
Mielno jest stosunkowo niewielkim miastem w obrębie powiatu koszalińskiego. Dziś należy wszakże do jednych z najbardziej znanych ośrodków turystycznych i wypoczynkowych na polskim wybrzeżu. Ta ładna miejscowość, w sezonie letnim jest jednak niezwykle zatłoczona. Przyjeżdżają tutaj bowiem zarówno mieszkańcy okolic ale przede wszystkim turyści z różnych części naszego kraju. W tym malowniczym, acz naprawdę aż do granic wytrzymałości „przeludnionym” zakątku, udało mi się wszak trafić na miejsca, stojące jakby z boku, z dala od zgiełku, mające wszak swój urok i, co dla mnie szczególnie istotne, dużą wartość historyczną.
Wspomniane miasteczko kojarzy się raczej ze zgiełkiem, plażą pełna wczasowiczów, skwerami przesyconymi turystami, straganami pełnymi przeróżnych gadżetów, punktami usługowymi czy gastronomicznymi. Jest tego wszystkiego całe mnóstwo, co sprawia, że w sezonie letnim Mielno tętni życiem. Nie kojarzy się raczej z miejscem sposobnym do wyciszenia. Nie kojarzy się także z zabytkami wysokiej klasy. Jednak w czasie pobytu w Mielnie właśnie, udało mi się natrafić na naprawdę ciekawe miejsca, które w ramach tej wypoczynkowo – rekreacyjnej miejscowości zbyt transparentnymi się nie wydają. Po pierwsze kościół. Na wczasach mało kto dziś pamięta o kościele. I rzeczywiście, porównując liczbę gości w Mielnie z frekwencją na niedzielnej mszy, sprawa wypada dość blado. Abstrahując wszak od tegoż wątku chciałbym zwrócić uwagę na sam obiekt. Otóż ta gotycka świątynia pochodzi najprawdopodobniej już z XV wieku. Niby nic aż tak nadzwyczajnego acz owa niewielka budowla robi wrażenie. Kiedy udało mi się tam dotrzeć, rzeczą która zwróciła moją szczególną uwagę to ów bardzo wyraźny, chciałoby się powiedzieć „mocny gotyk”. Charakterystyczne sklepienia, cegła jako budulec, w którą poniekąd wtopiono olbrzymie głazy, co temu niewielkiemu obiektowi dodało monumentalności. Ale kiedy po mszy usiedliśmy z synem na jednej z masywnych ław, ukłuło mnie coś jeszcze innego. A mianowicie to, że na przestrzeni wieków przychodzili tutaj różni ludzie. Kiedy kościół wznoszono, mieszkali tutaj jeszcze głównie Słowianie. W tamtym czasie znaczna część Pomorza Zachodniego była też lennem królów polskich. Ale na Pomorzu tym, nieco wcześniej, w okresie średniowiecza panowała lokalna dynastia Gryfitów, a związki tej ziemi z Polską były dość luźne. Mieszkańcy tej ziemi, zachowali daleko idącą odrębność, zachowując swoja kulturę i mowę.
Potem zaczęła dominować niemczyzna, choć na części Pomorza dość długo panowali także Szwedzi. I myśląc o tym, siedząc na wspomnianej masywnej ławie kościelnej, pomyślałem właśnie o tych wszystkich, którzy przychodzili tutaj by się modlić. Bez względu na to, w jakim języku to robili, czy w mowie Pomorzan, Polaków czy Niemców, Szwedów i Duńczyków; zwracali się do tego samego Boga, ku chwale którego kościół ten wzniesiono. I chociaż wszystkich tych ludzi już nie ma, tak jak nie będzie kiedyś nas, to budynek stoi jak stał, ciesząc oko i nasycając duszę ukojeniem. Dla mnie takie miejsca jak to niosą zawsze pewne ukojenie i nostalgię, graniczącą z trudnym do ukrycia wzruszeniem.
To co jednak równie zaskakująco to fakt, że po drugiej stronie ulicy Kościelnej, przy której stoi, ukryta nieco pomiędzy drzewami wspomniana świątynia, w odległości zaledwie stu metrów, leży inny unikat. Jest to mianowicie wczesnośredniowieczne grodzisko (zwane czasem gródkiem), którego metryka sięga najprawdopodobniej IX wieku. Wznieść go mieli Pomorzanie, a więc Słowianie, spokrewnieni z nami rzecz jasna. Jak długo funkcjonowało, tego nie wiadomo. Ale to co w grodzisku tym zaskoczyło mnie najbardziej to jego wielkość. Kiedy bowiem słyszę słowo „grodzisko” to kojarzy mi się ono z naszym, jaworznickim, ulokowanym na pokaźnym wzgórzu. Jest ono duże, w ramach owalu osiąga około osiemdziesięciu kilku metrów, wał kamienny miał mieć szerokość siedmiu metrów, a tegoż wysokość mierzyć miała ponad metr. Co prawda całkiem niedawno jego walory obronne zostały poddane w wątpliwość, ale jako obiekt robi ono spore wrażenie. Natomiast grodzisko w Mielnie w owalu mierzy metrów… osiem. Jest więc mniej więcej dziesięć razy mniejsze od naszego. Ktoś jednak taki obiekt wzniósł w konkretnym celu. Mało tego, grodziska takie są w Mielnie dwa, sadowiąc się przy wspomnianej ulicy Kościelnej po sąsiedzku. Jedno, nieco młodsze jest dzisiaj rekonstrukcją, drugie funkcjonuje jako stanowisko archeologiczne. Niewątpliwie obiekty te spełniały funkcje obronne. Nie stanowiły wszak stałego miejsca pobytu. Nie były zamkami, wielkimi grodami, a swego rodzaju, jakby to powiedział mój syn, „bazami”. Niemal na pewno służyły jako „ufortyfikowane” miejsce schronienia mieszkańców okolicznych chałup w razie zagrożenia. I tyle. A zagrożenie to, jak przeczytać na jednej z tablic można, miało bardziej charakter lokalny niż „globalny”. Funkcjonował on w obrębie „sąsiedzkich” utarczek, niż jakiegoś bardziej „globalnego” konfliktu. Tubylcy najczęściej tłukli się i napadali na siebie w ramach konfliktu o miedzę, o pannę, o krowę, świnię, w ramach zemsty czy chęci zdobyczy.
W związku z powyższym przypomniała mi się jaworznicka nazwa miejscowa „Gródek”, kryjąca za sobą niezwykle atrakcyjny punk na turystycznej mapie Jaworzna. Co prawda żadnego gródka tutaj już nie ma, ale kiedyś niewątpliwie było. Zapewne także niewielkie, spełniające te same funkcje. W wyniku eksploatacji tutejszego kamieniołomu nie ma tutaj już nic. Pozostała więc taka, a nie inna nazwa, w formie zdrobnienie rzecz jasna, co jasno sugeruje, że obiekt ten był niewielki, w porównaniu z jaworznickim grodziskiem na pewno. Czy taki obiekt stał także w Długoszynie, czy może relacja Hipolita Kownackiego z końca osiemnastego stulecia dotyczy innego obiektu? Tego nie wiadomo. Jednak takich gródków mogło być w okolicy sporo, choć a Małopolsce wznoszono je zazwyczaj na wzniesieniach, których na Pomorzu Zachodnim jest niewiele. Tam funkcje zabezpieczające pełniły głównie fosy, a nie stromizna. Ludzie dawniej także potrzebowali poczucia bezpieczeństwa przed ewentualnym zagrożeniem. Takie też gródki miały to z pewnością gwarantować. I choć nie były zamkami, choć nie przetrwały do naszych czasów realnie czy w formie nazwy miejscowej, kiedyś powstawały i pełniły swą rolę, z czasem jednak bezpowrotnie odchodząc do przeszłości i znikając z przestrzeni w sposób nieodwracalny. Dobrze jednak, że część z nich przetrwała i cieszy oko do dnia dzisiejszego.
Jarosław Sawiak
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie