
„Zróbcie Mu miejsce, Pan idzie z nieba. Pod przymiotami ukryty chleba. Zagrody nasze widzieć przychodzi - I jak się Jego dzieciom powodzi”. - śpiewa dziś cały świat katolicki podczas procesji, oddając cześć Chrystusowi obecnemu w Najświętszym Sakramencie.
A przede mną pojawia się obraz sprzed lat opowiedziany przez jednego z kapłanów więźniów obozu w Dachau:
„Po przybyciu naszego komanda na miejsce pracy w Libhoffie, kapo i esesmani kazali nam oczyścić z chwastów l /urośli duży kawał pola zasianego rośliną oleistą. Pracę tę wykonaliśmy na kolanach. Kapo i esesmani zostawili nas samych i udali się do jednego z budynków gospodarczych na libację. O godzinie 9.00 odezwały się dzwony kościelne z oddalonego o 3 km Dachau. Ich dźwięk dochodził do nas głosząc, że z parafialnego kościoła miasta wyruszyła procesja do czterech ołtarzy. Trudno opisać, co działo się w tej chwili w naszych sercach.
Przypomnieliśmy sobie nasze własne parafie. Zapanowała grobowa cisza - tu i tam dał się słyszeć szloch... Jeden z kapłanów wstał i zawołał: „Bracia, my także odprawimy procesję Bożego Ciała. Mam przy sobie Najświętszy Sakrament”. Ustawiliśmy się w jednym, długim szeregu. Na końcu stanęły „czujki”, aby alarmować w razie potrzeby. Kapłan z Najświętszym Sakramentem w kapsułce stanął w środku. Rozpoczęło się wystawienie - wszyscy śpiewali „Niechaj będzie pochwalony”, potem... więzień - celebrans, trzymając w ręku Przenajświętszy Sakrament, intonuje Twoja cześć, chwała” i rusza procesja. Wszyscy ze śpiewem posuwają się na kolanach naprzód... Znalazł się kapłan znający na pamięć całą pierwszą Ewangelię. Odmówił ją w głębokiej ciszy... Znalazł się znowu ktoś, kto z pamięci odmówił drugą, trzecią i czwartą Ewangelię. Śpiewaliśmy „U drzwi Twoich” i „Te Deum” – Ciebie Boga wysławiamy... Wśród najgłębszej ciszy celebrans - więzień podnosi się z kolan i błogosławi Najświętszym Sakramentem wszystkich uczestników, ich parafian pozostałych w kraju i całą ukochaną i| umęczoną Polskę. Potem daje każdemu z uczestników tej niezwykłej procesji cząstkę Chleba Eucharystycznego”.
***
Taka była wiara w czasach obozów łagrów. I takie było wtedy dawanie świadectwa. A dzisiaj?
Wtedy przystąpiło do Niego Dwunastu, mówiąc: «Odpraw tłum; niech idą do okolicznych wsi i zagród, gdzie mogliby się zatrzymać i znaleźć żywność, bo jesteśmy tu na pustkowiu». Lecz On rzekł do nich: «Wy dajcie im jeść!» - Tak mówi do nas Chrystus dziś.
A mnie ostatnio poruszyła książka (MAGGIE GREEN) pod tytułem „KLUB ŚW. MONIKI”, która odpowiada na pytanie: Co robić, gdy współmałżonkowie, dzieci i wnuki odchodzą od Boga i Kościoła?.
W pierwszym odruchu na brak wiary moich dzieci reagowałam rozpaczą, narzekaniem, i próbą narzucania swoich wartości – mówiła pewna mama. I dodaje: Pewnego razu usłyszałam od kogoś, że dzieci nie są moją własnością, że powinnam dać im wolność wyboru, a sama skupić się na wdzięczności za nie. Po wielu latach ciężkiej pracy nad sobą, rekolekcji, terapii i korzystania z sakramentów, udało mi się zmienić swoje podejście. Jak jest trudno, to idę na adorację. Tam, w ciszy Bóg uczy mnie pokory i dawania wolności. Pokazuje jak oddzielić człowieka od jego zachowania. Tam też na nowo rozpala się moja przygaszona wiara i miłość do dzieci.
Przestałam też demonstrować dzieciom mój smutek. Staram się dużo do nich uśmiechać. Czuję radość ze spotkania, wspólnego obiadu, czy herbaty.
Kościół nigdy się nie narzuca, ale zaprasza – pisze Maggie Green. I radzi, by nie próbować kierować swoimi dorosłymi dziećmi. Zamiast tego warto skupić się na czynieniu małych rzeczy z wielką miłością. I na pokornym świadczeniu własnym życiem. Głosić, a nie przekonywać.
„Jak długo mam się jeszcze modlić?” – niecierpliwią się rodzice. Tylko, że tego nie da się przewidzieć. To jest sytuacja, w której trzeba być gotowym na wszystko – również na to, że dziecko powróci do Boga – jak na przykład syn św. Moniki - Augustyn po 17 latach, lub jak jej mąż – dopiero na łożu śmierci. Warto więc oddać kontrolę Bogu. Niech krople modlitwy drążą skałę.
Najlepsze, co możemy zrobić, to uchwycić się Boga. Trwać w wierze, nadziei i miłości, aby – bez względu na to, czy przyjdzie czekać tydzień, rok, 17 lat czy całe życie – mieć dla nich zawsze szeroko otwarte drzwi i talerz ciepłej zupy na stole.
***
Nasi dziadkowie w czasach okupacji tęsknili do Jezusa, do spotkania z kapłanem, który udzieli im Komunii świętej.
A dziś to każdy z nas powinien być żywą monstrancją, na którą będą patrzeć ludzie głodni Boga, zwłaszcza nasi bliscy.
Z taką świadomością idźmy dzisiaj w procesji z Panem Jezusem ukrytym w Najśw. Sakramencie I prośmy Go o wiarę, nadzieję miłość – i cierpliwość tak potrzebne do dawania świadectwa w naszej codzienności.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie