
Bardzo poruszającą historię opowiedział mi pan, który prosił, żebym nie podawała w swoim tekście prawdziwych imion, no więc nazwijmy go Jackiem, jego dzieci Grzesiem i Kasią, a jego niedoszłą, drugą małżonkę Ewą. Dziś pan Jacek dobiega siedemdziesiątki, jak sam mówi – dolega mu już to i owo, ale najbardziej dolega mu dusza…
Gdy owdowiał, był już wieku emerytalnym, ale że pracował w kopalni, miał zaledwie czterdzieści parę lat. Nie zamierzał jeszcze odchodzić z pracy, a gdy został z dwójką małoletnich dzieci, ta decyzja przyszła o wiele szybciej niż się spodziewał. Grześ był w liceum, Kasia kończyła podstawówkę, ale dzieci to dzieci, ktoś musiał zająć się nimi i domem. Żona należała do tych kobiet, co to wszystko robią same, nie pracowała zawodowo i wyglądało na to, że się w roli matki, żony i gosposi bardzo dobrze spełnia. Świetnie gotowała, piekła pyszne ciasta, dom był zawsze posprzątany na błysk, pranie zrobione i poprasowane, ogród zadbany i pełna spiżarka przetworów na każdą zimę z tego ogrodu. Toteż jak zmarła, pan Jacek był w tej „prozie życia” jak dzieciątko we mgle, ale się starał, zawziął się tak, że po pewnym czasie niemal dorównał w gospodarowaniu zmarłej żonie. Dzieciom, oprócz matki oczywiście, niczego nie brakowało. Były zadbane i najedzone, a że emeryturę ojciec miał niemałą, wystarczało na wszystko, przede wszystkim na potrzeby dzieci, bo żeby jakoś im to półsieroctwo zrekompensować, nie żałował im na nic. Sam potrzeby miał niewielkie, ale i z tych, które miał, jak było trzeba rezygnował dla nich.
Grześ skończył liceum i poszedł na studia, na informatykę, bo taka w tamtych czasach była moda, Kasia bardzo dobrze zdała maturę i również zaczęła się zastanawiać nad kierunkiem studiów. Chłopak chciał początkowo iść na zaoczne i jednocześnie podjąć pracę, żeby dołożyć się do domowego budżetu, ale pan Jacek słyszeć nawet o tym nie chciał.
– No bo co to za studiowanie i robota? I jedno, i drugie na pół gwizdka, a ja chciałem, żeby się porządnie wyuczył – zwierzał mi się. – No i Kasię też na tych studiach utrzymałem. Z zawodu jestem elektrykiem i jako elektryk pracowałem na kopalni, to dorabiałem jako elektryk po ludziach, tu naprawiłem pralkę, tam jakąś instalację, a to prąd doprowadziłem komuś do garażu, a że jestem fachowcem solidnym, fuch było nawet więcej, niż mogłem przerobić. I wszystko przez to, pani Grażyno – westchnął.
Nie poganiałam, bo pewnie zbliżał się do sedna swojej opowieści i potrzebował wziąć głębszy oddech.
– Bo raz kiedyś znajomy mnie poprosił, żebym zerknął na elektrykę w mieszkaniu jego siostry. Doszło do jakiegoś zwarcia i cały prąd szlag trafił, ale na tyle poważnie, że on sam nie dał rady pomóc. Fakt, spaliły się przewody w ścianie i całe szczęście, że nie doszło do pożaru, ale ogarnąłem problem, choć nie starczyło na to jednego dnia. I drugiego też nie, bo Ewa, siostra kolegi była taka miła i urocza, że większość tego czasu żeśmy przegadali. Też była wdową, to nas do siebie zbliżyło. Aż mi głupio było wziąć pieniądze i choć Ewa się upierała, nie wziąłem, no więc zaprosiła mnie na niedzielny obiad. Potem ja ją do na kawę i lody, a to znów był jakiś wspólny spacer i ani się obejrzałem, jakeśmy się w sobie zakochali. No więc mówię do niej kiedyś: bez sensu tak z sobą chodzić i chodzić, jakbyśmy mieli po dwadzieścia lat, ja mam dzieci dorosłe, ty też żadnych zobowiązań, pobierzmy się.
Czułem się pani Grażyno, jak nastolatek. Ona była jeszcze całkiem piękną kobietą, przy tym miła taka, delikatna… I jak to się mówi… te motyle w brzuchu całkiem młode się okazały. Ale gdy powiedziałem o swoich planach dzieciom, taka się awantura zrobiła, jakiej bym się nigdy nie spodziewał. Przewodził syn, a córka mu wtórowała. Najpierw było że uwłaczam pamięci ich matki, potem, że „ta moja” tylko na kasę i willę z ogrodem leci, bo sama w kawalerce w blokach mieszka, że „takie jak ona” mają wielkie potrzeby i wielkie fanaberie i że niech nie myślę, że tu jakieś zauroczenie mną wchodzi w grę, bo czym ja mogę jako mężczyzna w swoim wieku kobiecie zaimponować? Tylko majątkiem.
Nawet Ewy nie znali, nigdy jej nie widzieli na oczy, a już ją odsądzili od czci i wiary. Postanowiłem tę burzę przeczekać, dać dzieciom czas i powiedziałem Ewie, że się trochę pośpieszyłem, żebyśmy zaczekali z tym ślubem rok, dwa, aż mi się dzieci całkiem usamodzielnią. Ona chyba czuła, że coś jest nie tak, pytała od czasu do czasu, co jest, a ja robiłem dobrą minę do zlej gry. Powinienem postawić na swoim, zawalczyć o nas, ale tego nie zrobiłem i pewnego razu Ewa gdzieś od kogoś dowiedziała się, w czym problem i tak się to skończyło. Powiedziała, żebym przekazał dzieciom, że żadna naciągaczka się za ich ojca nie wyda i żerowała na nim nie będzie, a skoro ja nie umiem poukładać swoich spraw z dziećmi i z nią, to ona to zrobi za mnie i zejdzie nam wszystkim z drogi.
– Ale to chyba było dość dawni temu? – upewniłam się, bo emocje, z jakimi pan Jacek to opowiadał wyglądały na całkiem świeże.
– Tak, to było dawno temu, ale są takie chwile, że wszystko wraca. Na przykład święta, które od kilku lat spędzam sam. Tak na co dzień jeszcze ujdzie, kupiłem ule i pszczoły, one mi dużo czasu zajmują, mam trzy koty, co się do mnie przybłąkały, coś też jeszcze pomajsterkuję, a dzieci? Syn po studiach nie mógł zaleźć porządnej pracy, łapał się tu i tam, aż w końcu wyjechał za granicę, żeby coś zarobić i rozkręcić własny interes, ale za jakiś czas ściągnął tam swoją dziewczynę i został na stałe, a potem dojechała do nich Kasia, też niby na chwilę, tylko wie pani, życie tam i życie tu, nie ma porównania…
– Ale odwiedzają pana, tak? Pomagają jakoś?
– Mnie pomagać nie trzeba – odpowiedział pan Jacek na drugą cześć mojego pytania, a ja nie miałam ani sumienia, ani odwagi, by jeszcze raz powtórzyć tę pierwszą.
A potem powiedział coś bardzo, bardzo mądrego:
– Tak to jest, proszę pani… Życie ma się tylko jedno i nic się nie wróci, los nie da drugiej szansy, dlatego każdą decyzję trzeba bardzo dobrze przemyśleć. Ludzie wokół ciebie się zmieniają, przyjaciele, znajomi, a nawet własne dzieci odchodzą i jedyną osobą, z którą jesteś zawsze, od urodzenia aż do śmierci – jesteś ty sam. I tylko ty sam możesz o siebie zadbać, bo nikt inny tego nie zrobi, choćbyś nie wiem ile dla kogoś poświęcił.
Grażka
Lubię słuchać ludzi, a ludzie lubią opowiadać mi swoje historie. Jeśli zdarzyło ci się coś, czym chcesz się podzielić, skontaktuj się z nami, a my opiszemy i opublikujemy twoją historię. Mail: [email protected]
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie