
Moda od zawsze rządziła się swoimi prawami. Wychodziła niejednokrotnie naprzeciw oczekiwaniom, pragmatyzmowi, wygodzie i dobremu smakowi, zachowując jednocześnie swój stylistyczny kręgosłup. I nawet jeśli wątek ten dotyczył różnych grup społecznych, od tych najbogatszych do tych najbiedniejszych, mężczyzna wyglądał jak mężczyzna, a kobieta jak kobieta. Dziś coraz łatwiej niestety o różnego rodzaju wątpliwości.
Mój dziadek, ojciec mojego taty, nie wywodził się z wyżej sytuowanej rodziny. Była to bowiem chłopska rodzina z zachodniej Ukrainy, mieszkającej niedaleko Lwowa. Była polskorusińską mieszanką. Uprawiali ziemię, ciężko pracowali, cierpiąc niejednokrotnie różnego rodzaju niedostatki, poniewierani wielokrotnie przez dziejowe zawieruchy. Andrzej Sawiak – bo o nim mowa – wydawał mi się jednak zawsze człowiekiem z zupełnie innej bajki czy wręcz sfery. Zazwyczaj bowiem był człowiekiem schludnie ubranym, a w dni świąteczne elegancko. Ale to, co wyróżniało dziadka w całej mojej rodzinie to fakt, że jako jedyny w tym gronie nosił na głowie kapelusz.
Kapelusz zawsze wydawał mi się elementem i atrybutem elegancji i szyku. Kojarzył mi się zazwyczaj z „wyższymi sferami”, a przecież rodzina dziadka do takowych nie należała. A jednak dziadek kapelusz nosił bardzo często. Wyglądał w nim postawnie i elegancko, budząc jednocześnie pewien rodzaj respektu. Był swego rodzaju wyjątkiem, ponieważ nie pamiętam kogokolwiek innego, kto by w gronie rodziny, zarówno tej dalszej jak i bliższej, czy od strony mamy, czy od strony taty, kapelusz nosił. Jest wiele zdjęć z dziadkiem w kapeluszu. Jedno z nich pochodzi jeszcze z czasu, kiedy dziadek mieszkał na Węgrzech. Siedzi tam w towarzystwie nieznanych nam osób degustując węgierskie wino, oczywiście w kapeluszu. Pamiętam też inne zdjęcie, gdzie dziadek, już tutaj, w Polsce, kiedy mieszkali już na Chrustach, obrabia wraz z babcią niewielkie poletko wokół domu. Ma na sobie marynarkę, a na głowie właśnie kapelusz.
Pamiętam też, że dziadek tych kapeluszy miał co najmniej kilka. Najbardziej zapamiętałem je z okresu, kiedy dziadkowie mieszkali już w bloku na Podwalu. Ponad wieszakiem na ubranie, usytuowanym w niewielkim przedpokoju, wisiało coś w rodzaju półki, na której trzymano między innymi czapki czy szaliki. Ale naczelne miejsce na owej półce zajmowały kapelusze. Lubiłem ściągać je i trzymać w ręce, sam przymierzając je przed lustrem. Były wówczas o wiele za duże. To na co zwracałem wówczas szczególną uwagę to fakt, że kapelusze te wbrew pozorom różniły się od siebie. Od razu można było poznać, które są na co dzień, a które od święta. Te pierwsze były znoszone i jakieś bardziej miękkie, jakby gorszego sortu, drugie natomiast wykonane były z lepszego materiału, bardziej solidne, wyścielone wewnątrz miękką i przyjemną w dotyku materią, na której lśniła równie elegancka metka. Miały też jakiś swoisty zapach. Może to zapach materiału, a może zapach… dziadka.
Pamiętam również czas, kiedy dziadka już nie było. Pożyczyłem od babci dziadkowe kapelusze. O dziwo, przez tyle lat po śmierci dziadka, babcia nie wyrzuciła ich. Były mi one natomiast potrzebne na jeden z licealnych apeli, na których występowałem, wcielając się w postać Czesława Niemena. A wiadomo, że jak Czesław Niemen to kapelusz musi być. To, co wówczas zdziwiło mnie najbardziej, to fakt, że kapelusze te nadal zdawały się być w bardzo dobrym stanie. Ale to, co zadziwiło mnie jeszcze bardziej to okoliczność, w obrębie której kapelusze te stały się dla mnie wyjątkowo małe. Nie mogłem zrozumieć, jak pasowały na głowę dziadka.
Zupełnie zapomniałem, że wiele lat temu ja byłem o wiele mniejszy, a także o tym, że dziadek głowę mógł mieć po prostu mniejszą. Poza tym jednak kapelusze owe nie zmieniły się nic. Są do dzisiaj gdzieś tam u rodziców, będąc swego rodzaju reliktem, reliktem pewnej klasy i elegancji, funkcjonującej dawniej wśród ludzi bez względu na to, skąd pochodzili ich nosiciele, czy byli biedni, czy bogaci, wykształceni, czy nie oraz bez względu na to, gdzie sięgały ich korzenie. Szkoda tylko, że dawno już minął czas, kiedy kapelusze te trafiały na jego głowę. Dawno już nie ma dziadka, dawno już nie ma babci. Pozostały jedynie owe artefakty, będące reliktem po ludziach, dzięki którym istniejemy zarówno my jak i nasi potomkowie. Tym bardziej więc żal mi czasami tych chwil kiedy beztrosko mogłem dotknąć dziadkowej głowy, na której kapelusze owe spoczywały. I chyba równie żal czasów, kiedy najprostsi nawet ludzie potrafili wyglądać z klasą, której dzisiaj wśród wielu mężczyzn tak bardzo brakuje.
Jarosław Sawiak
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie