Szczakowianka w dwóch ostatnich meczach zgromadziła cztery punkty, co po zakończonej już serii porażek, wydaje się być dużym sukcesem zespołu. Oglądanie ostatnich poczynań jaworznian na boisku nie powodowało już takiego bólu jak w ostatnich kilku meczach, a pierwsza połowa w wykonaniu podopiecznych Sermaka mogła się nawet podobać. Gospodarze zdołali dowieźć remis do końca, pomimo że grali w dziewięciu.
Mysłowiczanie już na samym początku chcieli pokazać jacy są silni, przez co mecz zaczęli od… kilku brutalnych fauli na naszych piłkarzach, a efektem tego była żółta kartka pokazana przez arbitra już po kilkunastu sekundach meczu. Jeśli chodzi o aspekty czysto piłkarskie, Górnik nie pokazał nic ciekawego, a pozycja wicelidera, którą zajmują gracze z Wesołej pokazuje jak słaba jest liga w obecnym sezonie. Przyjezdnym brakowało tego, czego i nam, a więc siły rażenia z przodu.
W meczu tym koronkowych akcji podbramkowych po którejś ze stron było jak na lekarstwo. Biorąc pod lupę grę jaworznian, zwłaszcza w pierwszej połowie meczu, należy stwierdzić, że podopieczni Sermaka radzili sobie dobrze.
W drugiej części gry mniej więcej do 60. minuty poziom z pierwszej połowy się utrzymywał. Po godzinie gry zaczęły się już jednak kłopoty. Naszym zawodnikom zaczynało pomału brakować paliwa, wielu z nich zaczynało grać na „rezerwie”. Po chwili Szczakowianka grała już jednak w osłabieniu. Najpierw po nerwowych przepychankach w polu karnym, w głupi sposób z boiska wyleciał Biskup, a w samej końcówce po ostrym faulu plac gry opuścił Molenda.
W ostatnich minutach meczu Szczaksa grała więc w dziewięciu. Nerwową atmosferę podsycał arbiter, który do regulaminowego czasu gry doliczył aż sześć minut, co spotkało się z dużym niezadowoleniem ze strony kibiców i piłkarzy Szczakowianki.
Teraz przed Szczakowianką ostatni mecz ligowy u siebie w tym roku. Podopieczni Andrzeja Sermaka już w tę sobotę o godzinie 13:00 zagrają na własnym obiekcie ze Swornicą Czarnowąsy.