
Wojna za wschodnią granicą zmieniła nasze postrzeganie bezpieczeństwa. Nagle to, co wydawało się oczywiste – stabilność, porządek, codzienna normalność – przestało być pewnikiem. Z dnia na dzień uświadomiliśmy sobie, jak krucha potrafi być nasza rzeczywistość.
Nie sposób zapomnieć obrazu pierwszych fal uchodźców, przybywających do Polski z ogarniętych wojną terenów. Każdy, kto choć raz spotkał ich twarzą w twarz, wie, że wojna to nie temat z podręcznika historii, lecz realne zagrożenie, które puka do naszych drzwi. Wtedy, jako społeczeństwo, zdaliśmy egzamin z człowieczeństwa – ruszyliśmy z pomocą, organizowaliśmy zbiórki, otwieraliśmy domy. Ale emocje to jedno. Drugą, trudniejszą lekcją było zmierzenie się z pytaniem: co, jeśli to my będziemy potrzebować pomocy?
Ta nowa perspektywa uderzyła w nasz świat rodzinny, ekonomiczny i społeczny. Bezpieczeństwo przestało być czymś oczywistym. Coraz więcej osób zaczęło dostrzegać, że świat, w którym żyjemy, nie jest już tak spokojny, jak jeszcze kilka lat temu. To, co dzieje się dziś w Europie, to powtórka z historii – ale z ważną różnicą: jesteśmy bardziej świadomi. I właśnie dlatego temat bezpieczeństwa wraca dziś do rozmów przy rodzinnym stole, na osiedlowych zebraniach, a nawet w przedszkolach.
Każdy region reaguje inaczej. My w Polsce dopiero budujemy własny system radzenia sobie w sytuacjach kryzysowych. A przecież największy paraliż rodzi się wtedy, gdy nikt nie wie, co robić. Gdy zakłady pracy stają, szkoły są zamknięte, a sklepy świecą pustkami. W takich chwilach państwo może przestać funkcjonować. Dlatego kluczowe jest, by właśnie wtedy działało – choćby w ograniczonym zakresie.
Wyobraźmy sobie: zagrożenie, panika, wszyscy rzucają wszystko i ruszają za granicę. Drogi zakorkowane, chaos, brak paliwa, brak chleba, brak wody. Scenariusz wcale nie taki odległy – wystarczy spojrzeć na niedawne wydarzenia w Hiszpanii, gdzie przez pół dnia nie było prądu. Tego typu incydenty mogą zdarzać się coraz częściej.
Co robić? Przede wszystkim być przygotowanym na pierwsze godziny i dni. To one decydują o tym, czy przetrwamy chaos, czy pogrążymy się w nim. Kluczowe są pierwsze trzy dni. Trzeba wiedzieć, jak zagotować wodę bez prądu, jak przygotować jedzenie bez gazu, jak zadbać o bliskich, gdy wszystko inne zawiedzie.
I tu dochodzimy do roli kobiet. W sytuacji zagrożenia mężczyźni często skupiają się na obronie – fizycznej, militarnej. Ale to kobiety trzymają w ryzach to, co najważniejsze: rodzinę. To one zapewniają dzieciom poczucie bezpieczeństwa, to one muszą wiedzieć, jak działać, gdy zabraknie partnera, jak podtrzymać domowe rytuały, by dać bliskim namiastkę normalności. Ich siła, organizacja i spokój stają się wtedy fundamentem całej wspólnoty.
Dlatego dyskusja o bezpieczeństwie nie może kończyć się na wojsku i obronie terytorialnej. Musimy zejść na poziom lokalny – do sąsiedztwa, osiedla, wsi. Tam, gdzie jeszcze pamięta się, czym jest wspólnota. Musimy wrócić do rozmów, ćwiczeń, szkoleń. Nauczyć się, jak przetrwać bez podstawowych udogodnień. Jak pomóc sobie i innym.
Nie piszę tego, by siać panikę. Piszę, by zachęcić do refleksji. Czy jesteś w stanie poradzić sobie przez pierwsze trzy dni? Czy twoja rodzina jest gotowa? Czy twoi sąsiedzi wiedzą, co robić?
Bezpieczeństwo zaczyna się w domu. A jego strażniczkami, choć rzadko się o tym mówi, są kobiety.
Franciszek Matysik
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.