Reklama

Jaworznianki: Zofia Kołodziejczyk na zdjęciu z Wiktorią Kołodziejczyk

AWAP
28/06/2015 11:11

Rodowita budapesztanka, w jaworznickiej Byczynie mieszka od kilkudziesięciu lat.


Skoro jestem „znana” z tego, że jestem Węgierką – rozpoczyna pani Zofia – to może najlepiej będzie, jeśli o tym opowiem parę słów.

Wszyscy wiedzą: „Polak, Węgier dwa bratanki” Bardziej wtajemniczeni w historii wiedzą, że to braterstwo już trwa 1000 lat, od początku państwowości i przyjęcia chrześcijaństwa i w Polsce, i na Węgrzech. Jeśli w tym fakcie jest coś zdumiewające, to „coś” mało wytłumaczalne – przecież tyle różnic: Węgrzy ze stepów Azji, Polacy to Słowianie, i te języki....(Ach, to coś niepodobnego!)

Mimo tego istnieje jakieś mocne, rodzinne powiązanie, i to od wieków!

I tak samo, jak tradycje, etyka, historia, te więzy między Polakami i Węgrami istnieją w rodzinach, w sercach i Węgrów, i Polaków. Bo tylko wtedy jest to prawdziwe!

W mojej rodzinie węgierskiej, w Budapeszcie ciągle była mowa o tym braterstwie. W czasie II. Wojny Światowej w naszym domu znaleźli schronienie Polacy, (mój ojciec, architekt, zatrudnił ich u siebie) a u mojego stryja, narciarza, ukrył się Stanisław Marusarz, słynny olimpijczyk, narciarz, w czasie wojny kurier na Węgry. Pamiętam dużo, dużo książek w domu, o historii – dużo czytaliśmy, przecież nie było telewizji. Ciągle powtarzające się zdarzenia z dawnych czasów: zawsze jakieś powiązanie z Polską!

Było całkiem naturalne, że później zainteresowałam się Polską i rozpoczęłam naukę języka polskiego, w Budapeszcie. Chciałam bliżej poznać tę tematykę.
Jeszcze nikogo nie znałam osobiście w Polsce, więc wszelkie fantazjowanie niektórych osób i ich złośliwe komentarze: czego TA szuka w Polsce, i to w BYCZYNIE!!

– były złośliwością absolutnie bez podstaw.

Tam w Budapeszcie nasz fantastyczny – i niestety już dawno nieżyjący – nauczyciel języka polskiego, prof. Istvan Varsanyi, wręcz siłą nakazywał swoim uczniom, żeby każdy sobie poszukał partnerów do korespondencji z Polski. Ale to już inna historia. Los wprowadził do mojego życia pewnego miłego, przystojnego, wysokiego blondyna, z

Byczyny. Ślub mieliśmy w Budapeszcie, w roku 1967. A ciąg dalszy już w Byczynie....” A to na B, i tamto na B” – jak mawia mój mąż.

Gdybym pół wieku temu (!!!) – tak, tak! – przewidywała, że w małym miasteczku, gdzieś w Polsce sam fakt, że ktoś pochodzi z zagranicy budzi aż tak niezdrowe zainteresowanie wobec tej osoby, może zdecydowałabym inaczej.

Ale los zadecydował, pani Zofia pozostała w Polsce i ma tutaj polskich przyjaciół. Potwierdziła się więc reguła – Polak Węgier dwa bratanki.

Aplikacja jaw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo jaw.pl




Reklama
Wróć do