Marzenia prowadzą nas przez życie. Dzięki nim stawiamy czoło przeciwnościom losu i dążymy do wybranych celów. Zdobywanie najwyższych szczytów Korony Ziemi, z których można spojrzeć na otaczający świat z góry, to pasja Sebastiana Pyci.
W tym roku Sebastian wyruszył na szczyt Ameryki Południowej - Aconcague. Wcześniej zdobył Mont Blanc i Kilimandżaro. Wyprawa na Aconcague stała się jego przygodą życia, z której wspomnień nie można zapomnieć.
Na wyprawę wyruszyliśmy 10-osobową grupą. Ze względu na różne terminy zamawiania biletów lotniczych, wszyscy mieliśmy spotkać się dopiero w Chile. Ja, wraz z 4 kolegami wyleciałem z Warszawy do Madrytu, w trakcie lotu jedna z pasażerek zaczęła rodzić. W Madrycie przesiadłem się do samolotu lecącego do Santiago. Od początku towarzyszyły nam przygody, kolega zgubił paszport i szukaliśmy go ponad godzinę na lotnisku. Kontrola na lotnisku w Santiago sprawiła nam również dużą niespodziankę. Pies celników wywąchał skórki od banana, które kolega miał w plecaku. Celnicy powiedzieli nam, że istnieje zakaz wwożenia owoców do Chile i należy nam się za to kara, oczywiście pieniężna. Po dwóch godzinach rozmowy, spisania 3-stronnicowego protokołu i tłumaczenia, na szczęście nas wypuścili. (...)-pełna relacja w gazecie "Co tydzień"
Wyruszamy w góry O poranku zrobiliśmy zakupy w supermarkecie Carrefour, prawie takim samym jak w Polsce i ruszyliśmy do Puente del Inca, miejscowości leżącej tuż przed wejściem do parku. Przespaliśmy się w szopie i nazajutrz załatwiliśmy pozwolenia na wejście do parku. Otrzymaliśmy worki na śmieci i na odchody. Przy wyjściu trzeba rozliczyć się z tych worków, bo za każdy nie oddany worek przewidziana jest kara w wysokości 100$.
(...)-pełna relacja w gazecie "Co tydzień"
Pierwszy śnieg Po wyjściu z drugiej bazy wyprawa nabrała wysokogórskiego charakteru. Podzieliliśmy się na dwie podgrupy. Wszyscy wyszliśmy na wysokość 5000 m.n.p.m. Ja i jeszcze trzy osoby czuliśmy się dobrze i postanowiliśmy nocować na tej wysokości. Reszta grupy zostawiła część ekwipunku i zeszła na nocleg do wcześniejszej bazy. Kolejny obóz zdobyliśmy po 6 godzinach marszu, doszliśmy tam w 4 osoby. Czekaliśmy na jeszcze jednego kolegę, który niósł drugi namiot. Niestety z braku sił nie dołączył do nas. Przez to mieliśmy tylko jeden namiot 2-osobowy w którym musieliśmy spać w 4 osoby. Było ciasno, ale za to o kilka stopni cieplej. W nocy wiał bardzo silny wiatr.
(...)-pełna relacja w gazecie "Co tydzień"
Atakowanie szczytu Po dotarciu do ostatniego obozu, tuż przed szczytem na wysokości 6000 m.n.p.m., pogoda zaczęła się pogarszać. Prognozy mówiły, że w ciągu następnych dwóch dni może być tylko gorzej. Zdecydowaliśmy się od razu atakować szczyt. Przygotowaliśmy się do ostatniego noclegu, aby wyruszyć z samego rana. Przez 5 godzin topiliśmy śnieg, aby mieć wodę do picia, w końcu położyliśmy się spać. Spaliśmy 6 godzin, ale emocje, chłód i silny wiatr uniemożliwiał normalny sen. Pobudkę zaplanowaliśmy na 5 rano. Pierwsze 4 godziny marszu odbywały się w ciemnościach. Mieliśmy tylko lampki na głowach. Na wysokości 6200 m.n.p.m. zaczął wiać bardzo silny wiatr i po raz pierwszy zaczęliśmy się zastanawiać nad przerwaniem wyprawy. Na szczęście po godzinnym przeczekaniu, wiatr osłabł i ruszyliśmy dalej. Podzieliliśmy się na 2 zespoły, Grzesiek i Łukasz poszli pierwsi, a ja z Agnieszką za nimi. Przed nami pozostał ostatni, najtrudniejszy odcinek, trawers pod Aconcaguą. Jest to 2-godzinny marsz po lodowcu na stromym zboczu. Szliśmy wąską ścieżką, na której w pewnych miejscach trudno było zmieścić stopę. Tuż przed końcem trawersu, około 60 m, zdarzył się wypadek. (...)-pełna relacja w gazecie "Co tydzień"
Sebastian Pycia
UWAGA: Archiwum dyskusji na forum znajdziesz tutaj.
Aplikacja jaw.pl
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Obserwuj nas na Google News
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!