Reklama

Oczywista Nieoczywistość - Kontrabanda

Jaw.pl - Jaworznicki Portal Społecznościowy
10/12/2022 10:00
 

 

        Życie weryfikuje nasze zachowania, reakcje, nasz sposób myślenia i postepowania. Czasem robimy rzeczy, których nie podjęlibyśmy się w „normalnych” okolicznościach. Niekiedy myślimy w  sposób irracjonalny, z pozoru wymykający się zdrowemu rozsądkowi. Potrafimy przełamać dumę, uprzedzenia, a nawet strach. Są bowiem okoliczności, w których stajemy się „poddanymi własnych instynktów.” Najsilniejszym bodaj z nich jest głód, potrzeba przetrwania, przetrwania nas samych jak i naszych najbliższych, szczególnie dzieci.

Ludzie wielokrotnie wystawiani byli na różnego rodzaju próby, szczególnie w czasach wszelakich systemów opresyjnych, które człowieka traktowały przedmiotowo. Jednym z nich był okres II wojny światowej i okupacji, które na terenie Polski nabrały niezwykle okrutnego wymiaru.Czas niemieckiej i sowieckiej okupacji to bodaj najstraszniejszy okres w dziejach polskiego państwa i narodu. To czas martyrologii, eksterminacji, celowego niszczenia polskiego narodu, polskiej kultury i państwa, dorobku wielu pokoleń. To czas ponury i zły. Jednak społeczeństwo nasze radziło sobie na wszelkie możliwe sposoby. Polacy przyzwyczajeni byli do konspiracji, do działania w podziemiu, do sabotażu i do… kombinowania. To okres zaborów nauczył ich tej swztuki, wypracowując w społeczeństwie swego rodzaju perfekcjonizm. Pamiętajmy zresztą, że w ciągu ostatnich trzystu niemal lat społeczeństwo nasze pozbawione było możliwości decydowania o sobie samym, a nawet jeśli posiadało ono własne, czy to autonomiczne, czy częściowo niepodległe państwo, to zazwyczaj stało ono w opozycji do obywateli. Jedynie czas II i III Rzeczpospolitej to okres zdecydowanie bardziej sprzyjający rozwojowi narodowemu i społecznemu. Toteż do dnia dzisiejszego dla przeciętnego Polaka państwo jako takie przez całe pokolenia kojarzyło się raczej  z systemem opresyjnym właśnie, z systemem, z którym trzeba się zmagać, zwalczać, któremu trzeba szkodzić i oszukiwać, w ramach którego trzeba kombinować by przeżyć, któremu się nie ufa. Do dziś w wielu z nas pokutuje takie właśnie przekonanie (chociaż czasem podświadome, utajone, zupełnie jakby zakodowane) będące w rzeczy samej pokłosiem chociażby Polski Ludowej.

         Nie chodziło więc o to, czy ludzie byli lub są uczciwi bądź nie, ale o to czy ich potencjalna „nieuczciwość” de iure jest transparentna czy nie, a więc także o to również, czy potencjalne kombinatorstwo spotyka się z potępieniem czy ze społecznym przyzwoleniem. I tutaj zresztą w sposób równoległy należy dotknąć dość delikatnej sprawy jakim było i jest donosicielstwo. W różnych okresach ludzie radzili sobie jak umieli, kombinowali, główkowali; jednak byli i tacy, którzy dla takiego czy innego partykularnego interesu lub ze zwyczajnej ludzkiej zawiści donosili na własnych sąsiadów; tych z którymi rozmawiali przez płot, którym podawali dłoń i mówili „dzień dobry”, ci sami zresztą, którzy „radzili sobie tak samo”. Pamiętam jak wstrząsnęła mną kiedyś relacja z czasów II wojny światowej o okolicznościach drugiej egzekucji w Szczakowej, dokonanej przez gestapo 29 kwietnia 1944 roku. Była to egzekucja pokazowa, mającą zastraszyć lokalną społeczność. Powieszono wówczas kilku kolejarzy, głównie z Długoszyna. Miedzy innymi Antoniego i Alojzego Jaromina, ojca i syna. Oskarżenia sfingowano, wymienieni zaś padli ofiarą „sąsiedzkiego” donosu. Jaka była jego przyczyna, dlaczego ktoś doniósł, co z tego miała? Nie wiadomo.

 

[caption id="attachment_273647" align="aligncenter" width="826"] Waleria Hajek, lata 60- te XX wieku (ze zbiorów autora)[/caption]

W tym też momencie przypominam sobie jak kilka lat temu moja babcia Maria Dziadek (dla wtajemniczonych Pani Stasia) opowiadała o swej mamie Walerii i jej krótkie, acz osobliwej historii. Prababcia pochodziła z Balina, urodziła się 09.12.1901, a więc niemal dokładnie 121 lat temu. Była córką Jana i Katarzyny Kasperczyk (z d. Kozub). Wyszła za mojego pradziadka w roku 1920. Byłą więc młodą dziewczyną, żoną o 9 lat starszego Marcina. Doczekali się czwórki dzieci. II wojna światowa była dla nich na pewno czymś niesamowitym, strasznym, pomimo, że przeżyli już Wielką Wojnę (I Wojnę Światową), sąsiedzkie powstania śląskie, daleką ale zatrważającą chwilami wojnę z bolszewikami. Po dwóch dekadach piekło wojny znów powróciło. Niemal z dnia na dzień stali się obywatelami opresyjnej III Rzeszy. W jej obrębie byli co najwyżej obywatelami 2 kategorii. Szkolnictwo w języku polski zawężono tutaj do absolutnego minimum, siano terror, na Przemszy zachowano granicę policyjną, której nie można było przekroczyć bez pozwolenia. Ograniczano możliwość przemieszczania w ogóle, racjonowano żywność. To powodowało rzecz jasna, że ludzie kombinowali jak mogli. Szmuglowali różnego rodzaju towary ze Śląska (zajmowały się tym często dzieci). Kwitł nielegalny handel wymienny. Sami zresztą Niemcy w pewnym sensie przymykali na to czasem oko, byli bowiem bardzo przekupni, co handel ten ułatwiało ale i podnosiło koszty. I moja prababcia jest tutaj tego doskonałym przykładem. Jak wielu innych jeździła po okolicach, kupując czasem żywność, czasem ją sprzedając. Dotyczyło to zresztą niemal wszystkich niezbędnych towarów. Pewnego razu jednak wpadła. Nie wiem czy ktoś na nią doniósł, czy przesądził o tym przypadek. Wiozła do domu żywność. Nie wiem skąd wracała. Podobno z jakiejś wsi. Niemcy ją aresztowali. Ponoć nie tylko ją. Finalnie znalazła się w więzieniu w  Wadowicach. Przesiedziała tam trzy miesiące. Za to, że chciała wykarmić swoją rodzinę.

[caption id="attachment_273648" align="aligncenter" width="682"] Waleria Hajek z córką Marią w 1939 roku (ze zbiorów autora)[/caption]

Wszystko wskazywało na to, że prababcia trafi do Oświęcimia. Stamtąd droga powrotu była zazwyczaj jedna; przez komin. Nie stało się tak jedynie dlatego, że Niemcy, jak już wspomniałem byli przekupni (lubili nie tylko pieniądze ale i alkohol). Dziadek zapłacić miał olbrzymią łapówkę za to by wypuszczono jego żonę. Na szczęście (w nieszczęściu) zarabiał ponoć bardzo dobrze jako górnik strzałowy. Za równowartość wyłożonej sumy można by podobno kupić kawałek ziemi. Babcia wróciła do domu.  Nigdy nie mówiła  w rodzinie o tym co przeżyła. Lecz myślę sobie, że permanentne poczucie niepewności o to, co będzie jutro jest gorsze niż jakakolwiek inna pewność. Szczególnie za kratkami. Nie widać wszak było po niej podobno żadnej traumy. Dlaczego? Najprawdopodobniej dlatego, że była osobą niezwykle dobrą, pogodną, troskliwą. Nie chciała niczego dla siebie, to co miała dawała innym. W sobie pozostawiła jedynie wspomnienia, zapewne głównie te przykre i bolesne. Co sobie czasem myślała, co wspominała? Czy czegoś żałowała, za czym tęskniła? Czy gdyby mogła, zmieniła by cokolwiek?

Po wojnie zresztą ludzie nadal radzili sobie tak jak tylko umieli. Po prostu. Nadal główkowali i kombinowali. W ten czy inny sposób. Czasem na kolanach, czasem z podniesioną głową. Byle do przodu. Prababcia większość życia spędziła jako wdowa,  także jako matka i babcia bowiem pradziadek zmarł tuż po wojnie. Sama Waleria Hajek miała zresztą bardzo ciekawą życiową perspektywę; urodziła się w monarchii habsburskiej, przeżyła I wojnę, wojnę polsko – bolszewicką, sanację, II wojnę, stalinizm i spory kawałek Polski Ludowej. Była podobno bardzo dobrą i ciepłą kobietą. Przyczyniła się do rozbudowy domu rodzinnego. Opiekowała się wnuczętami. I niewątpliwie, pomimo faktu, że przeżyła zapewne sporo (choć byli i tacy co przeżyli znacznie więcej lub nie przeżyli w ogóle) to myślę sobie, że gdyby dziś przyszło jej ryzykować własne życie i bezpieczeństwo dla dobra własnej  rodziny, dla własnych dzieci - nie zawahałaby się ani na chwilę. Bo czasem w życiu trzeba być nie tylko dobrym ale i „cwanym”. Stety, niestety. Dlaczego? Ponieważ są sytuacje w których jedno drugiego nie wyklucza. Tak po prostu jest. Tak był. I tak zapewne będzie.

 Bardzo często mówi się o tym, że na dobrą śmierć trzeba zasłużyć. Tak niewątpliwie było w jej przypadku. W wieku niespełna siedemdziesięciu lat poszła do szpitala. Uskarżała się na problemy żołądkowe. W dniu wyjścia do domu przewróciła się nagle jak kłoda. Zupełnie nieświadomie. Zabił ją zakrzep płucny. W jednej, krótkiej chwili. Skoro więc moment odejścia przyszedł tak nagle i szybko, tak niespodzianie ukołysał ja do wiecznego snu, to myślę sobie, że nie było to kwestią przypadku.

                                                                                                    Jarosław Sawiak

 

       

Aplikacja jaw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo jaw.pl




Reklama
Wróć do