Szczakowianka w minioną sobotę odniosła pierwsze zwycięstwo na wiosnę. Podopieczni Radosława Gabigi pokonali bowiem na własnym obiekcie Odrę Wodzisław Śląski 1:0, a zwycięską bramkę dla jaworznian zdobył w doliczonym już czasie gry drugiej połowy Adam Krakowski.
Trzeba jednak powiedzieć sobie otwarcie, że Szczakowianka zagrała bardzo słaby mecz, choć patrząc przez pryzmat trzypunktowej zdobyczy opinia ta schodzi na dalszy plan.
Odra w swoich dwóch do tej pory rozegranych meczach ligowych na wiosnę nie zdobyła ani jednego punktu i ani jednej bramki. Należy jednak podkreślić, że mierzyli się oni ze Skrą oraz Przyszłością, a więc z czołówką ligi. W poprzednich spotkaniach wodzisławianie narzekali na brak skuteczności. W meczu ze Szczakowianką było podobnie, chociaż określenie brak skuteczności można zastąpić brakiem odpowiednich umiejętności oraz niezachowaniem zimnej krwi w kluczowych momentach.
Sytuacji do zdobycia bramki Odra miała bowiem dużo, a nawet zbyt dużo. Niestety Szczaksa swoją grą nie przeszkadzała gościom w rozgrywaniu akcji ofensywnych.
Odra, która co prawda też zagrała bardzo słabo, częściej przebywała w okolicach naszego pola karnego. Na nasze szczęście ich celownik tego dnia był mocno zwichrowany, mimo tego, że dogodnych pozycji strzeleckich mieli bez liku. Szczaksę było stać na zaledwie kilka malutkich zrywów w ofensywie, zwłaszcza w końcówkach obu połów meczu. W trakcie pierwszej w dogodnej sytuacji znalazł się m.in. Przemysław Fraś, którego w porę jednak ubiegł bramkarz Odry - Tomasz Bąkowski. Strzałów z dalszych odległości próbował natomiast Józef Misztal, jednakże bezskutecznie.
W drugiej połowie, mimo przeprowadzonych w krótkim odstępie czasu czterech zmian, obraz gry nie uległ zmianie. Ciężko nam było się przedrzeć przez dziurawe szyki obronne przyjezdnych. Najlepszą sytuację bramkową miał wprowadzony w drugiej części gry Adam Krakowski. Po wrzutce w pole karne, piłkę na 5. metr zgrał Damian Sieniawski, jednak były piłkarz Rozwoju Katowice nie potrafił jej skierować niemal do pustej siatki. Swoje winy nasz napastnik odkupił już po upływie regulaminowego czasu gry. Krakowski zdecydował się na akcję indywidualną, ograł obrońców gości po czym uderzył nie do obrony w długi róg bramki Bąkowskiego.
Piłka nożna nie jest sportem sprawiedliwym. Czy podobnie było w sobotę? Całkiem możliwe. W lidze liczą się jednak tylko i wyłącznie punkty. Punkty, po które podopieczni Radosława Gabigi pojadą już w tę sobotę do Pawłowic Śląskich. Tam o godzinie 17:00 zagrają z nowym liderem naszej ligi- Pniówkiem. Duży plus za mecz z Odrą należy się naszym piłkarzom za chęci i grę do ostatniego gwizdka arbitra.