomówny i będę świecił przykładem dla innych”. Bycie w organizacji to ciągła praca nad sobą. Nie jest tak, że przyjmujemy tylko tych, którzy są wspaniali, dobrzy i świecą przykładem, tylko nasza codzienna praca skupia się również na tym, żeby tych młodych ludzi wychowywać i przekonywać do tego, że te wartości są ważne i warto się w nimi w życiu kierować.
Tak. Obozy podsumowują pracę całoroczną. To pierwsza okazja, by zmierzyć się samemu ze sobą. Często w warunkach, których nie zna na co dzień: funkcjonować w lesie, bez prądu, na małej przestrzeni, w zastępie. Trzeba pilnować porządku, pełnić warty, dyżury w kuchni, rozpalić piecu, zagotować wodę, aby cały obóz się wykąpał. To nauka odpowiedzialności, ale też często dla młodych jest ogromnym wyzwaniem, bo oni na co dzień wszystko mają i nie muszą dbać o to, żeby było napalone w piecu, żeby posiłek na czas został wydany na obozowej stołówce. Obozy pokazują, ile młody człowiek osiągnął przez rok.
Nie umiem powiedzieć, które są mi najbliższe. Staram się kierować wszystkimi. Jest tam miłość do przyrody, szacunek do starszych, podporządkowanie rozkazom, braterstwo, troska o drugiego człowieka. Jest jeszcze punkt, który zawsze budził kontrowersję, bo kiedyś mówił o tym, że harcerz nie pije, nie pali, jest czysty w myśli, w mowie i w uczynkach. Teraz ten punkt prawa jest troszkę zmieniony i brzmi tak, że harcerz nie ulega nałogom, co odpowiada współczesnym realiom – bo uzależnień jest więcej niż kiedyś. To zobowiązanie do pracy nad sobą zarówno dzieci, jak i dorosłych instruktorów.
Bywa różnie. Często rodzice, którzy sami kiedyś byli harcerzami, chcą tego samego dla swoich dzieci. Kontaktują się przez media społecznościowe i pytają o możliwość zapisów. Organizujemy też akcje naborowe w szkołach. Za zgodą dyrekcji kadra prezentuje swoją działalność i zaprasza na pierwszą zbiórkę. Na początku roku zainteresowanie jest duże. Część zostaje na lata, część odchodzi – to naturalny proces. Najpiękniejsza jest droga „od zucha do instruktora”. Widzę dziś instruktorów, którzy byli moimi zuchami i to jest wielka satysfakcja.
Zaczęłam w Szkole Podstawowej nr 5. Moja wychowawczyni, pani Leokadia Brzezińska, prowadziła gromadę zuchową, a koledzy tak ją zachwalali, że pojechałam na kolonię zuchową po pierwszej klasie no i wsiąkłam. Byłam zuchem, potem harcerką, zastępową, drużynową. W komendzie hufca dostrzegł mnie druh Artur Zięba i powierzył funkcję zastępcy ds. programowych. Potem zostałam komendantką. Gdy szłam na rozmowę, to uświadomiłam sobie, że mija 10 lat na tym stanowisku i jest to kawał czasu i kawał życia w harcerstwie. Chyba nie umiem bez tego żyć.
Największym wyzwaniem jest poszukiwanie kadry wychowawczej, która chciałaby prowadzić gromady zuchowe, drużyny harcerskie i utrzymanie tych młodych ludzi na funkcji. Młodzi ludzie boją się odpowiedzialności. Oni chętnie się bawią, chętnie uczestniczą, chętnie się przyjaźnią.
Boją się porażki, odpowiedzialności, kontaktu z dorosłymi, z rodzicami, trudnych sytuacji wychowawczych. Na zbiórki przychodzą różne dzieciaki, a młody człowiek, 18-letni, a czasem też 16-letni podejmuje się prowadzenia grupy dzieciaków. Po pierwsze musi ich zainteresować tym, co ma do zaoferowania, przedstawić im system wartości, ale też często mierzy się z takimi wyzwaniami trudnymi, wychowawczymi, nie mając tak naprawdę wykształcenia pedagogicznego. Dlatego często młodzi ludzie po prostu się poddają i rezygnują. Chyba największym wyzwaniem dzisiejszych czasów jest mniejsze poczucie odpowiedzialności za powierzoną sobie grupę. Kiedyś było tak, że jak drużynowy zaczął pełnić funkcję, to on nie wyobrażał sobie, że bez wychowania swojego następcy zostawi tę drużynę.
Tak. Teraz młodzi ludzie nie czekają, nie mają już takiej mocy, żeby wychować swojego następcę, który po nich przejmie drużynę, więc krótko pełnią funkcję. To jest też to, o czym powiedziałyśmy wcześniej, że oni uciekają na studia, wyjeżdżają. Uważam, że kiedyś po prostu to poczucie odpowiedzialności było większe i my tak szybko nie rezygnowaliśmy z tego, czego się podjęliśmy, a im to idzie łatwiej. Często jest tak, że gdy młody instruktor odchodzi, to dawni, doświadczeni wracają, by utrzymać drużynę do czasu pojawienia się nowego lidera. Liczebność wzrasta, ale mamy mniej jednostek, bo brakuje kadry, nie dzieci.
Ma na nie wpływ środowisko, dzielnica. Trudniej prowadzi się drużynę czy gromadę w blokowisku, gdzie dzieciaki trudno zainteresować samym harcerstwem, bo oferta zajęć na rynku jest bardzo bogata. Rodzice zapisują dzieciaki na różne zajęcia pozalekcyjne, więc nam jest trudno być atrakcyjnym wobec konkurencji na rynku.
Nie wiem, czy łatwo przekonać rodziców, bo mam wrażenie, że oni we współczesnym świecie dbają o to, żeby ich dziecko było najlepsze i żeby miało takie umiejętności osobiste. A harcerstwo jest organizacją, która jednak wychowuje do społeczeństwa.
Uważam, że te społeczne i takie relacyjne. Dzieci ze sobą się porównują, chcą być najlepsze, a tu jest kwestia pracy w grupie, praca z grupą i wspieranie się nawzajem, takie empatyczne, a nie na zasadzie wyścigu, kto jest lepszy. Myślę sobie, że każdy z nas kiedyś dochodzi do takiego momentu, że umiejętności indywidualne schodzą na drugi plan, a jednak umiejętności społeczne są ważniejsze we współczesnym świecie.
Gromady działają m.in. w SP 7, SP 15, SP 6, SP 19. W centrum działa gromada, która jest w drużynie wodnej. W sezonie są na Sosinie, a poza nim działają w SP 13. Brakuje środowisk w Jeleniu i Szczakowej, gdzie kiedyś były prężne drużyny, ale z powodu braku kadry musieliśmy je zlikwidować, ale dzieci mogły przejść do innych, które nadal działają.
Właściwie wszystkie. System sprawności i stopni pozwala odkrywać talenty, a potem świadomie je rozwijać. Ale najważniejsze są umiejętności społeczne: współpraca, odpowiedzialność, przywództwo. Pracodawcy często mówią, że harcerze świetnie odnajdują się w zespołach – są rzetelni, kreatywni, obowiązkowi, potrafią współpracować z zespołem.
Chciałabym, żeby spotykając się z ludźmi na mieście nie słyszeć, że harcerzy nie widać. Pracujemy mocno nad tym, żeby wychodzić do mieszkańców z wydarzeniami, które wypromują naszą działalność, ale wciąż spotykam się z takimi głosami, że harcerzy nie widać. Widać nas podczas uroczystości państwowych, gdzie pełnimy warty honorowe, gdzie rozdajemy mieszkańcom kotyliony i flagi, stoimy przy pomniku. Jednym z kluczowych wydarzeń jest przekazanie betlejemskiego światełka pokoju i ono od lat promuje nas jako harcerzy. W tym roku reaktywujemy bieg mikołajkowy, który wcześniej organizowało stowarzyszenie Team. Natomiast nie widać mrówczej, cotygodniowej pracy na zbiórkach. Chciałabym, żeby harcerze byli bardziej widoczni w naszym mieście.
Tak. Uroczystości rozpoczną się w marcu, bo wtedy wydano rozkaz dokumentujący powstanie hufca. Mam takie marzenie, aby pojawił się chomik harcerz. Dla drużyn przygotowaliśmy propozycję programową „100 lat to za mało” – łączącą pokolenia i zachęcającą do realizacji 101 inicjatyw: 101 wycieczek, biwaków, sprawności, stopni czy spotkań z seniorami i instruktorami z dawnych lat.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie