
Rowerowa wyprawa pana Janusza, o której rozmawiamy, była może trzecią lub czwartą tak długą wyprawą. Inne trwały 25 dni, 30 dni a ta trwała 42 dni – można powiedzieć więc, że była najdłuższa. Tamte inne to podróże do Rumunii, Włoch, Węgier, Słowenii i po Polsce.
Ta najdłuższa wyprawa liczyła 4820 km, rozpoczęła się 8 czerwca, zakończyła się 17 lipca. Pan Janusz wsiadł na rower w domu w Byczynie i pojechał w siną dal… - Jestem zwolennikiem ruszania z domu na rowerze i powracania też na rowerze – mówi pan Janusz. - Niestety nie zawsze tak jest, ale zależy to od czasu. Wprawdzie pan Janusz jest już emerytem, ale ma obowiązki domowe.
Była to wyprawa po Europie. - Jechałem do środkowej Europy – relacjonuje wyprawę – kierunek Czechy, północna Austria, później zawitałem do dolnej Bawarii, aż na trójstyk Szwajcarii, Niemiec i Austrii, nad Jezioro Bodeńskie. Stamtąd pojechałem na Strasburg i obrałem kierunek na zachód – na Wielki Wschód Francji aż do Paryża, następnie do Dunkierki. Po czym obrałem kierunek na Belgię, Antwerpię. Stamtąd śladem gen. Maczka do Bredy i śladem gen. Sosabowskiego do Arnhem w Holandii. Następnie pojechałem na Bredę, Berlin, stamtąd z powrotem do Polski.
Kocimi łbami pan Janusz nie jeździ. - Całą zimę spędzam na wytyczaniu sobie tras – objaśnia. - Większość - ok. 80 % - to trasy rowerowe. Do planowania tras korzystam ze specjalnych aplikacji jak Naviki albo Mapy.cz, które do tego są przeznaczone, jest wiele innych ale ja korzystam z tych.
Niestety czasami trzeba przejechać przez duże miasta, jakieś laski, różnie to bywa. Ustala co chce zobaczyć. Tym razem chciał zobaczyć cmentarz w Bredzie, udało się nawet wejść do muzeum, które tego dnia było zamknięte. Tego dnia polska szkoła w Bredzie obchodziła 25-lecie, był więc tam jej dyrektor, była też pani Krystyna z mężem, której bliski leży na tym cmentarzu. Wpuszczono nas więc do tego muzeum.
Wytyczając trasę pan Janusz myślał, żeby dojechać jak najdalej na północ, do Kanału La Manche, Morza Północnego i dalej na Dunkierkę, gdzie podczas II wojny światowej był największy odwrót wojsk alianckich. Szacuje się, że w tym odwrocie brało udział ok. 300 tys. żołnierzy.
- Jak gdzieś jadę, to się do tego przygotowuję. Chcę coś wiedzieć o tych miejscach – mówi pan Janusz. Musimy dodać, że pan Janusz nie posługuje się językami obcymi, ale podczas podróży nie stanowi to wielkiego problemu. Korzysta z internetowego translatora. Kłopoty czasem pojawiają się, gdy idzie o sprawy techniczne, np. w Bawarii, która ma swój dialekt. Pomógł syn pana Janusza, który przez telefon po angielsku całą sprawę wyjaśnił. - Zastanawiam się nad kupnem komunikatora – mówi pan Janusz – ale to wszystko tworzy koszty. W ubiegłym roku na 3000 km wyprawę wydałem ok. 1000 euro.
To, jak mówi, była to niskobudżetowa wyprawa. Wyposażenie piętnastoletniego roweru pana Janusza jest podstawowe – kuchenka, namiot, materac. To typowy rower szosowo-turystyczny. Waży w zależności od wyprawy od 45 do 50 kg. Ma tylko sakwy tylne. Pan Janusz nie bierze rzeczy niepotrzebnych, dobrze obmyśla co zabrać.
Raczej śpi pan Jan na dziko – lasach, pod mostami, nikt go nie przepędzał. Jedynie w Szwajcarii był lekki problem ze spaniem na dziko. - Dają do zrozumienia, żeby jechać na pole namiotowe – mówi pan Janusz. - Staram się rozbijać namiot ok. godz. 19, 20, przy rzekach, lasach, gdzie chodzi mniej ludzi, jak oczy nie widzą, to można sobie spać.
- Jak jadę na wyprawy zagraniczne, to zawsze biorę flagę polską – mówi pan Janusz. - Napotykani ludzi są bardzo mili i fajnie reagują Tylko raz w Polsce zdarzył mi się mały nieprzyjemny incydent. Wrażenie zrobił na panu Januszu Paryż, ale jak dodał mieszkać by tam nie chciał. - Jak jadę na rowerze to wjeżdżam do miejsc, gdzie na ogół turyści nie wchodzą, to dalsze dzielnice – opowiada – do których nawet nie przyjeżdża policja. Na szczęście nic złego się panu Januszowi nie przytrafiło.
- Wszystko było piękne, ludzie byli wspaniali – relacjonuje dalej wyprawę - choć czasem przychodzą myśli, że może coś się złego przydarzyć, ale nic takiego się nie wydarzyło. Był mały incydent – zepsuł mi się rower w Bawarii – ale pomogła mi Niemka, na szczęście było 200 m do sklepu, gdzie kupiłem nową część.
- Mam całą Polskę zjeżdżoną wzdłuż i wszerz, w tym Green Velo, ale nie mam Polski zrobionej naraz, to jest ok. 3500 km. Mam to więc w planach na przyszły rok – mówi pan Janusz. - Z domu pojadę na południowy wschód, następnie na północ, pod Wiżajny. Część szlaku Green Velo biegnie wzdłuż muru, który wytyczono na granicy Polski z Białorusią. Muszę więc zadzwonić do straży granicznej i zapytać, czy można tym odcinkiem jechać,.
Pytamy czy pan Janusz lubi jeździć sobie bez przygotowania. - Bez przygotowanie raczej nie – odparł – jak mam określone punkty, chcę zobaczyć to i to. Np. zaplanowałem zobaczyć trzy stolice i się powiodło: był Amsterdam, Paryż i Berlin. Lubię te wyprawy, muszę mieć pewną odskocznię od codzienności, mnie to relaksuje. Jeżdżę na rowerze codziennie, ile mam czasu, to tyle jadę. (eb)
Pozdrawiam wszystkich rowerzystów, z którymi kręcę po okolicy i nieraz spotkanych na trasach – Janusz Staszewski
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie