
– Tym razem list do Szanownej Pani - oznajmił i po odebraniu potwierdzenia odbioru, niemal natychmiast obrócił się na pięcie i bez jednego słowa ruszył w kierunku furtki. Stryjenka ponownie, tak jak ostatnio, także bez słowa, zatrzasnęła drzwi i poczłapała w kierunku kuchni, rozdeptując niemiłosiernie swe umęczone kapcie. – Oto i list- szepnęła pod nosem, widząc na błękitnej nieco kopercie napis „canada” i czerwony liść. Rozcięła więc kopertę nożykiem do obierania ziemniaków, pytając samą siebie w duchu, co też tym razem jej siostra ma jej do powiedzenia i jak tym razem zarekomenduje swą osobliwą paczkę, czy raczej jej zawartość. Na dużej, twardawej kartce nie było wszak pisma Ludwiki, jedynie maszynowy tekst w dwóch językach, a wokół jakieś pieczęcie, pieczątki, odciski i podpisy. Nad tekstem widniał rzucający się w oczy, pogrubiony nieco nagłówek „Bureau de notaire de Gatineau- Quebec”. Pośpiesznie więc rzuciła Wilhelmina swym przymglonym nieco wzrokiem na zwięzły tekst, informujący o tym, że Luwdica Krayovsky- Brouniac, zmarła w dniu 28. Kwietnia 1986 roku, zgodnie z ostatnią wolą, poleciła przesłać swe skremowane prochy do „starego kraju”, by złożyć je w rodzinnym grobowcu na cmentarzu parafialnym przy kościele św. Jakuba we wsi Bardowice, powiat Korczany, za co czyni odpowiedzialną swą jedyną siostrę, Wilhelminę Krajowską, w której ręce powierza wykonanie jej ostatnie woli. Ciocia otarła pot ze swego pomarszczonego czoła, przełknęła dwa razy ślinę, usiadła blada na niskim zydlu i bezmyślnie spojrzała w uszeregowane na parapecie słoiczki. Po chwili poszła do przedpokoju, zamknęła na klucz drzwi wejściowe i upewniając się skrzętnie, czy aby dom jest pusty, przesypała resztę tajemniczej jak dotąd zawartości, równie tajemniczego naczynia, do owych słoiczków; do każdego po odrobinie, po troszku, na czubku małej deserowej łyżeczki. Dopiero w chwili gdy naczynie było zupełnie puste, nalała doń wody, okręciła nim kilka razy i całą zawartością tegoż, podlała pączkujące w ogrodzie przed domem róże. Następnie ścięła kilka tych, które zaczynały się z wolna rozwijać i włożyła je do owego naczynia, które odtąd było naszym domowym wazonem. W ciągu następnych kilku dni w całym niemal domu kwiatami pachniało tak pięknie i mocno, jakby ogród przeniósł się z zewnątrz do wewnątrz. A ciocia? Nasza kochana Wilhelmina tajemnicę ową zabrała do grobu, tego samego, w którym miała złożyć doczesne prochy swej utraconej siostry. I pewnie zostało by tak już na zawsze, gdyby nie fakt, że kiedy sprzedawaliśmy stary rodzinny dom, to wewnątrz równie starego zegara ściennego z kukułką, znaleźliśmy pożółkłe stronice z dobrze nadal widocznym nagłówkiem, mówiącym o tym, że pochodzą one nie skąd inąd, jak tylko z „…Bureau de notaire de Gatineau- Quebec”.
Jarosław Sawiak
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie