Po dwóch latach pracy mieszkańców oraz wolontariuszy ze Wspólnoty Betlejem w Jaworznie, wszystkie betonowe ławki na skwerze św. Teresy na Dąbrowie Narodowej, są już obłożone mozaiką.
W połowie lutego minie 30 lat od momentu pomysłu zagospodarowania zniszczonego budynku szkoły podstawowej w Jaworznie na dom dla osób ubogich, bezdomnych, które chcą wyjść z uzależnienia. Od początku jednym z założeń, o których często wspomina ksiądz Mirosław Tosza, pomysłodawca tego miejsca, było to, aby w jego remoncie i w pracy w nim uczestniczyli ubodzy, bezdomni; aby go współtworzyli.

Nie miał być też gettem, ale miejscem otwartym dla potrzebujących, miejscem spotkań z mieszkańcami Jaworzna i tymi, którzy chcą nieść pomoc. Podstawowa zasada jest prosta – chcesz tu być, to nie pij, nie bierz używek, skorzystaj z terapii, pracuj. Przez te lata przeszło przez niego już ponad tysiąc osób. Jedni wytrwali, znaleźli pracę, założyli rodzinę, ale byli też tacy, którzy wracają do nałogów, wybierają ulicę, choć czasami próbują drugiej szansy. We wspólnocie jest też kilku stałych mieszkańców, którzy wyszli na prostą.
„Bezdomny, ale nie bezczynny”
Dlatego też część kosztów utrzymania jest pokrywana z pracy własnej tych, którzy w nim mieszkają. To między innymi rękodzieło. Wykonują ikony na starych, nikomu już niepotrzebnych deskach, które opalają, czyszczą i przygotowują do nałożenia wizerunku świętych. Niektóre z nich powstawały na belkach ze spalonej katedry w Sosnowcu. To także praca w pracowni ceramicznej Tabga, prowadzenie warsztatów i sprzedaż rękodzieła ceramicznego, przedmiotów z drewna. Poza tym sprzątają, remontują, naprawiają.
Cięcie, malowanie, szkliwienie, wypalanie, klejenie
Gmina Jaworzno 10 lat temu rozpoczęła projekt siedmiu rynków na terenie miasta. Jego celem było „zagospodarowanie zdegradowanych przestrzeni miejskich”. Właśnie w pracy nad jednym z takich miejsc w dzielnicy Dąbrowa Narodowa współpracowały osoby ze Wspólnoty Betlejem, zarówno mieszkańcy jak i wolontariusze.
Z jednej strony ławek mamy opowiedzianą w symbolach historię św. Teresy. Do jej przedstawienia wykorzystano stare cegły z kościoła na Dąbrowie Narodowej. Po drugiej ich stronie są mozaiki inspirowane obrazami Hundertwassera. Wszystkie jej fragmenty to pocięte kawałki dachówki, która kiedyś była na jednym z budynków. Została pocięta, pomalowana, szkliwiona, wypalana w piecu i naklejona.
Całość zaprojektowała Anna Wyjadłowska ze Wspólnoty Betlejem, która też czuwała nad betlejemitami pracującymi przy jej klejeniu.

- Twórczością Hundertwassera inspirujemy się od wielu lat. Każda z tych ławek nawiązuje do jednego z jego obrazów – wyjaśnia ks. Mirosław. - Oczywiście niezbędne było przeniesienie tego z języka obrazu na język mozaiki. Tym zajmowała się Ania Wyjadłowska, szefowa naszej pracowni. Podkreślam to, bo wykonała bardzo wielką pracę, żeby to wszystko zaprojektować. Samo ułożenie, przygotowanie materiału, pocięcie, wypalenie w piecach ceramicznych, to też jest wielka praca. Natomiast ważne jest też zaprojektowanie całości, czuwanie m.in. nad formą i kolorystyką - dodaje.
Betlejemskie DNA
Już niejednokrotnie udowodnili, że powtórne użycie rzeczy, które dla innych wydają się już niepotrzebne, może dać wyjątkowy efekt.

- Lubimy wykorzystywać materiały recyklingowe do twórczości. Coś, co już ma za sobą jakieś życie i często leży gdzieś na składzie, i niespecjalnie są oczekiwania w stosunku do tego materiału, nagle dostaje nowe życie – mówi ksiądz Mirosław Tosza, duszpasterz i założyciel Wspólnoty Betlejem z Jaworzna.
- To trochę jak z tymi osobami, które trafiają do wspólnoty – szukam w tym jakiegoś podobieństwa.
- Tak. Ta praca jest taką przypowieścią też o tym, że nawet jeśli życie jest trochę połamane, jak te pokruszone kafelki, porozbijane, to jeżeli to odpowiednio skomponujemy, to nie tylko wykorzystujemy ten materiał, ale nadajemy mu nową jakość, nowe piękno. Często powtarzam taki nasz betlejemski dialog. Jeden z naszych mieszkańców mówił: „No szkoda, że zmarnowałem tyle lat życia. Ono już nigdy nie będzie takie jak kiedyś”. Na to odpowiadałem: „Masz rację. Już nigdy nie będzie takie jak kiedyś, ale jest duża szansa, że będzie lepsze niż kiedyś” – wyjaśnia ksiądz Mirek. Opowiada, że to tak samo jak z tymi wykorzystanymi dachówkami, które pełniły funkcję użytkową, potem zostały zdjęte i odłożone na bok. Teraz eksponują się o wiele piękniej niż wtedy, kiedy były na dachu. Pełnią funkcję artystyczną, więc dostały nowe życie.
Każdy może być twórcą
Czy dla ludzi doświadczonych przez życie, nałogi, to była tylko praca, czy może coś więcej? Według księdza, który jest ich duszpasterzem, praca daje bardzo konkretną satysfakcję z tego, że można być twórcą.

- Mamy tak po Bogu, który jest twórcą, że nas cieszy tworzenie. Pan Bóg jak stwarzał świat, to po każdym dniu stworzenia z takim zadowoleniem patrzył i mówił, że widać, że to jest dobre. My też się tym cieszymy. Tym bardziej, jeżeli autorami są ludzie, którzy są po przejściach, którzy mają ze sobą jakąś serię strat. Stracili dom, niekiedy rodzinę, zdrowie, pieniądze, pracę. Mają zachwiane poczucie własnej wartości, więc dla nich tworzenie pięknych rzeczy, które nie tylko mają sens, ale też się podobają innym, na pewno pomaga w odbudowywaniu własnej wartości. Są zdolni do tworzenia pięknych dzieł - wyjaśnia.
Wiele godzin trudu
To był październik lub listopad, gdy skwerem wśród jeszcze nie wszystkich wykończonych ławek spacerowała rodzina z kilkuletnim dzieckiem. Dopytywało, kto to wszystko kleił. Rodzice wyjaśnili, że to ubodzy, bezdomni, którzy mieszkają we wspólnocie, w tym domu po drugiej stronie. Dziecko popatrzyło i odpowiedziało: „Bezdomni, a tak ładnie to zrobili. Zdolni są”.
Ksiądz Mirek przyznaje, że dla nich to było zawsze miłe, gdy podczas pracy nad tworzeniem mozaik ktoś przechodził i mówił, że to coś wyjątkowego. – Ktoś mi kiedyś powiedział, że to wygląda jak u Gaudiego. Odpowiedziałem: „To proszę podejść do panów, którzy to robią i im to powiedzieć, że to wygląda jak u Gaudiego w Barcelonie”. To dla nas wielki komplement – dodaje ksiądz.

Każda z ławek jest inną opowieścią, ale są ze sobą spójne kompozycyjnie. - Naprawdę nas to kosztowało wiele godzin trudu, żeby to wszystko połączyć. Na każdej z ławek chcemy zamieścić małą tabliczkę informacyjną, kod QR, aby można było wejść na stronę i przeczytać coś więcej na temat twórczości Hundertwassera, o obrazie, którymi się inspirowaliśmy, czy też dowiedzieć się czegoś z historii św. Teresy. Być może obejrzeć jakiś krótki film i posłuchać krótkiego słuchowiska związanego z poszczególnymi ławkami. Chcemy, żeby ludzie, którzy będą przychodzić na ten skwer i spędzać tutaj czas, a to będzie blisko też naszej kawiarni „Nie prosta historia”, żeby mogli się jeszcze czegoś dowiedzieć – wyjaśnia ksiądz Tosza.
Dom „NieProsta Historia” i drugie Betlejem we włoskim Greccio
Historie każdego, który zapuka do drzwi Wspólnoty Betlejem są różne, trudne. Wokół wspólnoty wyrosła pewna społeczność i grupa wolontariuszy, która pomaga. Co niedzielę o godz. 12:30 jest msza dla ubogich, bezdomnych, samotnych, a po niej obiad dla nich. W jego przygotowanie włączają się nie tylko mieszkańcy, ale także przyjaciele i wolontariusze wspólnoty. Można przyjść i pomóc w kuchni, przynieść sałatkę, czy też upieczone ciasto. Mocno angażują się w wydarzenia w ramach Tygodnia Ubogich.
Wspólnota potrzebuje także finansowego wsparcia, aby ukończyć to co rozpoczęła z myślą o ubogich i tych, którzy chcieliby skorzystaćz rekolekcji, warsztatów. Ze skweru widać drugi budynek, który wykańczają. We wnętrzach też korzystali z powystawowych płytek lub resztek, które komuś zbywały. Dom „NieProsta Historia” też nawiązuje do prac austriackiego artysty.

Czy ten rok był wyjątkowym dla wspólnoty? Ksiądz Mirosław mówi, że tak, bo oprócz takiego codziennego rytmu betlejemskiego, żyli dość mocno nowym domem we włoskim Greccio, który kupili pod koniec lipca, ale do końca lipca 2026 roku muszą jeszcze zapłacić drugą ratę w wysokości 312 tysięcy euro.
- Jest on w pięknym miejscu, gdzie św. Franciszek organizował słynną pasterkę 800 lat temu. To miejsce nazwane jest drugim Betlejem, więc jakoś się z nim związaliśmy. To było dla nas duże zaskoczenie, bo nie planowaliśmy ani zakupu domu we Włoszech, ani robienia tam filii, więc mam cały czas taką nadzieję, że to św. Franciszek nas do tego pociągnął, więc nam też w tym pomoże. Więc to jest wielkie wyzwanie i logistyczne, i finansowe dla nas - wyjaśnia. Chcą, aby ten dom był filią jaworznickiego Betlejem, miejsce formacji i rozwoju duchowego ludzi ubogich, przestrzenią gościnności, do której bezie można przyjechać. Planują w nim organizację rekoleckji. Do "Belvedere" można też przyjechać samemu, z rodziną lub przyjaciółki, by spędzić w nim kilka dni i zwiedzić okolicę. Z Greccio, zarówno do Rzymu jak i Asyżu, jest 90 kilometrów.
Prawie tysiąc dzieci i młodzieży na warsztatach
Aby temu podołać, ciężko pracowali w tym roku. – Policzyliśmy, że w warsztatach ceramicznych i zajęciach z tworzenia ikon wzięło udział około tysiąca dzieci. Mamy też przygotowany warsztat perła i muszla. Cieszymy się, że ten dom żyje, jest gościnny i chcą go odwiedzać ludzie. Mieliśmy też takie przykre, jak to w rodzinie momenty, że zmarło dwóch naszych mieszkańców; Sebastian i Piotr. Byliśmy bardzo ze sobą związani. Bardzo nam ich brakuje, bo to byli ludzie, którzy wnosili takiego dobrego ducha do domu. Byli bardzo pracowici, zaangażowani, koleżeńscy - mówi.
Już niedługo 30-lecie wspólnoty

Choć ksiądz stwierdza, że każdemu potrzebny jest już odpoczynek i chwila, aby nic nie musieć, bo sporo końcem roku było pracy, to po kolędowaniu w Trzech Króli usiądą do ułożenia planu jubileuszu wspólnoty.
- Szczerze mówiąc, nie chcę wierzyć, że tak szybko upłynął ten czas od 14 lutego 1996 roku, kiedy stanąłem właśnie przed tą szkołą, w której mieszkamy. Przyszedłem wtedy w południe przyjrzeć się tej ruinie, która tutaj była i to był moment, kiedy razem z przyjaciółmi podjęliśmy decyzję, że spróbujemy ten dom wyremontować i stworzyć dla niego taką siedzibę dla osób ubogich, dla wspólnoty. I to było już 30 lat temu – wspomina ksiądz Mirek. Wcześniejsze jubileusze świętowali w różny sposób, bo były pielgrzymki, wyjazdy rowerowe, więc co teraz?
- Jak się człowiek starzeje, to czasem się gnuśnieje i już szuka bardziej stacjonarnych form. Żartowaliśmy, że sprowadzimy wielką karuzelę na skwer, żeby się bujać na niej. Mamy kilka pomysłów na świętowanie jubileuszu, ale potrzebujemy czasu, aby wszystko poukładać – podsumowuje mówiąc o planach.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie