Reklama

Historie prawdziwe. Oddałam swoje dziecko

Jakiś czas odczekałam zanim postanowiłam zająć się tematem podesłanym mi przez panią Barbarę. Bo to niełatwa i bardzo smutna sprawa, nasuwająca wiele wątpliwości i pytań bez odpowiedzi. Dla mnie autorka poniższego maila jest niewątpliwą bohaterką, ale czy każdą kobietę byłoby stać na taki heroizm? A jeśli nie, to czy inni ludzie lub ona sama powinna się za to potępiać?

„Mój mąż bardzo chciał mieć syna – pisze pani Basia. – Mieliśmy już trzy córki, ale on był tak zafiksowany na męskim potomku, że uległam jego namowom i postanowiliśmy spróbować raz jeszcze. Ale chyba nie taki był boski plan, bo trzy kolejne ciąże poroniłam, a gdy udało mi się ją donosić i urodziłam w końcu chłopca, miałam czterdzieści lat. Mateuszek niestety nie rozwijał się jak dzieci w jego wieku, nie chodził, nie mówił. Biegaliśmy od lekarza do lekarza i w końcu, w wieku dwóch lat stwierdzono u niego upośledzenie umysłowe w stopniu znacznym. Dowiedzieliśmy się wtedy, że Mateuszek maksymalnie osiągnie rozwój intelektualny sześcioletniego dziecka. Z czasem okazało się, że w niektórych dziedzinach nie sięgnął nawet tego pułapu: nauczył się co prawda chodzić, ale nie mówił, nie potrafił wykonać najprostszych czynności, w tym skorzystać samodzielnie z toalety. Tak więc miałam teraz czwórkę dzieci, w tym jedno niemowlę, które nim pozostanie na zawsze… Piszę miałam, bo mąż nie poradził sobie z sytuacją i zostawił nas, gdy Mateuszek miał cztery latka.

Utknęłam w domu, zdana na pomoc coraz starszych córek, dorabiając szyciem i poprawkami krawieckimi. Było ciężko, bo synek mi we wszystkich czynnościach przeszkadzał, zazdrosny o każdą chwilę, w której nie zajmowałam się wyłącznie nim. Ale nie narzekałam, nie przeklinałam losu, bo kochałam to dziecko najbardziej ze wszystkich. Ono najbardziej tego uczucia potrzebowało i ja mu je dawałam, nie żałowałam poświęcanego mu czasu, ani tego, co umykało mnie samej. Córki z czasem zaczęły układać sobie życie, kolejno powychodziły za mąż i wyprowadziły się z domu. Zostaliśmy z Mateuszkiem całkiem sami, od dawna nikt nas już nie odwiedzał, czemu ani się nie dziwiłam, ani nie miałam tego nikomu za złe. Bo mój syn potrafił na przykład się wysikać lub wypróżnić na środku pokoju, a jeśli kogoś (z tylko jemu znanych powodów) nie lubił, bywał dla tej osoby bardzo przykry. Z rodziną też nie utrzymywałam kontaktu, bo oni mieli dla mnie tylko i wyłącznie dobre rady. Próbowali mnie przekonać, że powinnam Mateuszkowi załatwić pobyt w jakimś ośrodku, bo on i tak nie docenia tego, co dla niego robię, nie jest niczego świadomy i będzie mu wszystko jedno, gdzie dostanie jeść i gdzie położą go spać.
Bardzo bolały mnie takie uwagi, bo mój syn bezgranicznie mnie kochał i tylko mnie bezgranicznie ufał. Nie umiałam sobie wyobrazić, że od któregoś momentu, zupełnie nie rozumiejąc dlaczego, miałby się nagle znaleźć w obcym miejscu wśród obcych ludzi…


Ale z upływem czasu zaczęło się okazywać, że stają przede mnie wyzwania, na które nie byłam gotowa i którym być może nie sprostam. Mateuszek miał spory apetyt, rósł jak na drożdżach, tył, i dojrzewał. Nagle miałam w domu wielkiego, dorosłego faceta ze wszystkimi fizycznymi właściwościami dla zdrowego mężczyzny w jego wieku. Był bardzo silny i zupełnie nie zdawał sobie sprawy, że przytulając się do mnie jak dawniej, zaczął wyrządzać mi krzywdę. A ja, już niemłoda, z nadwyrężonym kręgosłupem, drętwieniem kończyn nie dawałam sobie rady z jego czułościami. Nosił mnie po mieszkaniu jak lalkę, raz w czułym synowskim uścisku złamał mi żebro, innym razem obojczyk. A gdy kiedyś o mało mnie nie udusił i tylko cudem uwolniłam się z jego objęć, podjęłam bardzo trudną dla mnie decyzję i oddałam moje dziecko do domu opieki. Odwiedzam go codziennie, spędzam z nim tyle czasu, ile mogę. Wiem, że ma dobrą opiekę i ja czuję się tam z nim bezpiecznie. Ale serce mi się kraje, kiedy za każdym razem mój synek, gdy od niego wychodzę płacze jak małe dziecko i całuje mnie po rękach, chcąc mnie zatrzymać, albo próbuje pójść razem ze mną. Tak pewnie będzie, aż jedno z nas nie odejdzie na zawsze, bo jestem matką, a tym instynktem nie rządzi ani logika, ani rozsądek, ani troska o swoje własne dobro. I nie mogę się nadziwić, że są kobiety, które porzucają własne, zdrowe dzieci, albo rodzice, którzy je biją i znęcają się nad nimi. Ja bym Mateuszkowi nieba przychyliła, bez wahania oddałabym życie, gdyby dzięki temu mógł być jak inni, sprawny, radosny, szczęśliwy. A tymczasem mam poczucie, że go zdradziłam, zawiodłam i nieustająco muszę tłumaczyć się sama przed sobą, że to było jedyne możliwe wyjście”.
Grażka

Lubię słuchać ludzi, a ludzie lubią opowiadać mi swoje historie. Jeśli zdarzyło ci się coś, czym chcesz się podzielić, skontaktuj się z nami, a my opiszemy i opublikujemy twoją historię. Mail: [email protected]

Aplikacja jaw.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 02/05/2025 10:17
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo jaw.pl




Reklama
Wróć do