Reklama

Oczywista Nieoczywistość – Kosmos (cz. 1)

Zapytałem kiedyś swoich uczniów, czy polecieliby ze mną w kosmos. Wyprawa miałaby być darmowa, jej celem natomiast albo Księżyc, ewentualnie przestrzeń okołoziemska. W zależności od klasy chętnych było mniej czy więcej – zawsze jednak jacyś byli.

Za każdym razem jednak, ku ich rozczarowaniu, studziłem dość gwałtownie emocje, puentując, że tak naprawdę nigdzie się nie wybieram i w żaden kosmos nie lecę. Nie tylko dlatego, że mnie na to nie stać, co zresztą prawdą jest również, bo i wyprawa taka jest nieprawdopodobnie droga,  ale przede wszystkim dlatego, że kieruje mną jeszcze jeden, nieokiełznany instynkt. Jakiż? A mianowicie strach. Kiedy przyznaję się do strachu, niektórzy wydają się nieco rozczarowani. Inni zdają się kozaczyć, udając, że oni się nie boją. Ja jednak wiem, że jest inaczej. Jak powiedział bowiem pewien „klasyk”: „tylko głupi się nie boi”. Przez chwilę zastanawiałem się przy tym, czy aby nie obrażę kogoś takim sformułowaniem, w końcu jednak cytat to cytat. Jego sensu natomiast jestem całkowicie pewien. Boimy się wszyscy. Ja także. Czy się to komuś podoba czy nie. Ten kto twierdzi, że jest inaczej, albo kłamie, albo jest… No, mniejsza. A co z tym kosmosem? Nie chodzi o to, że nie chciałbym stanąć na Księżycu, że nie chciałbym zobaczyć kosmosu takim, jakim jest naprawdę. Tutaj jednak strach odegrałby zasadniczą rolę.


Bo czym jest rakieta? Jest przede wszystkim wielkim zbiornikiem paliwa. Wobec eksplozji tegoż byłbym zupełnie bezradnym, skazanym na nieuchronną śmierć. Sam kosmos jest także niezwykle nieprzyjazny; promieniowanie, zimna i głucha przestrzeń, w której panuje absolutna cisza. Choćbym krzyczał wniebogłosy wobec zagrożenia, i tak nikt by mnie nie usłyszał. Nawet wracając mógłbym spłonąć i usmażyć się jak kotlet w atmosferze. Szanse więc na przeżycie wydają się z założenia niezbyt duże. A jednak ludzie latali i latają nadal w kosmos. Bez względu na wszystko. Do dziś mam w pamięci niezwykłe wydarzenie ze stycznia 1986 roku,  kiedy to doszło do katastrofy amerykańskiego promu kosmicznego Challenger. Prom ten po siedemdziesięciu paru sekundach finalnie eksplodował i spadł z ponad czternastu kilometrów do Atlantyku. Zginęła cała siedmioosobowa załoga. A jednak, jak często słyszymy o tego typu katastrofach? Stosunkowo rzadko. Wszak jednocześnie strach robi nadal krecią robotę. Podobnie zresztą jest z lotami samolotem. Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, że w ciągu doby odbywa się około stu tysięcy kursów samolotowych, z czego 90% to loty pasażerskie. Jednak jak często słyszymy o katastrofach? Bardzo rzadko. Dlatego też statystycznie lotniczy transport pasażerski uchodzi za najbezpieczniejszy na świecie. Dlaczego jednak tak wielu z nas boi się latać? Przede wszystkim wiąże się to z całkowitą bezradnością pasażera wobec potencjalnej katastrofy. Znajdując się na wysokości dwunastu kilometrów, zdani jesteśmy na pilotów, kaprysy pogody i bezduszną maszynę, w której w każdej chwili coś może pójść nie tak. Podobnie jak w rakietach czy promach kosmicznych. Poza tym jak już dochodzi do katastrofy, to giną w niej dziesiątki lub setki osób na raz. Najczęściej wszyscy. To robi wrażenie. Jednocześnie każdego dnia, na naszych chociażby, polskich drogach ginie po kilka lub kilkanaście osób, przez weekend niejednokrotnie po kilkadziesiąt. To jednak nie robi na nas aż takiego wrażenia. To pewna norma, rozpływająca się w znieczulicy dnia powszedniego. Tak po prostu jest. A jeśli już ginie setka lub więcej ludzi, to jest to wydarzenie z przytupem, „na bogato”. Robi to wrażenie, przeszywa dreszczem i wzmaga potencjalne lęki. A jednak ludzie i tak podróżują, w setkach tysięcy, w milionach. Niektórzy częściej, inni rzadziej, tylko wtedy kiedy muszą. Tak jest i tak zapewne będzie. Niektórzy zdają się być pozbawionymi leku, inni wydają się objęci paraliżem. Bez wątpienia jednak boją się wszyscy. Niektórzy ze strachem tym radzą sobie lepiej, inni gorzej. Jedni go maskują, inni tego nie potrafią, jeszcze inni szukają bardziej osobliwych rozwiązań. I tak np. polski poeta Julian Tuwim, który samolotem latał niejednokrotnie, jako sposób znieczulania własnego strachu obierał alkohol. Lotów samolotem bał się panicznie. Miał więc w czasie podróży zwyczaj upijania się do nieprzytomności. Inaczej nie dał rady odbyć podróży. Dlatego też niemal za każdym razem, kiedy docierał do celu swojej wędrówki, trzeba go było z samolotu wyprowadzać. Tuwim więc raczej w kosmos by nie poleciał. Po pierwsze dlatego, że rakieta nie zdołała by zapewne wynieść w kosmos takiej ilości alkoholu, po drugie człowiek otumaniony takimi czy innymi trunkami nie jest dobrym materiałem na pilota czy tym bardziej kosmonautę. Tym bardziej, że kiedyś wytrzeźwieć trzeba by było, a wówczas strach byłby jeszcze większy i bardziej paraliżujący.


Bez względu więc na to czy wsiadamy do samolotu, czy dane nam będzie wsiąść kiedyś do rakiety, jak to czynili w dziejach naszej cywilizacji niektórzy śmiałkowie, czy bardziej odczuwamy mocniej naciskamy pedał gazu w samochodzie, gdzieś w okolicach mostka pojawia się dość osobliwy wówczas ucisk, rozlewający się jak narkotyk lub używka po ciele, obezwładniający czy paraliżujący właśnie. Dotyczy to nas wszystkich, absolutnie bez różnicy. Jedyna, iluzoryczna wszak różnica pomiędzy nami polega jedynie na tym, że jedni z nas potrafią sobie z tym poradzić i to co powinno ich paraliżować, przekuć na motywację i sukces. Inni tego nie potrafią. Tak czy owak boimy się wszyscy. Bez wyjątku. Zarówno my, pasażerowie, jak i piloci, kierowcy czy kosmonauci.
Coś jednak w końcu, w przeszłości spowodowało, że znaleźli się pośród nas ludzie, którzy pomimo niewątpliwego strachu potrafili stawić mu czoła. Pozostawiając rodziny i bliskich, decydując się na niezwykle niebezpieczne wyprawy, nie mając pewności czy na Ziemię powrócą kiedykolwiek. Dziś takie wyprawy czy praca w przestrzeni okołoziemskiej jest poniekąd standardem i normą. Podobnie, a może tym bardziej praca pilota. Wtedy tak nie było. Te kilkadziesiąt lat temu znaleźli się jednak wśród nas „szaleńcy”, którzy poniekąd zapierając się samych siebie,  wykonali ten kolejny, jakże bardzo milowy krok. Granica pomiędzy szaleństwem a bohaterstwem i odwagą okazała się wówczas bardzo cienka i płynna. A ci, których miano za wariatów, niemal z dnia na dzień stali się superbohaterami. Nie oni pierwsi zresztą. Nie tylko ci, którzy wypuścili w kosmos pierwsze sputniki czy rakiety, nie ci którzy wysłali suczkę Łajkę, nie ci którzy posłali człowieka w kosmos czy na Księżyc. Pierwszymi ludźmi, którzy dla mnie byli zdobywcami kosmosu byli ci, którzy żyli na świecie co najmniej pół tysiąca lat temu. Kosmos zdawał się wówczas być z pozoru o wiele bliżej nas. Ale tylko z pozoru. (C.D.N.)
Jarosław Sawiak

Aplikacja jaw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo jaw.pl




Reklama
Wróć do